To były piłkarskie szachy - komentarze po meczu Arka Gdynia - Piast Gliwice

Obie drużyny nie stworzyły sobie wielu dogodnych okazji do zdobycia gola, ale to gospodarze wykazali się skutecznością, a na boisku górę wzięło doświadczenie żółto-niebieskich i pierwszoligowe wyrachowanie. Zwycięstwo Arki w niedzielnym meczu to jednak tylko jeden z kilku kroków, które gdynianie muszą uczynić, aby dojechać do ekstraklasy.

Piotr Mandrysz (Piast Gliwice): Zdawaliśmy sobie sprawę z rangi tego spotkania. Wiedzieliśmy, że Arka, chcąc liczyć się w ostatecznym rozrachunku musi to spotkanie wygrać. Bardzo żałuję, że tak się stało. Szkoda, bo wydawało się, że do przerwy wynik nie ulegnie zmianie. Niestety, źle się ustawiliśmy i w konsekwencji profesorskie uderzenie Olka Moskalewicza wyprowadziło zespół na prowadzenie. Arka, mając taki potencjał kadrowy, mogła grać swoją grę i skoncentrować się na tym, aby szukać szansy w skontrowaniu nas. Stało się tak po rzucie wolnym, gdzie robiliśmy wszystko, aby dążyć do zmiany niekorzystnego wyniku. Bramka na 2:0 podcięła nam skrzydła i mimo, że próbowaliśmy strzelić chociaż bramkę kontaktową, to nam się to nie udało. Uważam, że mecz stał na dobrym poziomie, a zwycięstwo Arki zasłużone.

Robert Jończyk (Arka Gdynia): Podzielam opinię mojego kolegi, że mecz stał na dobrym poziomie. Można to było nazwać takimi "piłkarskimi szachami". Tutaj każdy błąd popełniony mógł być w konsekwencjach bardzo duży, więc nie można było sobie pozwolić na błędy w taktyce, w ustawieniu, a taki błąd myśmy wykorzystali przy okazji pierwszej bramki. Mieliśmy tą świadomość, co było widać od pierwszych piętnastu minut, ale udało się nam mimo wszystko zminimalizować te błędy. Od tych piętnastu, dwudziestu minut zespół grał w pomocy bezbłędnie, bardzo dobrze się ustawiał, bardzo dobrze chłopcy zagrali strefą. To spowodowało, że Piast nie stwarzał żadnych groźnych sytuacji do strzelenia bramki, no i efekt był taki, że osiągnęliśmy bardzo korzystny bilans, bo przypomnę, że na jesień przegraliśmy 3:1 w Gliwicach, a tutaj wygraliśmy 2:0, co zespół bardzo dobrze ustawia w bezpośrednim pojedynku w tabeli. Cieszę się, że podtrzymujemy tę passę, ale martwi mnie tylko to, że tracę Bartosza Ławę na następny mecz.

To, że choć wygraliśmy już czwarty mecz, a przesunęliśmy się tylko o jedno miejsce w tabeli jest trochę deprymujące. W pewnym sensie jest to jednak dobre, bo to pokazuje, że pomimo zwycięstw sytuacja jest na tyle trudna, że do każdego spotkania trzeba podchodzić maksymalnie zmobilizowanym. Bo tak jak w tym meczu, jak i w następnych, ktokolwiek popełni błąd, od razu zostaje z tyłu. Każda strata punktów będzie decydować o tym, kto awansuje.

Komentarze (0)