Do ostatniej kolejki ważyła się przyszłość częstochowskiej ekipy na drugoligowym froncie. Aby myśleć o miejscu w nowej, zreorganizowanej drugiej lidze Raków musiał nie tylko pokonać Bytovię Bytów, ale również liczyć na potknięcie Górnika Wałbrzych i MKS-u Kluczbork. Podopieczni Jerzego Brzęczka musieli jednak przełknąć gorzką pigułkę. Częstochowianie nie byli w stanie pokonać "świeżo upieczonego" pierwszoligowca, a na domiar złego rywale zgarnęli solidarnie komplet punktów i w końcowym rozrachunku Raków uplasował się na dziesiątej pozycji, co oznacza spadek do trzeciej ligi.
- W ostatnim meczu za wszelką cenę chcieliśmy zwyciężyć i godnie się pożegnać. Znów nie wykorzystaliśmy kilku dogodnych sytuacji w drugiej połowie. Potem zabrakło wyrachowania, spokoju i dokładności w rozegraniu piłki. Towarzyszy nam wielkie rozczarowanie i zdenerwowanie - mówił wyraźnie zafrasowany szkoleniowiec częstochowskiego zespołu.
Czerwono-niebiescy bardzo przeciętnie spisywali się w rundzie wiosennej, czym pogrzebali swoje szanse na zachowanie ligowego bytu. W sytuacji, gdy rozgrywki opuszczało aż dziesięć zespołów każdy punkt był na wagę złota, a tymczasem Raków nie potrafił rozprawić się z niżej notowanymi Ruchem Zdzieszowice, Odrą Opole, czy Ostrovią Ostrów Wielkopolski. Ostatnie zwycięstwa nad Zagłębiem Sosnowiec i Jarotą Jarocin podtrzymały jeszcze nadzieje częstochowskich kibiców, które brutalnie rozwiane zostały jednak w niedzielne popołudnie.
- Na pewno nie przegraliśmy utrzymania w tym ostatnim meczu. Zaważyło kilka spotkań na wiosnę, które zagraliśmy dobrze, ale nie potrafiliśmy zdobyć punktów - tłumaczył Jerzy Brzęczek.
Na razie nikt nie podejmuje się odpowiedzi na pytanie, jak wyglądać będzie przyszłość częstochowskiego klubu w kolejnym sezonie. Trudno jednak oczekiwać, by trzon obecnego zespołu zdecydował się na występy na poziomie trzeciej ligi. - Na razie za wcześnie, by cokolwiek mówić o przyszłości. Musi minąć trochę czasu i musimy się z tym przespać. Będziemy na pewno rozmawiać ze wszystkimi zawodnikami o tym, co czeka nas w następnych miesiącach – zakończył Jerzy Brzęczek.