O pierwszej połowie meczu Śląska Wrocław z Koroną Kielce można napisać tyle, że się odbyła. Obydwa zespoły nie zaprezentowały w niej nic ciekawego, strzałów było jak na lekarstwo - o celnych już nie mówiąc. - Pierwszą połowę chcieliśmy zagrać zachowawczo, żeby przede wszystkim nie stracić bramki. Rzeczywiście nam się to udało - podsumował tą część widowiska Marcin Sasal, opiekun kielczan.
Od początku drugiej odsłony widowiska goście ruszyli do ataku. Już kilkanaście sekund po wznowieniu gry złocisto-krwiści powinni objąć prowadzenie. Tomasz Lisowski zgrał piłkę na środek pola karnego, tam z 12 metrów strzelał Edi Andradina i futbolówka przeleciała tuż obok bramki. Było to ostrzeżenie dla wrocławian, którzy tak samo źle rozpoczęli drugą część zawodów w ostatnim meczu z Widzewem Łódź.
Tym razem jednak podopieczni Oresta Lenczyka także sami ruszyli do ataku. I mogli objąć prowadzenie w 57. minucie, ale bardzo dobrej okazji nie wykorzystał Piotr Ćwielong. Goście potrafili się jednak odgryźć za sprawą Ediego, ale jego znakomity strzał z dystansu obronił Marian Kelemen.
Kolejne minuty upływały, a wynik dalej pozostawał bezbramkowy, choć obydwie drużyny miały okazje do tego, aby objąć prowadzenie. Wrocławianie w 70. minucie, kiedy to po dośrodkowaniu Sebastiana Mili główkował Piotr Celeban. Świetną interwencją popisał się jednak Zbigniew Małkowski. - Myślę, że kapitalnie zagrał Zbyszek Małkowski, który wyjął praktycznie dwie, trzy sytuacje bramkowe dla Śląska - powiedział już po spotkaniu Sasal.
Tuż po tej sytuacji doskonałą okazję na zdobycie gola mieli zawodnicy ze stolicy województwa Świętokrzyskiego. Ćwielong stracił piłkę na środku boiska, a chwilę później Andrzej Niedzielan znalazł się w sytuacji sam na sam z Kelemenem, przerzucił futbolówkę nad bramkarzem, a ta... przeleciała obok bramki.
Co się odwlecze, to jednak nie uciecze. Cztery minuty po tym zdarzeniu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego doszło do nieporozumienia w szeregach obronnych Śląska. Do piłki wyskoczył Kelemen, ale nie zdołał jej złapać. Ta spadła pod nogi Pavola Stano, który mocny strzałem umieścił futbolówkę w bramce. - To mój błąd. To wszystko, nie ma co komentować - podsumował bramkarz WKS-u.
Po straconej bramce wrocławianie ruszyli do ataku, ale sztuka z ostatniej kolejki tym razem im się nie udała i Śląsk przegrał spotkanie. Tym samym seria zielono-biało-czerwonych bez porażki w lidze zakończyła się na liczbie 14. Co ciekawe, po raz ostatni w ekstraklasie piłkarze Śląska przegrali w Kielcach właśnie z Koroną. Teraz historia zatoczyła koło. W niedzielę złocisto-krwiści odnieśli natomiast pierwsze zwycięstwo od dziesięciu kolejek.
Śląsk Wrocław - Korona Kielce 0:1 (0:0)
0:1 - Stano 75'
Składy:
Śląsk Wrocław: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Pawelec, Madej, Sztylka (80' Dudek), Kaźmierczak, Mila, Ćwielong, (80' Sobota), Diaz (68' Łukasz Gikiewicz).
Korona Kielce: Małkowski - Golański (88' Malarczyk), Hernani, Stano, Lisowski, Markiewicz, Lech (76' Puri), Jovanović, Korzym (69' Dirceu), Edi Andradina, Niedzielan.
Żółte kartki: Madej, Sztylka (Śląsk) oraz Jovanović (Korona).
Sędzia: Sebastian Jarzębak (Bytom).
Widzów: 8500.
Oceny drużyn:
Śląsk Wrocław: 2,0 - Mecz nieudany - podsumował grę WKS-u Orest Lenczyk. I miał rację.
Korona Kielce: 3,0 - Kielczanie w pierwszej połowie nie chcieli stracić bramki, a potem szukali swojej szansy z kontry. Gola udało im się strzelić po stałym fragmencie gry. Cel osiągnęli, bo zdobyli trzy punkty, choć porywająco nie zagrali.