- Główną przyczyną tej porażki były błędy indywidualne, które przydarzyły nam się tuż moim golu. Gdybyśmy w tamtym momencie utrzymywali się przy piłce i przetrwali kilka minut, to mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Potem posypały się kolejne nieudane zagrania, w efekcie przegraliśmy wysoko - ocenił Paweł Brożek.
Pierwsza połowa tego spotkania nie przyniosła bramek, ale w opinii obserwatorów właśnie wtedy Kolejorz prezentował się lepiej. Z czego to wynikało? - Myślę, że w tamtym fragmencie powinniśmy się nieco cofnąć i poszukać swojej szansy w kontrataku. Jednak nawet wówczas przeprowadziliśmy kilka akcji, które przy trochę lepszym rozegraniu mogłyby dać nam gola. Zawiodło podanie otwierające drogę do bramki - dodał napastnik Białej Gwiazdy.
Brożek przyznał, że w wielu sytuacjach gdy krakowianie przechodzili do ofensywy, brakowało mu wsparcia. - Czułem się trochę osamotniony z przodu. Uważam, że nacieraliśmy zbyt małą ilością zawodników. Było nas tylko dwóch lub trzech i jeśli mieliśmy naprzeciw siebie pięciu, a nawet sześciu rywali, to trudno było liczyć na powodzenie akcji.
Po ostatnim gwizdku sędziego wiślacy byli rozczarowani. Nie ukrywali, że liczyli na udany występ i nie chcieli dopuścić do przełamania ekipy Jacka Zielińskiego. - Po spotkaniu z Lechią byliśmy przekonani, że idziemy do przodu, tymczasem w niedzielę znowu wszystko się zawaliło. Teraz czeka nas trudny pojedynek z Cracovią i trzeba się zmobilizować, bo kibice oczekują zwycięstwa. Pasy są teoretycznie łatwiejszym przeciwnikiem niż Lech, ale jeśli zagramy tak jak w Poznaniu, to będzie mieć duże problemy - zakończył Paweł Brożek.