ŁKS Łódź przyjechał nad morze z planem utrzymania pozycji lidera przed zimową przerwą w rozgrywkach. Realizację przedmeczowego planu minimum gwarantował łodzianom remis, ale podopieczni Andrzeja Pyrdoła od pierwszych minut rozpoczęli huraganowe ataki na bramkę Floty. Efektem ofensywy ŁKS-u był gol Artura Gieragi już w 10. minucie spotkania. - Wiadomo, że obecność jednej, czy dwóch kamer na płycie boiska potrafi zdeprymować. Uważam jednak, że nie zagraliśmy pierwszego kwadransa wystraszeni - opowiadał portalowi SportoweFakty.pl, pomocnik Floty, Michał Ciarkowski. - Chcieliśmy zobaczyć, jak gra ŁKS, jak lider podejdzie do pierwszych minut. Nie ukrywam, że liczyliśmy, iż łodzianie ruszą na nas od samego początku i faktycznie tak było. ŁKS potrafił utrzymać się przy piłce, na dodatek zdobył bramkę. Musieliśmy szybko wyjść z kryzysu i rozpocząć pogoń za wynikiem. Na szczęście, Ensar Arifović zdołał strzelić wyrównującego gola i w dalszym okresie mecz był już w naszym wykonaniu lepszy.
- Dopingujący nas kibice i telewizja dają każdemu szansę do pokazania się i myślę, że w piątek nam to nie przeszkadzało. Sprostaliśmy zadaniu i stworzyliśmy z ŁKS-em fajne widowisko. Trzeba przyznać, że mecz stał na wysokim poziomie - potwierdził skrzydłowy wyspiarskiej jedenastki.
Sporo głosów oburzenia w świnoujskim obozie wzbudziła praca arbitra piątkowej konfrontacji - Andrzeja Melera. Sędzia najpierw nie uznał wyspiarzom bramki, ponieważ dopatrzył się faulu Charlesa Nwaogu na wychodzącym do piłki bramkarzu ŁKS-u, a następnie nie podyktował rzutu karnego po kolejnym starciu Wyparły i Nwaogu w końcówce spotkania. - Widocznie arbiter niezbyt chciał odebrać ŁKS-owi punkty. Będąc na płycie boiska, ciężko na gorąco mówić o kontrowersyjnych sytuacjach, ale w przerwie meczu dostaliśmy informacje, że bramka Charlesa była zdobyta prawidłowo. Jeżeli eksperci w telewizyjnym studiu potwierdzili, że gol powinien być uznany - to sędzia się nie popisał. Wydaje mi się również, że rzutów karnych mogło być znacznie więcej. Z serii przynajmniej trzech fauli w polu karnym, choć jeden kwalifikował się do odgwizdania jedenastki. Trudno, cieszymy się z remisu 1:1 - zaznaczył nasz rozmówca.
Początek zimowej przerwy to okazja do snucia pierwszych podsumowań i planów. Podopieczni Petra Němca kolejny raz udowodnili swoją postawą, że potrafią sprawiać problemy każdemu rywalowi, a twierdza Uznam pozostała niezdobyta przez całą ligową jesień. - Próbując przypomnieć sobie najbardziej nieudane spotkanie mijającej rundy, przychodzą mi na myśl niepotrzebnie stracone punkty w meczu z Górnikiem Polkowice, kiedy wyrównaliśmy dopiero w ostatniej minucie. Nie zanosiło się na to, że stracimy bramkę i później ciężko było o odrobienie wyniku. Pozytywy rundy jesiennej? Przede wszystkim fakt, że nikt nie wywiózł ze Świnoujścia kompletu punktów. Przegraliśmy tylko pucharową konfrontację z Jagiellonią i z tego należy się cieszyć. Każdy kto przyjeżdża do Świnoujścia musi się zadowolić punkcikiem lub wracać z pustymi rękoma - podsumował Ciarkowski.
Możliwe, że spotkanie z ŁKS-em było ostatnim występem młodego skrzydłowego w barwach Floty. Ciarkowski przebywał w Świnoujściu na wypożyczeniu z Polonii Warszawa i jego piłkarska przyszłość wciąż pozostaje nierozstrzygnięta. - Na pewno jest szansa, aby świnoujscy kibice mogli mnie jeszcze zobaczyć w barwach Floty. Powiem szczerze, że teraz wyjeżdżam na krótki urlop i po nim, z pewnością, rozpoczną się rozmowy. Nie wykluczam możliwości pozostania nad morzem, bardzo podoba mi się to miasto. Mimo wzlotów i upadków, spędziłem tutaj bardzo miły rok. Jednak takie jest życie piłkarza, że wypada mieć nadzieję, że wszystko pozytywnie się potoczy - zakończył nasz rozmówca.