Jak na "emeryta" całkiem nieźle. Lewandowski niczym Superman [OPINIA]

PAP/EPA / Alberto Estevez / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP/EPA / Alberto Estevez / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

- Małe dzieło sztuki! - mówił w transmisji tv komentator o golu Roberta Lewandowskiego. Polak zrobił to w najlepszym momencie, gdy widmo utraty punktów zaglądało Barcelonie w oczy. Później - jakby to był kolejny dzień w biurze - dołożył drugą bramkę.

Robert Lewandowski rozstrzygnął losy niedzielnego spotkania. "Duma Katalonii" ostatecznie wygrała z Gironą 4:1.

Niedzielna rywalizacja na Montjuic była bardzo jednostronna. Drużyna Girony nie miała za wiele do zaoferowania w ofensywie, ale broniła się bardzo dobrze. FC Barcelona - mimo przygniatającej przewagi - nie mogła rywala napocząć.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Aż miło popatrzeć. Takie gole nie padają często!

Kiedy w końcu piłka wpadła do siatki po golu samobójczym, "Barca" trochę osiadła na laurach i szybko tego pożałowała. Straciła tzw. gola z niczego na 1:1 i zrobiło się nerwowo, bo przecież przy tak ogromnej dominacji nie można sobie pozwolić na stratę dwóch punktów.

Widać było, że zespół gości dostaje tlen z każdą nieskutecznie zakończoną akcją Barcelony. I wtedy objawił się - niczym Superman - Lewandowski.

Dostał od Fermina Lopeza piłkę za plecy i teoretycznie nie miał szans jej sięgnąć. A jednak jakąś dziwną półprzewrotką ściągnął futbolówkę lewą nogą i przy okazji założył siatkę bramkarzowi gości. To był punkt zwrotny meczu, Girona posypała się kompletnie. Lewandowski i Ferran Torrres dołożyli jeszcze po golu. Jak na "emeryta" Robert całkiem nieźle sobie poczyna.

Dla "Lewego" były to bardzo ważne trafienia nie tylko z powodu zdobycia przez Barcelonę trzech punktów. W tle rywalizacji o mistrzostwo La Ligi toczy się bardzo wyrównany wyścig o Trofeo Pichichi dla najlepszego strzelca rozgrywek.

W sobotę Real Madryt wygrał z Leganes 3:2, a dwa gole (w tym jednego z karnego) strzelił Kylian Mbappe i z dorobkiem 22 goli zbliżył się do lidera Roberta Lewandowskiego na tylko jedną bramkę. Polak w meczu z Gironą też odpowiedział dubletem i ma przewagę trzech goli nad Francuzem.

"Lewy" ma ostatnio dobry czas. Gol w poprzedni piątek z Litwą, gol w czwartek z Osasuną, dwa gole w niedzielę z Gironą. Tu warto zwrócić uwagę na pewien szczegół.

Czwartkowy mecz Barcelony z Osasuną był dobitnym dowodem na to, że Robert Lewandowski strzela gole wtedy, kiedy ma wokół siebie partnerów, którzy potrafią wykorzystać atrybuty polskiego napastnika. "Lewy" wszedł na boisko w końcówce spotkania z Osasuną na nieco ponad 20 minut i już po chwili cieszył się z gola. Piłkę na głowę Roberta idealnie zagrał Fermin Lopez.

Bliźniaczą sytuację mieliśmy raptem trzy dni wcześniej. Lewandowski też wszedł na boisko na dwadzieścia kilka minut w meczu Polska - Malta. I co? I nic. Absolutnie nic. Nawet nie chodzi o to, że gola nie strzelił, ale o to, że koledzy nie byli w stanie wypracować mu choćby pół sytuacji. A rywalem była przecież tylko reprezentacja Malty, słabeusz nad słabeusze.

Raz jeszcze dostaliśmy potwierdzenie, że w reprezentacji nie mamy problemu z Robertem, jego zaawansowanym wiekiem czy dyspozycją. Mamy problem jedynie z brakiem serwisu, który obsłużyłby "Lewego" i problem z selekcjonerem, który jest bezradny i nie ma pomysłu, jak temu zaradzić. Niby nic nowego, ale zawsze warto podkreślać, jak skandalicznie jest marnowany potencjał reprezentacji Polski.

A co z drugim Polakiem? Wojciech Szczęsny przez większość meczu z Gironą się nudził. Akcji na połowie gospodarzy było tak mało, że gdyby Wojtek wyskoczył na papierosa, nikt by nawet nie zauważył.

Więcej u Szczęsnego dzieje się poza boiskiem, bo podobno dogadał się już z Barceloną co do przedłużenia swojego kontraktu. Według doniesień medialnych na razie strony osiągnęły "werbalne porozumienie", a ustalenia te mają być niebawem przelane na papier.

Najważniejsze nich jest takie, że "Szczena" zostanie w klubie przez co najmniej jeden sezon. W sumie nie jest to takie zaskakujące, patrząc, jak polski bramkarz prezentuje się od początku tego roku.

Niedzielne spotkanie z Gironą było już 18. meczem Wojtka w barwach "Blaugrany" i w tym czasie drużyna nie przegrała ani razu! To rzecz bez precedensu: żaden bramkarz w historii Barcelony nie zaczął gry w tym klubie od większej liczby meczów bez porażki.

Co ważne, zarówno Hansi Flick i jego sztab, jak i działacze "Dumy Katalonii" są pod wrażeniem nie tylko umiejętności bramkarskich Szczęsnego, ale także jego osobowości. W Barcelonie zwraca się uwagę na charyzmę Wojtka, doświadczenie, spokój i to, że jest to człowiek, który gra na drużynę i rozumie, czym jest team spirit. Że dla niego liczy się sukces zespołu, a nie własne, wybujałe ego, z czym przecież w klubie, nieustannie zatrudniającym gwiazdy, mieli nie raz do czynienia.

Katalońskie media zauważają, że Szczęsny zawsze ciepło wyraża się o swoich konkurentach do gry w bramce, zarówno o ter Stegenie, jak i o Inakim Peni. Swoją drogą godny podziwu jest fakt, że Wojtek, który przez wiele ostatnich lat był numerem jeden w klubie i reprezentacji Polski, teraz cierpliwie czekał przez cztery miesiące na swoją szansę w Barcelonie, patrząc jak Inaki Pena nieraz kopie się po czole.

Ta cierpliwość bardzo się Hansiemu Flickowi spodobała, Niemiec odebrał ją jako najwyższy przejaw profesjonalizmu, a wiemy, że trener Katalończyków jest na tym punkcie bardzo wyczulony.

Taki duży kredyt zaufania Flicka do Szczęsnego sprawia, że po powrocie do pełnej dyspozycji to ter Stegen będzie musiał udowodnić, że jest lepszy od Polaka, a nie odwrotnie. Zaś Inaki Pena najpewniej latem odejdzie z klubu.

Tymczasem Szczęsny kolejnymi występami w Barcelonie złapał nie tylko pewność siebie, jakiej potrzebuje każdy bramkarz, ale także duży luz. W czwartkowym meczu z Osasuną Wojtek pozwalał sobie na bardzo dużo.

Już nie tylko brał rywali na zamach, ale w jednej z akcji wszedł z piłką odważnie dryblingiem między dwóch rywali. Bardzo ryzykowne to było, ale kibicom się podobało. Najpierw po trybunach rozszedł się szmerek podziwu, a za chwilę wielkie oklaski.

Widać, że Szczęsny wie, co to znaczy zrobić show, i wie, po co ludzie przychodzą na mecz. Futbol Barcelony, ma cieszyć i ma mieć rozmach fantazyjnych budowli Antoniego Gaudiego, wielkiego katalońskiego architekta, wizjonera tego miasta.

Szczęsny jest na dziś idealnym bramkarzem do drużyny Hansiego Flicka. A Barcelona gra dzisiaj - nie bójmy się dużych słów - najatrakcyjniejszy futbol w Europie i ma szansę na potrójną koronę (La Liga, Puchar Króla, Liga Mistrzów). Nikt nie wie, gdzie ta drużyna ma sufit.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Komentarze (52)
avatar
meritum_
11 h temu
Zgłoś do moderacji
12
0
Odpowiedz
Kluczowe gole Lewandowskiego na 2:1 i 3:1 zapewniły zwycięstwo po którym Barca w LaLidze wyprzedza Real o 3 pkt, a Robert o 3 gole przed Mbappe wśród strzelców. Brawa!! 
avatar
Sebastian Rosiak
31.03.2025
Zgłoś do moderacji
8
0
Odpowiedz
Hahah gdzie hejterki? 
avatar
Handwerka Service
31.03.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
Cat ze Wschodu Kłodert
31.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Buhahahahaha eh! Lata mijają a wy dalej to samo. 
avatar
Dziad Parchaty
31.03.2025
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
Pierwszy gol nie powinien być uznany bo było zagranie ręką. Powinien być rzut karny. W jednym meczu LM w tym sezonie po zagraniu ręką padła bramka, to cofneli akcje i dali rzut karny 
Zgłoś nielegalne treści