To pierwsza ligowa przegrana Zawiszy w tym sezonie, a druga w ogóle, bo przecież na początku sierpnia bydgoszczanie w 1/6 finału Pucharu Polski odpadli z tych rozgrywek po porażce 0:2 również z Pasami.
- W pierwszej połowie to nie był ten Zawisza, który decyduje o losach meczów. Cracovia rozgrywała sobie piłkę, jak chciała. To było decydujące, że przegraliśmy pierwszą połowę. Po przerwie zmieniliśmy sposób na grę, co przyniosło efekt, bo to my prowadziliśmy grę, a Cracovia grała z kontrataku. Niestety po jednym z nich przypieczętowała zwycięstwo w tym spotkaniu, a raczej bitwie - mówi Skrzyński i dodaje: - Jednej wielkiej bitwie dwóch drużyn, które są godne reprezentowania swoich klubów w ekstraklasie. Długa droga przed nami do końca sezonu i na pewno wyciągniemy konstruktywne wnioski z tej porażki. Cieszę się, że Zawisza ma tego ducha do walki i do zwyciężania. Przy odrobinie szczęścia ten mecz mógł zakończyć się remisem. Pierwsza połowa była Cracovii, ale druga Zawisza. Tylko, że to Cracovia strzelała bramki. Cóż, czekamy na nią w Bydgoszczy.
- Cracovia to dobry zespół. Dużo gra piłką, długo się przy niej utrzymuje. W pierwszej połowie zachowywaliśmy się źle, były za duże odległości między nami, a Cracovia to wykorzystywała. W drugiej połowie graliśmy lepiej. Zabrakło nam szczęścia, bo mieliśmy kilka sytuacji
- dorzuca Michał Masłowski, który półtora roku temu sam mógł trafić do Pasów, ale po kilku tygodniach treningów pod okiem Jurija Szatałowa w Krakowie ostatecznie zasilił Zawiszę. - Wyszło, jak wyszło. Nie chciałbym do tego wracać. Jestem w Zawiszy i na nim się skupiam.
Po porażce z Cracovią przewaga Zetki nad krakowianami zmalała do jednego punktu. Gdyby Zawisza wygrał pod Wawelem, odskoczyłby Pasom na 7 "oczek". - Zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Przed meczem trzeba się odciąć od dywagacji, ale od tego nie da się całkowicie uciec. Wiedzieliśmy, że zwycięstwo pozwoli nam nam na spokojną grę w następnych kolejkach. Ale cóż, liga trwa. Jesteśmy zmartwieni, że pierwszy raz w tym sezonie wróciliśmy do domu na tarczy i to nas boli, bo jesteśmy ambitni. - Mamy problem, bo mieliśmy dość sporą przewagę, którą straciliśmy, ale nie ma wiele do analizy: druga połowa w Krakowie pokazała, że nie jest tak, że zaczęły się mecze o stawkę, którym Zawisza nie sprostał. Pokazaliśmy, że jesteśmy groźni - przekonuje "Skrzynia".
Skoro Cracovia jako pierwsza w lidze pokonała Zawiszę, to była jej najtrudniejszym rywalem w tym sezonie? - Wydaje mi się, że tak. Jeśli chodzi o typowe umiejętności piłkarskie, to Cracovia była zdecydowanie najlepszym rywalem. Ale dużo krwi napsuł nam też Dolcan - drużyna bardzo walcząca - mówi kapitan bydgoszczan.
Jaki scenariusz doświadczony Skrzyński przewiduje dla walki o awans do ekstraklasy? - Każdy musi patrzeć na siebie. Trzeba wygrywać mecz za meczem, bo wtedy żaden rywal nie będzie groźny. Uciekły nam punkty w dwóch meczach u siebie i ponosimy tego konsekwencje. Będziemy dążyć do perfekcji, bo nie jesteśmy drużyną, która tylko chce sobie pograć w I lidze. Starsi zawodnicy chcą wrócić do ekstraklasy, a młodzi mają parcie na ekstraklasę, bo w innych klubach nie mieli takiej szansy i chcą ją wykorzystać w Zawiszy.