Szkoleniowiec Pogoni Marcin Sasal popełnił spory błąd już tydzień wcześniej, gdy nie zabrał do autokaru na wyjazdowy mecz w Polkowicach drugiego napastnika. Po kontuzji odniesionej przez Donalda Djousse, musiał ratować się wstawieniem do przedniej formacji Adama Frączczaka. W konfrontacji z Wartą nie chciał pomylić się w podobny sposób i wpisał do protokołu meczowego aż trzech nominalnych snajperów. Obok walczącego od pierwszego gwizdka Vuka Sotirovicia, na ławce usiedli Marcin Klatt i wspomniany już Djousse. W obwodzie nie pozostał jednak żaden typowy obrońca, co mogło zemścić się na Portowcach już w pierwszej połowie.
Powietrzne starcie w polu karnym Warty z 22. minuty poskutkowało urazem środkowego obrońcy Błażeja Radlera. Defensor był długo opatrywany poza linią boczną, ale nie zdołał już wrócić do gry. - Wstępnie wygląda to na złamany nos, szykuje się przerwa w występach - informował po ostatnim gwizdku Sasal. Szkoleniowiec Portowców desygnował na murawę skrzydłowego Roberta Kolendowicza, a na środek defensywy przesunął Łukasza Matuszczyka. - Sytuacja z Radlerem spowodowała zamieszanie w naszych szeregach. Graliśmy dłuższy czas w osłabieniu i Warta zyskała dobry moment, aby zacząć panować na boisku. W tym fragmencie poczyniliśmy błędy w kryciu, nad czym musimy jeszcze popracować. Oddaliśmy inicjatywę, ale w przerwie dokonaliśmy korekty ustawienia i znów zaczęliśmy grać piłką. Uruchomiliśmy skrzydłowych i stworzyliśmy kolejne sytuacje - opowiadał młody szkoleniowiec. Obrót wydarzeń nie zmartwił z kolei awaryjnego środkowego obrońcy - Łukasza Matuszczyka, który po meczu promieniał radością. - Mamy nowego stopera - żartował schodząc do szatni.
Wprowadzenie Djousse na boisko było w sobotni wieczór zbyt ryzykowne
Po przerwie, szkoleniowiec szczecinian musiał podjąć kolejną ważną decyzję. W oczach gasł Vuk Sotirović i w przedniej formacji potrzebny był zastrzyk nowej energii. W 66. minucie na boisko wbiegł były gracz Warty Marcin Klatt, zamiast świetnie prezentującego się przeciw Polonii Bytom Djousse. - Z napastnikami miałem trudną sytuację. Dysponowałem: trenującym z nami dopiero od kilku dni Sotiroviciem, gotowym na 90 procent Klattem i Donaldem Djousse, którego występ stał pod znakiem zapytania. Przed zmianą rozmawiałem z lekarzem i nie dał mi gwarancji, że za chwilę nie będę musiał ściągnąć z murawy Kameruńczyka. Jeśli Donald byłby zdrowy, postawiłbym na niego i wtedy mogliśmy zamknąć mecz już w 75. minucie - tłumaczył Sasal.
Problemy nie opuszczały także vis-a-vis Sasala - Czesława Jakołcewicza. Trener Zielonych musiał nagle interweniować w 55. minucie, gdy z boiska wyleciał bramkarz Łukasz Radliński po bezpardonowym faulu na wychodzącym sam na sam Sotiroviciu. - Czeka mnie długa rozmowa z Radlińskim, choć trzeba pamiętać, że cała sytuacja wynikła z szeregu błędów. Wszystko zaczęło się za sprawą nieszczęśliwego zachowania Alaina Ngamayamy, który stracił futbolówkę w środku pola, choć przestrzegam środkowych obrońców przed wychodzeniem do rozgrywania. Taki zespół jak Pogoń wykorzystał bez zawahania brak stopera. To był decydujący o losach widowiska moment, który bardzo zadziałał na naszą niekorzyść. Od początku drugiej połowy kontrolowaliśmy przebieg meczu. Spodziewałem się nawet przejęcia inicjatywy i naszych goli. Stało się jednak inaczej - komentował po spotkaniu Jakołcewicz.
Wyrzucony z placu gry Radliński niemal w nieskończoność celebrował moment opuszczenia boiska. Między słupkami po kilku minutach kłótni stanął Dominik Sobański, który zmienił Piotra Reissa. Pierwszym kontaktem rezerwowego bramkarza z futbolówką było wyciągnięcie piłki z siatki po mierzonym strzale Takafumiego Akahoshiego. - Straciliśmy zarówno gola, jak i wyrzuconego z boiska bramkarza. Ubolewam nad zachowaniem Radlińskiego, ale muszę jeszcze dokładnie przeanalizować te wydarzenia. Grając w osłabieniu trudniej było o odrabianie strat. Zaryzykowałem, przesunąłem obrońcę, postanowiłem wzmocnić atak. Mogliśmy pokusić się o remis, ale zabrakło zimnej krwi i lepszych dograń - dodał zmartwiony porażką doświadczony trener.