Michał Kołodziejczyk: 50 twarzy Legii

Mam problem z oceną mistrzów Polski po meczu w Amsterdamie. Balansują między Hollywood a Bollywood - pisze Michał Kołodziejczyk.

W pierwszej połowie piłkarzom Henninga Berga nie wychodziło nic, w oczach mieli przerażenie, a szacunek do przeciwnika pomylili ze strachem. Oddali bodajże jeden strzał, stali przed własnym polem karnym i czekali na to co zrobi przeciwnik. Utytułowany przecież, z Pucharami Mistrzów w gablotach.

Legia w Polsce jest najbogatsza, ale w takim Amsterdamie przed przerwą zachowywała się, jak na balu, na który musiała przyjechać, chociaż nie miała odpowiedniej sukni. Nie wiem co stało się w szatni, ale w drugiej połowie, piłkarze z Warszawy przypomnieli sobie, co to futbol. Zaczęli tańczyć i pokazali, że nie tylko nie mylą kroków, ale potrafią zmusić gospodarzy do swoich przebojów.
[ad=rectangle]
Legia mogła wygrać ten mecz nawet 3:1, Ajax miał szczęście. Wystarczyło Holendrów postraszyć, a zaczęli się gubić, ale nie wiem czy pozwolą sobie na taką słabość w rewanżu. Umieją wyciągać wnioski. Być może to właśnie w Amsterdamie Legia straciła swoją jedyną szansę.

Prezes Bogusław Leśnodorski w loży był trochę przygnębiony, ale taką samą minę miał przed meczem. Zbudował w ekstraklasie odmianę FC Hollywood, przez trzy okienka transferowe nie tylko nie dopuścił do odejścia kluczowych zawodników, ale konsekwentnie dokupował nowych. I nagle okazuje się, że przy Łazienkowskiej realia są takie, że nie da się odrzucić oferty chińskiego drugoligowca, który zapragnął sobie w składzie największą gwiazdę Legii.

I ja Leśnodorskiego rozumiem, ale zwyczajnie mi przykro, że klub, którego nazwy nie pamiętam, stać na burzenie wizerunku, nad którym prezes tak pracuje.

Różne twarze ma też sam Radović - ten sam, który całował herb i mówił, że w Legii do końca kariery. Jemu też się nie dziwię, bo jakby ktoś zaproponował mi sześciokrotną podwyżkę w wieku przedemerytalnym, też bym się nie zastanawiał. Ale znowu okazało się, że te publiczne deklaracje o wierności klubowi, w obecnych czasach nie mają sensu.

Konsekwentnie o różnorodny wizerunek Legii dba też Berg. W meczu ligowym zapewne znowu zobaczymy innych zawodników niż w Amsterdamie. Berg nie życzy sobie używania słów - drugi skład, albo rezerwowi. W ekstraklasie zobaczymy zatem "piłkarzy podstawowych inaczej" i jednak z wiarą poczekamy na czwartek i rewanż, na którym z powodu braku kibiców będziemy mogli się przekonać czy Berg rzeczywiście poznał już podstawowe słowo polskiego futbolu. Premiera: "k…" w wykonaniu Norwega miała miejsce w Holandii, wychwyciły to kamery.

Michał Kołodziejczyk z Amsterdamu.

Źródło artykułu: