- Kibice byli bardzo żywiołowi i kulturalnie dopingowali do końca Śląsk. Jeszcze raz powtarzam - nie czekajmy jednak na mecz z Lechem albo Wisłą, aby zapełnić ten stadion... - powiedział po meczu z PGE GKS Bełchatów szkoleniowiec Śląska, Ryszard Tarasiewicz.
Frekwencja na stadionie Śląska nie należy być może do najwyższych w lidze, ale za każdym razem na stadionie przy ulicy Oporowskiej można liczyć na kilka tysięcy widzów. Włodarze Śląska robią wszystko, aby jak najwięcej widzów pojawiało się na obiekcie. Przed ostatnim ligowym pojedynkiem odbyła się akcja honorowego oddawania krwi. Każdy, kto zdecydował się wykonać ten gest, otrzymał bezpłatnie na bilet spotkanie z Cracovią Kraków.
Wrocławianie w spotkaniu z zespołem z Bełchatowa szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylili dopiero w doliczonym czasie gry. Śląsk w tym meczu miał słabsze momenty i wtedy bardzo pomocni okazali się kibice, którzy byli dwunastym zawodnikiem zespołu. - Dziękujemy serdecznie kibicom za wspaniały doping, dopingowali nas do ostatnich sekund tego spotkania - mówi Antoni Łukasiewicz, dla którego był to debiut w oficjalnym meczu na stadionie przy ulicy Oporowskiej.
To, że Śląskowi w zwycięstwie pomogła publiczność, stwierdzają także piłkarze z Bełchatowa. - Śląsk grał przed własną publicznością, nam zabrakło tego wsparcia kibiców - powiedział Janusz Gol - gracz PGE GKS.
Od tego sezonu w barwach Śląska występuje także Sebastian Mila. Dla niego także niesłychaną rolę odgrywają kibice. - Chcemy grać jak najlepiej dla kibiców i chcemy, żeby mieli jak najlepsze widowisko - mówi były reprezentant Polski.
Przeciwnikiem Śląska w następnym ligowym pojedynku rozgrywanym we Wrocławiu będzie Cracovia Kraków. Na potyczkę z tą drużyną fanów nie trzeba specjalnie mobilizować. Wtedy to na trybunach powinno pojawić się więcej fanów. Oby tylko szkoleniowiec Śląska na pełne trybuny nie musiał czekać do spotkania właśnie z Lechem, Legią, Wisłą czy Arką Gdynia.