Ekipa Marka Kamińskiego podkręciła tempo dopiero po przerwie, mimo to ani razu nie złamała defensywy rywala. - Martwi mnie zupełnie nieudana pierwsza połowa. W drugiej już przeważaliśmy, mieliśmy kilka sytuacji, ale świetnie bronił bramkarz. Goście wybijali też piłkę z linii, poza tym ewidentnie sfaulowali Adriana Bartkowiaka i nie mam żadnych wątpliwości, że w końcówce należał nam się rzut karny - powiedział Grzegorz Rasiak.
Czy obraz gry po przerwie nastraja optymizmem na przyszłość? Wydaje się, że prezentując taką dyspozycję przez pełne 90 minut, zieloni mogliby Jarotę pokonać. - Ten fragment był dobry i może nas nastawić pozytywnie. Spotkanie ma jednak dwie połowy i o tym musimy pamiętać. Tymczasem do przerwy my praktycznie nie nawiązaliśmy walki. Gdyby przeciwnik lepiej rozegrał niektóre akcje, to mógł nam nawet wbić gola. Mamy więc spory materiał do przemyśleń. Musimy sobie uświadomić, że od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego trzeba walczyć na pełnych obrotach - dodał były reprezentant Polski.
Na wyciąganie wniosków nie ma zbyt wiele czasu, bo już za tydzień ekipę z Drogi Dębińskiej czeka dużo trudniejsze zadanie - wyjazdowy pojedynek z konkurentem do awansu, Bytovią Bytów. - Cały czas wszystko zależy od nas. Nie ma co patrzeć na rywala. Z Jarotą nie zdobyliśmy pełnej puli, bo my zagraliśmy słabo. Bytovia to na pewno wymagający przeciwnik, ale to mnie mało interesuje. W pierwszej kolejności my musimy zagrać na miarę swojego potencjału - zakończył Rasiak.
Sytuacja Warty wciąż nie jest najgorsza, bo choć poznaniacy zajmują 4. miejsce w tabeli, to do strefy premiowanej awansem tracą tylko cztery punkty.