Mateusz Michałek: Jak bardzo jest pan człowiekiem wierzącym? Bo jeśli się utrzymacie to będzie cud.
Paweł Giel:
Według siebie jestem osobą wierzącą, ale dla kogoś innego mogę już nie być. Cuda się zdarzają. Nadzieja umiera ostatnia.
Czyli nikt wprost nie stwierdził, że utrzymanie już przepadło?
- Ludzie dookoła o tym mówią i piszą, ale w szatni nic takiego nie padło. Będziemy dalej grać po to, by udowodnić wszystkim, że do czegoś się nadajemy.
A co pan na takie postawienie sprawy, że wasze utrzymanie byłoby większym wyczynem niż wyprzedzenie Legii przez Lecha?
- Wydaje mi się, że coś w tym jest. Nasza sytuacja jest bardzo ciężka, tracimy siedem punktów do bezpiecznej pozycji. Lech ma pięć „oczek” straty, ale jest w nieco większym gazie. Ale ja cały czas w nas wierzę.
Nie żałuje pan, że zdecydował się na przenosiny do Warty?
- Zawsze byłem bardzo ambitny i ta ambicja nie pozwalała mi na to, by siedzieć w Młodej Ekstraklasie w Bełchatowie i zgarniać nieco lepsze pieniążki. Chciałem grać i robiłem wszystko, by do tego dojść. Uznałem, że mam tyle lat, że muszę coś zrobić i tego nie żałuję.
To musi być jednak deprymujące, że przychodzi się do zespołu, któremu aż tak nie idzie.
- Nie tyle deprymujące, co dołujące. Wyniki są słabe, a większość spotkań przegrywamy w głowie. To jest nasz największy problem. Przegraliśmy kilka meczów, które naprawdę mogliśmy wygrać i stąd zjazd w dół. Każda kolejna porażka sprawia, że czujesz się coraz mniej pewnie. A pewność to, według mnie, 80 procent sukcesu. No i nam tych 80 procent brakuje...
Jeszcze bardziej dołuje chyba fakt, że potraficie stwarzać sobie sytuacje, ale tracicie punkty przez nieskuteczność.
- Może w dwóch meczach brakowało nam klarownych sytuacji, ale w większości rzeczywiście je stwarzamy. Po prostu coś się w nas zacięło. Widocznie mamy w głowach tyle pierdoł, że jak wychodzimy na mecz, to nie potrafimy wykorzystać najprostszych okazji. Gdybyśmy strzelili wszystko co powinniśmy strzelić, to spokojnie bylibyśmy w środku tabeli.
Na ile związał się pan zimą z Wartą? Bo ciężko znaleźć jakieś informacje.
- Na pół roku.
Myśli pan już co zrobi po zakończeniu sezonu?
- Na razie myślę tylko o tym, że jeśli mam się pożegnać z Wartą, to chcę to zrobić z honorem i podniesioną głową. Nawet jeśli spadniemy, to większość z nas ostatnimi meczami może pokazać, że nie przyszliśmy tutaj tylko po to, żeby odbębnić ligę. O tym, co dalej, będę myślał w czerwcu.
Dzwonił już ktoś do pana?
- Słyszałem, że są jakieś zapytania, ale osobiście nikt do mnie nie dzwonił. Mam spokojną głowę. Nie martwię się o swoją przyszłość, bo wydaje mi się, że sobie poradzę. Jestem na tyle pewny swoich umiejętności, że nie chcę teraz zaprzątać sobie tym głowy.
Ale jeśli już to chodziłoby o I ligę?
- Powiem szczerze, po tym co zaprezentowaliśmy na tę chwilę w Warcie, powinniśmy się cieszyć, jeśli ktokolwiek z I ligi do nas zadzwoni. Wyglądamy tak fatalnie, że każda oferta z tej ligi będzie przeze mnie i większość kolegów, którzy odejdą rozpatrywana z radością. Kocham grać w piłkę i nie przestanę tego robić, nawet jeśli będę musiał zrobić kolejny krok w tył. Oczywiście chciałbym grać w Ekstraklasie, a później wyjechać za granicę, ale zobaczymy jak to będzie wyglądać.
W najbliższej kolejce gracie z Sandecją. Jakieś zakłady z bratem Piotrem o to, kto wyjdzie z rywalizacji jako zwycięzca?
- Na razie się z tego śmiejemy, dzwonimy do siebie i wymieniamy opinie na Facebooku. Mamy z bratem swoje tajemnice i ich nie zdradzę, ale z pewnością jeden drugiemu chce pokazać postępy, jakie uczynił w ostatnim czasie. A nie spotkaliśmy się na boisku od półtora roku. Oczywiście ważniejsze od naszej rywalizacji jest dobro naszych drużyn.
Ale pewnie po takim meczu pojawią się jakieś uszczypliwe komentarze w kierunku przegranego?
- Nie ma co ukrywać. Jak nas znam to pewnie i po roku będziemy wyciągać jakieś zdarzenia z tego spotkania.
- Śledzi pan dokładniej losy GKS-u Bełchatów? O ile do niedawna utrzymanie wydawało się niemożliwe, to teraz wygląda to zupełnie inaczej.
- Jestem w kontakcie z braćmi Mak i paroma innymi chłopakami. Cieszę się z ich wyników, w końcu przebywałem tam kilkanaście miesięcy. Gdy odchodziłem nie działo się za dobrze, ale teraz podobno wiele się pozmieniało na lepsze. Zostały trzy kolejki i wierzę, że się utrzymają.