Pomocnik Zagłębia, podobnie jak inni koledzy z zespołu, spodziewali się przy Piłsudskiego zupełnie innego rezultatu. Z uwagi na sytuację w tabeli lubinianie nie mogą spać spokojnie, bo czują na plecach oddech przedostatniego w tabeli Podbeskidzia. Remis z Widzewem na jego stadionie wywołał u podopiecznych trenera Oresta Lenczyka spory niedosyt. - Przyjechaliśmy do Łodzi po to, żeby wygrać. Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe zadanie, ale zrobiliśmy wszystko, żeby ten cel osiągnąć. Mieliśmy przecież kilka sytuacji i przynajmniej jedną, dwie z nich powinniśmy byli wykorzystać - powiedział po meczu Johan Bertilsson.
Złość na siebie piłkarzy Zagłębia po końcowym gwizdku jest uzasadniona, zwłaszcza biorąc pod uwagę postawę gospodarzy, którzy pod koniec meczu nie sprawiali wrażenia drużyny zażarcie walczącej o punkty, a te są jeszcze bardziej potrzebne łodzianom do utrzymania niż Miedziowym. Najdobitniej świadczy o tym statystyka celnych strzałów na bramkę. Po stronie Widzewa, po dziewięćdziesięciu minutach, w tej rubryce widniała liczba "0". - Widzew nie oddał ani jednego celnego strzału? Cóż, to efekt naszej dobrej defensywy. Mieliśmy kontrolę nad tym spotkaniem, ale problem polega na tym, że trzeba przewagę udokumentować bramką. Gdyby nam się udało, cieszylibyśmy się teraz z trzech punktów - martwił się szwedzki piłkarz Miedziowych.
Bertilsson mógł przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojego zespołu w ostatniej minucie meczu, kiedy to kapitalnie przerzucił piłkę w polu karnym gospodarzy nad jednym z obrońców Widzewa, po czym zdecydował się na strzał z ostrego kąta w górny, bliższy róg bramki Patryka Wolańskiego. Ostatecznie futbolówka poszybowała na aut bramkowy, a chwilę później arbiter zakończył mecz. - Po tej ostatniej akcji byłem na siebie wściekły. Oprócz tego miałem w drugiej połowie jeszcze dwie dobre okazje na strzelenie bramki. Zazwyczaj nie mam problemu z wykorzystywaniem takich sytuacji, ale tym razem coś nie zadziałało. Trudno taki jest futbol - stwierdził pomocnik lubinian.
Szansa na poprawę humorów już w najbliższą środę, kiedy to Zagłębie uda się do Nowego Sączu na rewanżowe spotkanie ćwierćfinału Pucharu Polski. W pierwszym meczu Miedziowi wygrali na własnym stadionie 2:0. Awans do półfinału jest więc na wyciągnięcie ręki. - Mamy teraz drugi mecz w Nowym Sączu. Jeżeli zagramy to, co chcemy zagrać, to nie powinniśmy mieć kłopotu z awansem do następnej rundy. Podchodzimy jednak do rewanżu tak, jakby było 0:0. Mamy w końcu dopiero półmetek tego dwumeczu - zakończył Bertilsson.