Działania włodarzy Górnika Zabrze wokół umożliwienia Robertowi Warzysze prowadzenia drużyny w meczu z Pogonią Szczecin spotkały się ze sporą falą krytyki. Działacze śląskiego klubu pierwotnie zakładali, że Warzycha poprowadzi zespół z ławki na licencji Ryszarda Wieczorka, a kiedy ten odmówił, zgłosili jako szkoleniowca, którego nazwisko widnieć będzie w protokole meczowym, Józefa Dankowskiego.
Szkoleniowiec ten pracuje w Górniku od kilku lat. Najpierw prowadził drużynę Młodej Ekstraklasy, a kiedy rozgrywki zlikwidowano, przejął zespół III-ligowych rezerw klubu z Roosevelta. Z trójkolorowymi barwami Dankowski związany był także jako zawodnik. Sięgał z górniczą drużyną po cztery tytuły mistrza Polski oraz Superpuchar kraju.
Następnie prowadził samodzielnie kilka klubów ekstraklasy i I ligi m.in. Górnika, Piasta Gliwice czy GKS BOT Bełchatów oraz był asystentem trenerów w Zabrzu, Gliwicach i Katowicach. W mediach trenera nazwano jednak "słupem" czy "figurantem", który w rzeczywistości ma swoja twarzą reprezentować zespół, który poprowadzi Warzycha.
Z taką argumentacją nie zgadza się prezes śląskiego klubu. - Nazywanie Józefa Dankowskiego "słupem" czy "figurantem" jest dla trenera krzywdzące. Bardzo sobie jego warsztat cenimy. Jest on szkoleniowcem niezwykle doświadczonym, który w naszym klubie pracuje od lat. Od czwartku jest on pełnoprawnym członkiem sztabu szkoleniowego pierwszego zespołu - wyjaśnia Zbigniew Waśkiewicz.
W działaniach PZPN wokół warunkowej licencji dla Warzychy sternik Górnika nie widzi złośliwości, dostrzega spore niedoskonałości w systemie szkolenia. - Wiedzieliśmy, że na 99 proc. trener Warzycha licencji nie otrzyma, więc decyzja komisji nie była dla nas zaskoczeniem. Nie umiem się jednak oprzeć wrażeniu, że system licencjonowania trenerów ma na celu głównie wyciąganie od szkoleniowców niemałych przecież pieniędzy - przyznaje były rektor AWF Katowice.
- Żeby były reprezentant Polski, który posiada spore doświadczenie zawodnicze chociażby z boisk Premiership, a warsztat trenerski szlifował w USA mógł pracować w Polsce musi przejść trzy kursy. Z drugiej strony z młodzieżą może pracować człowiek bez matury i żadnego doświadczenia czy wiedzy w tym temacie. Wystarczy tylko zgoda trenera i klubu. Coś tutaj jest nie tak - przekonuje prezes klubu z Roosevelta.