Gdy się łata i nie... lata, czyli Ruch Chorzów po małej kompromitacji

Piłkarze Ruchu Chorzów przegrali w sezonie pierwszy mecz na własnym stadionie. Kibice Niebieskich mieli do swoich ulubieńców pretensje o zbyt małą ambicję w grze przeciwko Lechii.

Stało się, co stać się musiało. Po bardzo słabym meczu Ruch Chorzów doznał pierwszej porażki w sezonie na własnym boisku. Niebiescy, mający duże problemy kadrowe, z Lechią zagrali źle i zasłużenie przegrali. - Byliśmy zespołem słabszym. W przeciwieństwie do Lechii, nie wiem dlaczego, tak mało próbowaliśmy grać w piłkę. Nasze dzikie próby gry długą piłką od tyłu były skazane na niepowodzenie i nie wiem, skąd one się brały - ocenił po spotkaniu Jacek Zieliński i jednocześnie zobrazował przebieg gry, gdzie Niebiescy mieli dobre jedynie momenty. - Od początku graliśmy źle. Po wejściu trójki zmienników przez chwilę coś się działo, ale to był jedynie epizod - stwierdził trener Niebieskich, który bardzo zaryzykował wpuszczając już po przerwie na plac gry reprezentanta Polski juniorów Kamila Włodykę. Młokos spalił się kompletnie i można było odnieść wrażenie, że chorzowianie niemal przez całą drugą połowę grali w dziesiątkę. Lewa strona zespołu w ofensywie niemal nie istniała. - Nie tylko rezerwowi nie dali jakości - tłumaczył po meczu Zieliński.

Klarownej błędy w grze wyliczył, najlepszy w piątek wśród Niebieskich, Michal Pesković. - Szkoda że tak mało graliśmy bokami, bo takie były założenia. Zawsze graliśmy pewnym schematem: do środka, a potem do boku. Teraz tego zabrakło Dużo mamy kontuzji i trener musi łatać skład. Niemal cały środek pola wypadł ze składu z powodu kontuzji.  - przyznał Słowak, który kilka razy uratował zespół przed stratą gola.

Drugim obok Peskovicia jaśniejszym punktem Niebieskich był, wracający do formy sprzed czasów odejścia do Polonii Warszawa, Maciej Sadlok. - Zmiany w składzie na pewno wpłynęły na naszą grę. To jest sport i urazy się zdarzają. Tak dzieje się teraz u nas, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Po to mamy szeroką kadrę, żeby kolejny piłkarz wskakiwał do składu i udowadniał swoją wyższość. Co z tego, że po przerwie zaprezentowaliśmy się trochę lepiej, skoro i tak w końcówce straciliśmy gola - zastanawiał się były reprezentant Polski. – Jak się nie da wygrać spotkania, to trzeba je zremisować - przypomniał starą maksymę Sadlok.

W Chorzowie kibice mogą piłkarzom wybaczyć wiele, ale braku woli walki na pewno nie
W Chorzowie kibice mogą piłkarzom wybaczyć wiele, ale braku woli walki na pewno nie

Po meczu część kibiców gwizdami żegnała wicemistrzów Polski. Przy Cichej wiedzą, że można przegrać spotkanie, ale niewybaczalne jest, że punkty traci się bez walki. Niektórzy zawodnicy Niebieskich wiele sił włożyli w to spotkanie, ale niektórzy wyraźnie przeszli obok gry.

Komentarze (1)
avatar
Grek Zorba
10.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
100 procent racji. Piłkarzykom nie chce się grać i walczyć. Widać efekt nowej miotły zadziałał szybko, ale za krótko. Dariusz Smagorowicz powinien pokazać charakter i uderzyć pięścią w stół. Ni Czytaj całość