Obrońca gości był po meczu zadowolony ze swojej postawy, ale... - Niestety trafiła się pechowa 95. minuta. Straciliśmy bramkę i teraz będziemy sobie pluć w brodę, że nie udało nam się pokonać Widzew, a było to na wyciągnięcie ręki. Na cztery bramki w ekstraklasie, trzy strzeliłem łódzkim drużynom. To jednak marne pocieszenie po takim spotkaniu - powiedział defensor Śląska, Marek Wasiluk. Były zawodnik Jagiellonii oraz Cracovii zdobył w niedzielę swojego drugiego gola w obecnym sezonie. Warto wspomnieć, że pierwsze trafienie miało miejsce także w Łodzi, ale przeciwko Łódzkiemu Klubowi Sportowemu. Śląsk wygrał tamto spotkanie 2:1, a gol Wasiluka dał jego drużynie zwycięstwo.
Piłkarz zielono-biało-czerwonych w momencie przeprowadzania ostatniej akcji przez Widzew znajdował się w polu karnym swojego zespołu. Wasiluk nie zdecydował się jednak na zatrzymywanie wbiegającego na prawe skrzydło Mindaugasa Panki, który asystował przy bramce Przemysława Oziębały na 2:2. - Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że Panka zszedł ze środka do boku gdzie było trochę miejsca. Nie chciałem go faulować, bo stały fragment gry w tym sektorze boiska w doliczonym czasie jest groźny. Myślałem, że ktoś w polu karnym mnie zaasekuruje. Poszło jednak dośrodkowanie, a w szesnastce w tym momencie znalazło się dużo zawodników Widzewa i wpadła bramka - opisał sytuację zawodnik Śląska.
Pomimo utraty punktów, a także pierwszego miejsca w tabeli T-Mobile Ekstraklasy, obrońca Śląska liczy na powrót drużyny do formy już w najbliższym meczu z Koroną Kielce we Wrocławiu. - Wciąż wszystko jest sprawą otwartą. Będziemy potrzebowali dużego wsparcia kibiców oraz także mediów. Co prawda może nie zasługujemy na nie w tej chwili, bo w trzech meczach zdobyliśmy zaledwie dwa punkty, ale będzie to dla nas bardzo ważne, aby zdobyć trzy oczka w kolejnym spotkaniu i odżyć. Gdybyśmy dzisiaj dowieźli zwycięstwo do końca byłaby euforia, a tak jest tylko ból dla mnie i dla całej drużyny - powiedział podopieczny trenera Oresta Lenczyka.