Stargardzianie w tym czasie zdobyli cztery punkty i wywalczyli awans do ćwierćfinału Pucharu Polski. - Cieszę się, że trójmecz ze śląskimi drużynami mamy za sobą i w żadnym z tych spotkań nie przegraliśmy. Remis z przebiegu meczu uważam, że jest sprawiedliwy. Sam nie do końca wiedziałem, jak zawodnicy zareagują na obciążenia, jakie w tym niedługim okresie ich spotkały. Ciężki wyjazd do Częstochowy, Puchar Polski i niedzielny mecz z bardzo wymagającym rywalem. Nie przypadkowo ta drużyna jest tak wysoko - powiedział po niedzielnym pojedynku z Rozwojem Katowice trener Krzysztof Kapuściński.
[ad=rectangle]
Błękitni ostatecznie zremisowali 1:1. To cenny punkt, gdyż gra i wynik spotkania nie układały się dobrze dla gospodarzy. - W pierwszej połowie zabrakło nam skrzydeł. Zarówno "Fady" jak i Bartek nie dawali tyle z przodu żebyśmy mogli zaskoczyć przeciwnika. Przez to nie dochodziliśmy do sytuacji. Graliśmy za bardzo defensywnie. Mówiłem, żebyśmy podeszli do przodu, ale chyba w podświadomości zawodnicy odczuwali trudy i wiedzieli, że jak za bardzo pójdą to będą musieli dużo wracać. Dlatego ten mecz nie był najładniejszy. Graliśmy zrywami, ale zawodnicy po meczu popadali i trzeba z pokorą podejść i cieszyć się z tego punktu - ocenił Kapuściński. - Zawodnicy się denerwowali, bo nogi nie tak niosły, jak powinny nieść. Nie ma się co dziwić. Rotujemy składem, ale szkielet cały czas gra. Pomimo tego do końca zespół wytrzymał trudy spotkania - dodał.
Ważna przy doborze składu na niedzielny mecz była aktualna dyspozycja zawodników. Nie zagrał przeziębiony Tomasz Pustelnik, a na drugą połowę nie wyszedł już Piotr Wojtasiak. Ten zawodnik zbierał pochwały za środowy występ w Pucharze Polski. Tamtego meczu jednak również nie dograł do końca. Wcześniej natomiast nie pojechał z drużyną do Częstochowy. - Piotrek ma swoje problemy zdrowotne. Przed Pucharem cały tydzień nie trenował. Muszę szanować zdrowie zawodników, bo to jest najważniejsze - wyjaśnił Krzysztof Kapuściński.
Stargardzki trener ponownie pokazał, że ma nosa do zmian. Wielokrotnie kluczowe bramki strzelał w tym sezonie Sebastian Inczewski. W środę zwycięskiego gola zdobył, rezerwowy, Bartłomiej Zdunek, a w niedzielę akcja dwóch zmienników dała wyrównanie. Po dośrodkowaniu Rafała Gutowskiego gola strzelił Bartosz Flis. - Ożywił grę i połączył dwie formacje. W pierwszej połowie sam Robert Gajda był z przodu, a reszta z tyłu. Flis połączył linie pomocy i ataku. Pomimo nawarstwiającego się zmęczenia zaczęliśmy grać lepiej w środku - stwierdził trener Błękitnych, którzy po trzynastu kolejkach zajmują trzecią pozycję w II lidze.