Napoleon to mój ulubiony trener - rozmowa z Robertem Podolińskim z Dolcanu Ząbki

Mimo przegranej w Niecieczy Dolcan dobrze zaprezentował się w pierwszym meczu rundy wiosennej. Z trenerem ekipy z Ząbek Robertem Podolińskim porozmawialiśmy przed inauguracją, nie tylko o piłce.

Czy jest pan zadowolony z przebiegu okresu przygotowawczego? Udało się go chyba obejść bez większych kontuzji w zespole?

- Nie, kontuzji żadnych nie było. Wszystko, co sobie założyliśmy, zrealizowaliśmy, a sezon zweryfikuje, czy popracowaliśmy dobrze, czy słabo. Jesteśmy dobrej myśli, świadomi swojej siły, świadomi swojej wartości, także naprawdę przed nikim w tej lidze nie uklękniemy.

Jak z oceną zimowych sparingów? Wyniki były niezłe, natomiast chciałbym się jeszcze zapytać, czy dla pana najważniejsze w przypadku meczów kontrolnych są wyniki, czy jednak dobra gra i realizacja założeń taktycznych?

- Ja wymagam zwycięstw. Oczywiście, nie zawsze jesteśmy w stanie wygrać, nie jesteśmy Barceloną, ale to zwycięstwa budują atmosferę i od tego nie uciekniemy. W pierwszej części okresu przygotowawczego graliśmy z silnymi zespołami, przede wszystkim po to, aby przeanalizować popełniane przez nas błędy. Nie ma nic lepszego jak zmęczony zespół, dobry przeciwnik - wszystkie mankamenty wychodzą wtedy ze zdwojoną siłą. Od sparingu z Lechem nie zanotowaliśmy porażki, tylko dwie stracone bramki w pięciu meczach, także moim zdaniem wszystko idzie w dobrym kierunku.

Jak to jest z transferami w Dolcanie? W lecie zawsze przewija się dużo piłkarzy na testach, wielu z nich trafia do klubu, by po jednej rundzie zniknąć. W zimie nie ma testów, są za to 2-3 konkretne transfery. Z czego to wynika?

- Zależy to od tego, czego potrzebujemy i komu kończą się kontrakty. Nie zawsze możemy sobie pozwolić na to, co byśmy chcieli, bo piłkarze mają wiążące kontrakty. Nam też jest ciężko z kimś rozwiązać kontrakt i z niego zrezygnować w trakcie trwania umowy. Czerwiec to jest ten czas, kiedy wielu piłkarzom kończą się kontrakty, natomiast w grudniu musimy je rozwiązywać za porozumieniem stron, także jest to też problem natury formalnej. Nie stać nas na nietrafione transfery, musimy to dość dokładnie analizować, dość rozsądnie do tego podchodzić. Nie szukamy za granicą, szukamy w niższych ligach, szukamy w pierwszej lidze, ale piłkarzy, którzy będą dla nas realnym wzmocnieniem. Nie zawsze się to sprawdza, szczególnie w przypadku piłkarzy z niższych lig, co pokazało lato – ci piłkarze nie podołali wyzwaniom, stąd też ich rozstanie z nami. Zostawiliśmy tych, których chcieliśmy. Jest też spora grupa zdolnej młodzieży, do tego Adrian Łuszkiewicz i Łukasz Sierpina, który przygodę z poważną piłką również zaczynał u nas. Ogólnie mówiąc jesteśmy zadowoleni z tych ruchów, jakie poczyniliśmy.

Kontynuując wątek transferowy - czy nie uważa pan, że Kacper Tatara i Andrzej Niewulis, którzy przyszli w trakcie rundy jesiennej mieli trochę za mało czasu, aby pokazać swoją przydatność dla zespołu?

- Te transfery przeprowadziliśmy w ostatniej chwili, powodowane były zagrożeniami kontuzjami w naszym zespole. Andrzej Niewulis przyszedł praktycznie bez okresu przygotowawczego jako jakaś alternatywa dla naszych obrońców. W pewnym momencie mieliśmy tylko czterech zdrowych obrońców – stąd ten pomysł. Kacper Tatara miał stanowić rywalizację dla Darka Zjawińskiego, choć szczerze mówiąc, ja w tej lidze nie widzę takiego piłkarza, który byłby w stanie z Darkiem rywalizować. Kacper nie miał prawa zagrozić pozycji Darka, dlatego stwierdził, że poszuka sobie innego miejsca, gdzie ta rywalizacja będzie łatwiejsza. Życie.

A czy pozyskany w zimie z Legionovii Szymon Lewicki ma jakiekolwiek szanse, aby zagrozić Zjawińskiemu?

- Na dzień dzisiejszy nie ma takiej możliwości, aby Szymon Lewicki zajął miejsce któregokolwiek z naszych napastników. Wzięliśmy go praktycznie w ostatniej chwili, bo lubimy dawać szansę młodym chłopakom z niższych lig, szczególnie z Mazowsza. Dostanie szansę do czerwca – czy ją wykorzysta, wszystko jest w jego głowie i nogach. Szymon nie będzie grał tylko dlatego, że nazywa się Szymon Lewicki. Musi być po prostu lepszy od tych zawodników, którzy w tej chwili grają. Jeśli wykorzysta swoją szansę – szacunek, jeśli nie – życie toczy się dalej, taka praca. Jeśli będziemy się przywiązywać do nazwisk, to za chwilę odkurzymy Piotrka Świerczewskiego, bo kiedyś fantastycznie grał w piłkę, a nawet dzisiaj zbytnio by nam poziomu nie zaniżył.

Jeszcze chciałem zapytać o jeden transfer z przeszłości – Paweł Sasin długo grał w ekstraklasie, teraz jest podstawowym zawodnikiem lidera z Łęcznej. W Ząbkach spędził wiosnę 2013 i się nie przebił. Dlaczego?

- Na sytuację Pawła rzutowało to, że on przyszedł do nas fizycznie nieprzygotowany. Kiedy zobaczyliśmy Pawła na obozie śmialiśmy się, że na pewno zostanie piłkarzem lipca. To było naturalne, że po przepracowaniu z nami zimy w marcu i kwietniu przechodził kryzys. Natomiast w maju wyglądał bardzo dobrze, w ostatnim meczu w Katowicach było już super. Także decyzja była taka, nasza i Pawła, żeby poszedł w miejsce, gdzie będzie czuł się dobrze. Te pół roku rzeczywiście przepracował bardzo fajnie i poszedł gotowy do Łęcznej. U nas jednak nie wypracował sobie jakiejś wielkiej szansy, nie wyróżniał się aż tak bardzo, żebym kogokolwiek posadził na ławkę rezerwowych tylko dlatego, że na wejście czeka Paweł Sasin. W Dolcanie grają ci, którzy są na daną chwilę piłkarzami lepszymi, sentymentów nie ma.

Czy to będzie trudna runda dla Rafał Leszczyńskiego?  Jeszcze niedawno był szerzej nieznanym, młodym i zdolnym bramkarzem, teraz to reprezentant kraju, na którego jest zwróconych wiele par oczu. Poradzi sobie z presją?

- Myślę, że tak. Pojechał właśnie na reprezentację U-21 trenera Dorny (wywiad przeprowadzono 5 marca – przyp. red.), wniosek z tego taki, że jest również w kręgu zainteresowań tej reprezentacji, na którą ja bardzo liczę w kontekście eliminacji. Im wcześniej i im więcej tych fleszy piłkarz dostanie, tym szybciej się przekona, czy sobie z tym radzi. Tak teraz ta piłka jest skonstruowana, że jeżeli ktoś sobie z tym nie radzi, to nie ma dla niego miejsca. To jest okno wystawowe, piłkarze mają nie tylko dobrze wyglądać na boisku, ale także radzić sobie z presją poza boiskiem. Im szybciej Rafał dostanie możliwość, aby się z tym zmierzyć, tym większy kapitał dla niego na przyszłość. Młody chłopak, świadomy swojej wartości, ale świadomy także błędów, które popełnia. Mam nadzieję, że wszystko u niego będzie szło w dobrym kierunku.
[nextpage]Preferuje pan dość rzadko spotykane ustawienie 3-5-2. Czy to jest system, który będzie pan chciał stosować w każdej prowadzonej przez siebie drużynie, czy raczej dopiero po zapoznaniu się z konkretnym materiałem ludzkim dobiera pan odpowiednią taktykę?

- Powiem szczerze, że nie wiem i takie dywagacje są dla mnie mało zasadne. Nie wiem, co będzie w przyszłości. Na razie jestem w Dolcanie, system ćwiczony od dwóch lat sprawdza się bardzo dobrze, wykorzystuje maksymalnie nasz potencjał. Nie będę ukrywał, że od półtora szukamy piłkarzy, którzy spełniają określone wymagania, jeśli chodzi o pozycje w tym systemie. Czyli nie szukamy klasycznych wysokich stoperów, których atutem jest tylko gra głową, szukamy piłkarzy, którzy równie dobrze mogą występować na bokach obrony i to się na razie sprawdza. Szukamy określonego typu skrzydłowych, którzy nie tylko świetnie czują się w ataku, ale potrafią też bronić, bardzo dynamicznych i bardzo wydolnych, bo tacy piłkarze mają tutaj miejsce do grania. Swoje wymagania mamy również co do środka pola i powiem szczerze, że szukamy głównie pod to ustawienie. Te dwa transfery, które zrobiliśmy, plus Szymon Lewicki, spełniają nasze oczekiwania.

Znany jest pan ze swojego zamiłowania do historii, pana ulubionym wodzem jest Napoleon…

- Tak, mój ulubiony trener…

Dlatego chciałem zapytać – czy możliwe jest stosowanie w piłce nożnej taktyki wielkich wodzów z ich zwycięskich bitew?

- Te wszystkie rzeczy bardzo się przenikają, bo prowadzenie zespołu to nic innego jak zarządzanie zespołem ludzkim. Występują tu zapożyczenia z biznesu, gdzie jest to rozpracowane – prakseologia, rozmowa z zawodnikami, motywowanie. Wszystko to sprawdziło się bardzo dobrze w koncernach, korporacjach i mniejszych firmach, znajduje to też zastosowanie w piłce nożnej. Futbol ma dużo wspólnego ze strategią i działaniem militarnym, jest tu planowanie krótkoterminowe, długoterminowe, strategia długofalowa. Oczywiście nie będziemy tutaj niszczyć żywej siły przeciwnika, ale wiele rzeczy się nakłada. Wystarczy poczytać sentencje czołowych trenerów i porównać je z wypowiedziami admirała Nelsona czy Napoleona chociażby. Dowodzenie i zarządzanie ludźmi wszędzie odbywa się bardzo podobnie. Ja się cieszę, że u nas nie ma ofiar, że nie musimy się mordować, toczymy te wojny w obrębie zielonego placu. Ale warto uczyć się od wszystkich, bardzo ciekawą rzeczą jest obserwacja trenerów innych dyscyplin, czyli np. Wenta czy Kruczek w tej chwili. Pan Łukasz Kruczek jasno pokazał, że człowiek, który pochodzi z tego środowiska, jest Polakiem, jest młodym, pewnym siebie facetem, potrafił wyprodukować grono bardzo zdolnych zawodników. Oczywiście, systemowo poszliśmy też bardzo do przodu, mamy szkoły mistrzostwa sportowego, fajne skocznie, itd. Nie musieliśmy jednak zatrudniać Fina, Niemca czy Hiszpana do skoków, żeby mieć fajne wyniki i ja mam nadzieję, że to również da niektórym ludziom do myślenia. Bo był Lepistö, było kilku innych, a mistrza olimpijskiego ma pan Łukasz Kruczek, co mnie bardzo cieszy.

Czyli można powiedzieć, że Łukasz Kruczek udowodnił, że nie trzeba
przemawiać do Polaków po angielsku, żeby zyskać autorytet? To takie pytanie trochę w kontekście selekcjonera naszej piłkarskiej reprezentacji.

- Szkoda, żebyśmy leczyli jeszcze cudze kompleksy. Jeśli ktoś ma takie kompleksy w kwestii języków obcych, to gratuluję. Nie mamy się absolutnie czego wstydzić, powinniśmy chodzić z podniesioną głową i być dumni z tego co mamy. Jesteśmy u siebie i nie musimy się nikomu kłaniać.

Wracając do Dolcanu – celem drużyny jest miejsce w ósemce. Jaki wynik natomiast zadowolił by pana osobiście?

- Może troszkę inaczej podejdę do tego pytania – to nie jest tak, że przed sezonem zarząd bierze nas do swoich gabinetów i mówi: Słuchajcie, ma być ósme miejsce, jak nie to tragedia, rozgonimy was! Przez trzy lata mojej pracy w Dolcanie zawsze czułem wsparcie, mieliśmy różne doświadczenia z wprowadzaniem nowej taktyki i czasami nie było zbyt różowo. Zawsze miałem jednak wsparcie, zawsze czułem pełne zaufanie szefów i tak jest w tej chwili. U nas to przebiega bardziej na zasadzie swobodnych rozmów – jak się czujemy, jak wyglądamy, na ile mierzymy siły, itd. Ta propozycja ósmego miejsca wyszła od zawodników, którzy postanowili pójść krok do przodu i wyznaczyć sobie wyższe cele. Za to chcemy mieć płacone i tak dogadaliśmy się z szefem. Mnie bardzo cieszy, że zespół w ogóle nie chciał negocjować premii za miejsca jedenaste, dwunaste czy dziesiąte – świadczy to bardzo dobrze o tym, jak oni się czują i w którym kierunku chcą podążać. Cel rzeczywiście mamy taki, żeby zmieścić się w tej pierwszej ósemce, chcielibyśmy też trochę namieszać w czołówce, bo jak już mówiłem w innych wywiadach, wszystkich potentatów mamy u siebie. Podejmiemy trzy górnicze zespoły, z którymi dotychczasowe mecze wyglądały bardzo dobrze, były na wysokim poziomie piłkarskim, zacięte i emocjonujące. Nie możemy się już doczekać tych starć, wszystkich innych zresztą też. Sami tak do końca nie wiemy, jak mocni będziemy, zweryfikuje to kilka pierwszych kolejek.

Jeśli Dolcan nie awansuje, a pan nie dostanie propozycji z ekstraklasy, to będzie pan się czuł zawiedziony?

- Nie, ja naprawdę bardzo pokornie podchodzę do tego, co robię i bardzo szanuję to, co mam. Jestem w Dolcanie i jestem przekonany, że paruset trenerów zamieniłoby się ze mną chętnie na miejsca i popracowało w takim klubie jak ten, który ciągle idzie do przodu, jest stabilny i trener ma poparcie prezesów. Naprawdę świat mi się na głowę nie zawali, jeśli nie będę miał propozycji z ekstraklasy. Trzeba być tam, gdzie nas szanują, gdzie my się dobrze czujemy. Chciałbym też, żeby komuś zależało na mojej osobie – jeżeli ja zatrudniam piłkarza, to wcześniej go oglądam, nie robię castingów, dobieram pod swoją koncepcję. Wierzę, że kluby również są tak zarządzane i jeśli ktoś będzie chciał zatrudnić Podolińskiego, to prześledzi jego przygody futbolowe i powie: Tak, to jest ten facet i jesteśmy na niego zdecydowani! Nie będzie potrzebował rozmów ze stu dwudziestoma innymi trenerami, na zasadzie, który nam się ładniej wypowie, czy który lepsze przeźrocza przygotuje.

Ostatnie pytanie – jaki jest pana trenerski idol?

- Powiem szczerze, że nie mam nikogo takiego. Czytam oczywiście biografie różnych trenerów, ale nie zachłystuję się nimi, traktuję to raczej jako książki przygodowe. Staram się nie powtarzać ich błędów, bo zawsze lepiej jest się uczyć na cudzych błędach. Nie mam kogoś takiego, na kim bym się wzorował, chcę być sobą i nie zajmować się cytowaniem wielkich postaci.

Komentarze (0)