To mission (prawie) impossible - rozmowa z Mariuszem Rumakiem, trenerem Zawiszy Bydgoszcz

- Mamy 17 punktów i to wciąż jest bardzo mało, a drużyny, które są przed nami, także punktują. To jest "mission (prawie) impossible" - mówi SportoweFakty.pl trener Zawiszy Bydgoszcz [tag=20951]Mariusz Rumak[/tag].

- Po raz pierwszy w tym sezonie wygrywamy na wyjeździe i to dla nas duże wydarzenie, ale nie popadamy w euforię, bo wiele meczów przed nami - mówi Mariusz Rumak, którego Zawisza w sobotnim meczu 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy pokonał 1:0 Wisłę w Krakowie, odnosząc pierwsze wyjazdowe zwycięstwo od 17 maja 2014 roku.

Maciej Kmita: Jeśli walczyć o utrzymanie, to tylko w takim stylu, jak Zawisza wiosną.

Mariusz Rumak: - Za szybko, by mówić o tym, że robimy to w dobrym stylu, ale tak - osiem punktów w czterech meczach to dobry wynik, choć nadal tych punktów nam wiele potrzeba.
[ad=rectangle]
[b]

Zapowiadał Pan, że jedziecie do Krakowa po zwycięstwo i choć w Wiśle patrzono na te zapowiedzi przez palce, udowodniliście, że to nie były słowa rzucone na wiatr[/b].

- Ale pierwsza połowa nie była taka, jak chcieliśmy ją rozegrać, choć kuriozalnie zdobyliśmy bramkę na 1:0, stworzyliśmy sobie jeszcze jedną sytuację i prowadziliśmy. Chcieliśmy jednak zagrać inaczej: wyżej i bardziej agresywnie, ale Wisła nas zdominowała. W przerwie zmieniłem ustawienie i trochę lepiej funkcjonowaliśmy. Szybko stworzyliśmy sobie sytuację bramkową, ale bramkarz Wisły dobrze się zachował.

Do 63. minuty Pana zespół funkcjonował, jak należy, ale potem drugą kartką dostał Kamil Drygas.

- I wtedy mecz nabrał prawdziwej dramaturgii. Wisła ma tak dobrych piłkarzy, że jest to najgorszy zespół, przeciwko jakiemu można grać w osłabieniu, ale praca, jaką wykonaliśmy w okresie przygotowawczym dała efekt. Dodając do tego odrobinę szczęścia, udało się zapobiec stracie bramki.

Wiosną ustabilizował Pan linię obrony - w trzech ostatnich meczach zagrała ta sama czwórka obrońców. Poprawa gry defensywnej była dla Pana kluczowa podczas zimowych przygotowań?

- Jesienią mieliśmy problem z defensywą, ale za grę obronną nie odpowiada tylko czwórka obrońców. Wpływ na to ma też świetna forma Grześka Sandomierskiego, dobra dyspozycja Iwana Majewskiego, który dużo pomaga jako defensywny pomocnik. Fajną pracę wykonują skrzydłowi, którzy zrozumieli swoją rolę na boisku, Mica też zaczął pracować w defensywie. To wszystko składa się na to, że zaczęliśmy lepiej wyglądać w obronie, ale nie jest tak, że nie stracimy gola do końca sezonu. Z Wisłą mieliśmy też wiele szczęścia - Stilić trafił w poprzeczkę, potem zatrzymaliśmy piłkę na linii bramkowej. Jesienią nam tego szczęścia brakowało.

Wspomniany przez Pana Iwan Majewski to jedno z odkryć rundy wiosennej w T-Mobile Ekstraklasie.

- To wielki pracuś. Iwan jest przede wszystkim bardzo sprawny taktycznie i inteligentny. Kiedy gubimy równowagę, on potrafi ją przywrócić. Łata powstające dziury i jest bardzo cenną postacią w defensywie, bo wykonuje ciężką pracę, która często nie jest dostrzegana, bo nie jest efektowna, a jest niezbędna do tego, by punktować. Przy tym jest jednak też bardzo dobry piłkarsko.

Po rundzie jesiennej pierwszego bezpiecznego miejsca w tabeli traciliście aż 12 punktów - to największa strata, odkąd w lidze przyznaje się trzy punkty za zwycięstwo. Jak Panu udało się dźwignąć zespół mentalnie i natchnąć piłkarzy wiarą w utrzymanie?

- Jeszcze się nie dźwignęliśmy, choć wyglądamy lepiej. Najlepszym lekarstwem są wyniki. Fajnie wyglądaliśmy w sparingach z silnymi rywalami i to pomogło zawodnikom uwierzyć w siebie. Poza tym w przerwie zimowej stało się najlepsze, co mogło się stać - mamy wielu nowych piłkarzy, którzy nie mają w głowie rundy jesiennej.

Zimą czternastu zawodników odeszło, a w ich miejsce pojawiło się dwunastu innych. To rewolucja na dużą skalę.

- Musieliśmy to zrobić, a to, że do tego doszło, jest w pierwszej kolejności zasługą właściciela klubu, a nie moją.

Kiedy odszedł Michał Masłowski...

- Trzeba było sobie radzić...

Ale jego odejście na pewno nie było wkalkulowane w rewolucję. Nie osłabiło to Pana wiary w powodzenie misji?

- Od dłuższego czasu byliśmy przygotowani na to, że Michał może odejść. To nie stało się z dnia na dzień, a wszystko zależało tylko od ceny. Rozmawialiśmy z właścicielem uczciwie na ten temat i od dawna liczyłem się z tym, że Michała może nie być z nami. Michał też nie ukrywał, że chce zrobić następny krok, więc stało się to faktem, ale już tego samego dnia wiedzieliśmy, kto może zagrać na "10". Jestem bardzo zadowolony z Miki. On jesienią mało grał, ale zrozumiał pewne rzeczy taktyczne. Potrzebował czasu, bo to jest bardzo młody zawodnik - najmłodszy z tych, którzy zagrali przeciwko Wiśle. Będzie miał wahania formy, ale zaczął pracować w defensywie, a w ofensywie zawsze miał dużą jakość.

Zawisza utrzyma się w ekstraklasie? Po rundzie jesiennej wyglądało to na "mission impossible", ale teraz nabiera to realnych kształtów.

- Dla mnie to nigdy nie było "mission impossible", ale niewiele osób wierzyło, a ja wierzyłem bardzo. Wierzymy mocno w utrzymanie, ale powiedzmy sobie uczciwie - mamy 17 punktów i to wciąż jest bardzo mało, a drużyny, które są przed nami, także punktują. To nadal jest "mission (prawie) impossible".

Źródło artykułu: