Gwizdek otwierający niedzielne derby był wyraźnym sygnałem dla świnoujścian, którzy niemal natychmiast ruszyli do zdecydowanej, często ostrej walki na pograniczu faulu. Bezkompromisowa postawa gospodarzy nieco sparaliżowała piłkarzy Pogoni, potrzebujących niemal kwadransa na odnalezienie własnego rytmu. Dopiero od 13. minuty, gdy groźnie z rzutu wolnego uderzył Takafumi Akahoshi, gra się wyrównała, a przyjezdni zaczęli utrzymywać się przy piłce i konstruować coraz groźniejsze akcje pod polem karnym Wyspiarzy. - Wydaje mi się, że nie tylko ten okres pierwszej części, ale także cały mecz był bardzo wyrównany. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji strzeleckich, ale to gospodarze wykorzystali jedną okazję, gdy popełniliśmy błąd przy stałym fragmencie gry - opowiadał Edi Andradina.
Faktycznie, okres szturmu świnoujścian w końcówce pierwszej odsłony został ukoronowany golem Piotra Kieruzela, dzięki któremu świnoujscy kibice wybuchnęli radością, a sami podopieczni Krzysztofa Pawlaka mogli udać się do szatni z prowadzeniem. - Zwyciężyły prostsze środki, piłkarzom Floty wystarczyły dwa lub trzy podania, aby spróbować uderzenia na bramkę. Natomiast my szukaliśmy gry kombinacyjnej od jednej linii bocznej do drugiej i rzeczywiście w naszym wykonaniu zabrakło strzałów. Taki styl sobie stworzyliśmy, moi piłkarze mają do takiej gry predyspozycje, szukają prostopadłych podań - obrazował boiskowe wydarzenia trener Marcin Sasal.
Przełomową dla losów widowiska decyzją trenera Pogoni miała być podwójna roszada dokonana po godzinie boiskowych zmagań. Marcin Sasal postanowił wzmocnić szukającą wyrównania ofensywę, decydując się na grę dwoma napastnikami, rezygnując zarazem z nieskutecznej tego dnia wirtuozerii duetu Aka-Edi. Na murawę wbiegł powracający po krótkiej przerwie Vuk Sotirović. - Nasza gra wówczas ruszyła, generalnie zaczęliśmy stwarzać zagrożenie pod bramką przeciwnika. Może nie były to szanse stuprocentowe, ale można było pokusić się o wyrównanie. Zabrało trochę łutu szczęścia - oceniał Sasal. - Faktycznie, pomysłem na drugą połowę były ofensywny szturm dwójką napastników. Trener musiał spróbować, nie miał wyjścia, ponieważ trochę nam "nie szło". Otworzyliśmy mecz, wypracowaliśmy groźne akcje, ale tych szans nie wykorzystaliśmy - oceniał po przegranym 0:1 meczu Edi.
Edi Andradina musiał zwolnić miejsce na placu gry Adrianowi Łuszkiewiczowi
O podgrzanie i tak wysokiej temperatury derbowego starcia zadbali w bieżącym sezonie przede wszystkim piłkarze Floty, dla których spotkanie z Pogonią jest niezmiennie - jedną z najważniejszych dat w ligowym kalendarzu. Wyjątkowa mobilizacja była widoczna w poczynaniach gospodarzy do ostatniej sekundy, co doceniła zdecydowana większość obserwatorów. Tymczasem, czytając część przedderbowych wypowiedzi Portowców, można było odnieść wrażenie, iż delikatnie bagatelizują wagę regionalnego pojedynku. - Ale to nieprawda! Nie podeszliśmy do tego meczu, jak do każdego, rozgrywanego co tydzień. Znaliśmy wartość derbów i naprawdę walczyliśmy dopóki wystarczyło nam sił - ripostował Brazylijczyk.
Napompowania przederbowego balonu unikał kapitan Pogoni Bartosz Ława. - Stawka niedzielnego meczu nas w ogóle nie sparaliżowała. Gospodarze niczym nas nie zaskoczyli, choć zagrali niezły mecz. Z pewnością jest to inna drużyna niż w poprzednim sezonie, gdy ich gra była nastawiona praktycznie tylko na wybijanie piłki. Obecnie poprawili operowanie futbolówką - dodał już po ostatnim gwizdku Ława.
Jeszcze większym problemem szczecinian, niż oddanie piłkarskiego prymatu na Pomorzu Zachodnim, wydaje się być trwająca od wielu tygodni bezradność w meczach wyjazdowych. Pogoń kompletnie nie przeniosła pozytywnej postawy z meczów przy Twardowskiego na dotychczasowe eskapady i od początku rozgrywek nie zapakowała do Szczecina żadnego kompletu punktów. Trzy remisy i dwie porażki to dorobek mierny, biorąc pod uwagę aspiracje drużyny trenera Sasala. - Niestety przyzwyczailiśmy kibiców do takiej postawy poza domem, dlatego porażka w Świnoujściu jest skutkiem przede wszystkim naszej niemocy. Jeśli zaś chodzi o Flotę, to nie przypominam sobie, abym kiedyś grał przeciw tak dobrze prezentującym się Wyspiarzom - tłumaczył Bartosz Ława po porażce z wyjątkowo nieprzyjemnym dla Pogoni rywalem.
- Na własnym obiekcie prezentujemy się o niebo lepiej niż na wyjazdach i nie wiem czym to jest spowodowane. Wychodząc na mecz poza Szczecinem umawiamy się, aby zagrać podobnie jak u siebie, czyli wysoko. Jednak taka gra nam nie wychodzi - nie potrafił postawić diagnozy kapitan szczecińskiego pierwszoligowca. - Problem mojego zespołu leży zarówno w braku realizacji założeń taktycznych, jak i blokadzie psychicznej. W głowach zawodników siedzi swoista niemoc. Jedziemy na wyjazd, gdzie nie potrafimy wygrać i gdy gospodarze strzelą pierwszą bramkę, zaczynają się problemy - dodawał podczas pomeczowej konferencji Sasal.