Niezwykle zadowolony opuszczał stadion Ruchu Chorzów trener Podbeskidzia Robert Kasperczyk. - Emocje były bardzo duże, jeszcze nie ochłonęliśmy. Moje najwyższe słowa uznania dla moich zawodników za to, co zrobili w drugiej połowie - stwierdził szkoleniowiec gości. - Najwyższe słowa uznania należą się jednak Markowi Sokołowskiemu, który został na boisku z kontuzją na tzw. słupa. Tak zachowuje się kapitan - dodał Kasperczyk.
Opiekun beniaminka ligi przez długie minuty meczu stał podłamany przy linii bocznej, podnoszeniem rąk chcąc wpływać na sędziów sygnalizując spalonego Niebieskich lub też auty dla swojej drużyny. Arbitrzy nie sugerowali się zdesperowanym wówczas szkoleniowcem, który jednak do szatni mógł zejść po spotkaniu z podniesioną głową.
- Jestem zadowolony, ponieważ przegraliśmy ostatnie dwa mecze, nie zdobyliśmy w nich żadnej bramki. Udało nam się przełamać i w końcu mamy tę historyczną trójkę z przodu, czyli trzydzieści punktów - cieszył się trener Podbeskidzia, który zwrócił uwagę na fakt, że wszystkie bramki padły w meczu po stałych fragmentach. - Ruch nie zdobył ich bezpośrednio, w tzw. pierwszym tempie, ale w ich następstwie padły oba gole. Odwzajemniliśmy się w drugiej połowie również dwoma stałymi fragmentami gry perfekcyjnie wykonanymi przez Cohena - zakończył Robert Kasperczyk.