Od piłki się tak łatwo nie ucieka - rozmowa z Maciejem Żurawskim

- Mogę być trochę rozczarowany, że nie zdobyłem bramki w Lidze Mistrzów, a miałem okazję zagrać w tych rozgrywkach, że nie zdobyłem bramki na ważnych imprezach z reprezentacją Polski. Tym mogę być rozczarowany, więc to znaczy, że mogłem osiągnąć więcej. Ale kurcze, kto nie byłby zadowolony z takiego "rozkładu", jaki ja mam - mówi Maciej Żurawski, który w piątek oficjalnie ogłosił zakończenie kariery piłkarskiej, a od 1 marca będzie ambasadorem Wisły Kraków i współpracownikiem działu skautingu Białej Gwiazdy.

Maciej Kmita: - Osiem miesięcy po Pana odejściu z Wisły stało się nieuniknione - zakończył Pan karierę. Specjalnie Pan to odwlekał czy chciał wrócić do gry?

Maciej Żurawski:
- Tak naprawdę od momentu odejścia z Wisły dałem sobie spokój z myśleniem o piłkarstwie. Teraz patrząc w tył, chyba już nie zamierzałem grać dalej, bo biorąc pod uwagę, że kiedyś zadeklarowałem, że w Polsce mógłbym zagrać tylko w Lechu albo w Wiśle, a wiadomo, że moja przygoda z tymi klubami była już za mną. Więc od kilku miesięcy zanosiło się na to, że nie będę już grał, ale do pewnych decyzji musiałem dojrzeć. Ostatecznie zadecydowałem o tym w piątek. Kończąc pewien etap w życiu, czyli w moim przypadku to koniec z zawodowym graniem, człowiek nie do końca wie, co ma zamiar robić. Ja po odejściu z Wisły po poprzednim sezonie byłem na tyle zmęczony tym piłkarskim życiem, że nie było mi w głowie podejmowanie decyzji w sprawie pełnienia jakichkolwiek funkcji w sporcie. Minęło kilka miesięcy, trochę odpocząłem, trochę przemyślałem i stwierdziłem, że to moje miejsce jest przy piłce nożna. Od tego tak się łatwo nie ucieka, a i tęskni się do tego. Cieszę się, że padła taka propozycja z Wisły i że będę mógł się sprawdzić w nowej roli.

Jak się Pan odnajduje jako eks-piłkarz?

- Mój dzień jest inny. W jakiś sposób ciekawski. Nowa funkcja to nowe wyzwanie, a grając kilkanaście lat w piłkę, wpada się w jakąś rutynę i nawet monotonnie. Teraz jestem z drugiej strony barykady i ta nowość jest ciekawa.

Pan mówi rutyna, a Pana koledzy z boiska nazywają to ciężkim reżimem treningowym.

- Jest to reżim, ale kiedy robi się to kilkanaście lat, to przestaje to być ciężkie lub interesujące, a staje się monotonne. Ze zmianą roli pojawia się dodatkowa adrenalina. Człowiek chce się sprawdzić w czymś, w czym wcześniej nie działał. Oczywiście jest to działanie przy piłce, ale w całkiem innej roli. Mogę odkurzyć hobby, czyli jazdę na motocyklu. Tego się nie zapomina (śmiech). więc troszkę pojeździłem, ale nie jeżdżę już tak, jak w czasach młodości, kiedy jeździłem po wariacku, a teraz cieszę się "lightową" jazdą.

Po zakończeniu kariery piłkarze zostający przy piłce najczęściej wybierają rolę trenera, skauta albo agenta. Pana nie ciągnie w te stronę?

- Funkcję ambasadora Wisły będę łączył z rolą skauta, więc to ciekawe połączenie. Wszystko zależy od tego, jak się będę sprawdzał w tej funkcji. Może mógłbym pomagać napastnikom Wisły, ale na razie pełnię inną rolę. Rozważam w głowie różne scenariusze, w tym też bycia trenerem, ale na tym etapie nie biorę tego na poważnie pod uwagę. To wszystko jest płynne. Nie wykluczam, że w niedalekiej przyszłości dojrzeję do tego, by zrobić kolejny krok.

Wspomniał Pan o Lechu. Kolejorz nie chciał "zagospodarować" Pana w podobnej roli, co teraz Wisła?

- Z Lecha nie było żadnej oferty. Poznań darzę sentymentem, bo jest moim rodzinnym miastem, tam cały czas mam rodzinę i znajomych, ale większość swojego życia zawodowego spędziłem w Wiśle, z którą święciłem też największe sukcesy. Mieszkam w Krakowie i bardziej jestem związany z Wisłą.

Ambasadorem Wisły zostanie Pan od 1 marca, ale debiut w tej roli miał Pan już w czasie meczu ze Standardem Liege. Jak się Pan czuje w tej funkcji?

- Nie mam z tym problemu. Często byłem już wykorzystywany w działaniach marketingowych, więc odnajdywałem się w takich sytuacjach. Dobrze się w tym czuję i powinno być ok. Chyba tylko będę musiał zmienić swoją garderobę na bardziej oficjalną. W czasie meczu ze Standardem już byłem elegancko pod krawatem (śmiech).

Teraz to pytanie może paść, bo już oficjalnie skończył Pan karierę. Czuje się Pan spełniony piłkarsko?

- Spełniony w pewnym tego słowa znaczeniu. Wszystko zależy od poziomu. Miałem to szczęście, że praktycznie w każdym klubie, w jakim byłem, był sukces. Oprócz mistrzostw Polski z Wisłą, zdobyłem też mistrzostwo Szkocji z Celtikiem i mistrzostwo Cypru z Omonią, a z Larissą zajęliśmy najwyższe miejsce od lat. Z tego jestem zadowolony. Ale to wszystko ma się nijak do Jurka Dudka, który grał w Feyenoordzie i Liverpoolu, wygrał Ligę Mistrzów. Spełnienie to kwestia tego, jak się do tego podchodzi. Ja się czuję w jakiś sposób spełniony w danym zakresie. Mogę być trochę rozczarowany, że nie zdobyłem bramki w Lidze Mistrzów, a miałem okazję zagrać w tych rozgrywkach, że nie zdobyłem bramki na ważnych imprezach z reprezentacją Polski. Tym mogę być rozczarowany, więc to znaczy, że mogłem osiągnąć więcej. Ale kurcze, kto nie byłby zadowolony z takiego "rozkładu", jaki ja mam.

Najlepszy moment w tej niemal 20-letniej karierze to?

- Ciężko wybrać ten jeden, bo - nie chcę źle zabrzmieć - dobrych momentów było sporo. Na pewno nie zapomnę ani pierwszego, ani ostatniego mistrzostwa. Świetne chwile przeżyłem też, kiedy z Wisłą wygrywaliśmy z Parmą i Schalke w Pucharze UEFA. Samo pojedyncze zwycięstwo z Interem Mediolanem też dało radość. To mecze, które dały tę satysfakcję, że z takimi rywalami można było nawiązać równorzędną walkę i pokonać ich.

A najtrudniejsza chwila? Po transferze do Wisły czy przenosinach do Celtiku Glasgow?

- Najtrudniejszym momentem była moja przeprowadzka z Lecha do Wisły. To nie była moja pierwsza zmiana klubu, bo wcześniej przeszedłem z Warty do Lecha, ale to była moja pierwsza zmiana miasta. Do tego z tym transferem wiązały się duże oczekiwania, a ja jako młody chłopak miałem z tym problem mentalny. Trochę czasu musiało upłynąć, zanim ta aklimatyzacja zakończyła się w pełni.

Z czego to wynikało? Kraków w porównaniu z Poznaniem nie jest o wiele większym miastem.

- To kwestia samej zmiany, zmiany otoczenia. Wejście do nowego zespołu. Też cena, która na mnie ciążyła. To wszystko wzięte razem spowodowane było tym, że ciężko było mi się w pełni zaaklimatyzować w Krakowie, kompletnie wyluzować i skupić się tylko na piłce.

A wyjazd zagranicę nie był spóźniony?

- Są takie głosy. Może gdybym wyjechał dwa lata wcześniej, to trafiłbym oprócz Celtiku do jeszcze jednego większego klubu? Może wszedłbym na wyższy poziom? To jest teoretyzowanie. Nie mogę narzekać, bo kiedy wyjechałem, to trafiłem do uznanego klubu, z którym miałem okazję dwa razy zagrać w Lidze Mistrzów.

Latem 2010 roku po pięciu latach wrócił Pan do Wisły. To był potrzebny powrót?

- To była inna Wisła. Sam nie wiedziałem, czego się spodziewać po tej drużynie. Na pewno nie było już tak jak kiedyś. Może za bardzo myślałem o tym, że będzie tak jak dawniej? Że wrócę po latach i będzie tak samo dobrze? Rzeczywistość okazała się trochę inna. Nie powiem jednak, że żałuję tego powrotu, bo ja po prostu chciałem wrócić do Wisły. Niezależnie od tego, jak było, ja się cieszę, że zdecydowałem się wtedy na powrót, bo po prostu chciałem wrócić do tego klubu.

Kibice tęsknią za "kasperczakowską Wisłą" Żurawskiego, Kosowskiego, Szymkowiaka. Z tą drużyną ciężko im się utożsamiać.

- Jest to pewien problem, dużo jest takich głosów. To jest normalne, że cały czas się porównuje pewne rzeczy, ale myślę, że takiego samego zespołu, jaki tworzyliśmy wtedy, nie będzie. Może być lepszy, grający inną piłkę. Wiadomo, że nie będzie grał tak samo, bo po prostu nigdy nie dobierze się już takich samych zawodników. Wszyscy chcielibyśmy, żeby Wisła - o czym mówił też trener Kazimierz Moskal - grała tę "krakowską piłką". W meczu z Zagłębiem było widać tę rękę trenera Moskala w akcjach poprzedzonych krótkimi podaniami. Cieszy to, że trener do tego dąży. To jest gra, która zadowala oko kibiców.

MACIEJ ŻURAWSKI jest najbardziej utytułowanym polskim piłkarzem. Odkąd 1994 roku zadebiutował w polskiej ekstraklasie, rozegrał w niej 251 spotkań i zdobył 121 bramek dla Warty Poznań, Lecha Poznań i Wisły. Białą Gwiazdę reprezentował w latach w latach 1999-2005 oraz 2010-2011. Wystąpił w sumie w 244 oficjalnych meczach Wisły i strzelił dla niej 145 goli. Ma na koncie 72 występy i 17 bramek w reprezentacji Polski oraz udział w MŚ 2002, 2006 i Euro 2008. Może pochwalić 9 tytułami mistrzowskimi (5 w Polsce, 2 w Szkocji i 1 na Cyprze), Pucharem Szkocji, Pucharem Ligi Polskiej i Szkockiej oraz 2 tytułami króla strzelców polskiej ekstraklasy.