Na ten dzień kibice w Katowicach czekali od dawna. W końcu jednak nadszedł i GKS rozegrał historyczny mecz na nowym stadionie.
Adrian Błąd mówił przed spotkaniem, że jeśli ktoś będzie odczuwał presję, to chyba musi zmienić zawód. Jednak początek kazał sugerować, że katowiczanie faktycznie nie do końca radzą sobie z całą otoczką. Górnik wyglądał lepiej i gospodarze potrzebowali trochę czasu, by się otrząsnąć.
A kiedy już się udało, to GKS wyszedł na prowadzenie. Była 38. minuta, gdy na strzał zza pola karnego zdecydował się Borja Galan. Filip Majchrowicz pewnie by to obronił, ale piłkę niefortunnie musnął jeszcze Paweł Olkowski i to jemu zapisujemy gola samobójczego.
Jednak przerwa wpłynęła korzystnie na zespół Górnika. Pojawiły się konkrety i już w 51. minucie Luka Zahović doprowadził do wyrównania po ładnej wymianie podań z Lukasem Podolskim.
Później zabrzanie mieli jeszcze parę fantastycznych okazji, ale nie potrafili wykorzystać żadnej z nich. Aż trudno uwierzyć, że Górnik nie zdobył w tym meczu ani jednego punktu. Powinien wygrać, a ostatecznie przegrał po golu Filipa Szymczaka w jedenastej minucie doliczonego czasu gry.
ZOBACZ WIDEO: Polka pojechała do Ekwadoru. Tam zaprezentowała swoje popisy
Na dobrą sprawę gdyby po dziesięciu minutach było 2:0 dla Górnika, to nikt nie mógłby mieć większych pretensji. Najlepszą okazję zmarnował Yosuke Furukawa, którego strzał zablokował niemalże na linii bramkowej Alan Czerwiński.
Było też parę prób z dystansu, ale piłka albo przelatywała obok bramki albo dobrze między słupkami spisywał się Dawid Kudła.
Katowiczanie standardowo byli bardzo groźni w kontratakach, choć brakowało w tym wszystkim konkretów. A to ktoś nie trafił w piłkę w dogodnej sytuacji, a to strzał ofiarnie blokowali zawodnicy Górnika. W końcu jednak do gospodarzy uśmiechnęło się szczęście.
I w sumie ten fart sprzyjał im też w drugiej połowie. Gola na 1:1 raczej nie dało się uniknąć, bo Górnik przeprowadził świetną akcję, natomiast później GKS mógł dziękować niebiosom, że nie stracił kolejnych bramek. Sporo ożywienia wniósł Ousmane Sow, ale to on zmarnował stuprocentową sytuację, gdy z pięciu metrów trafił prosto w Kudłę. Do tego bramkarz GKS-u w rewelacyjnym stylu obronił mocne uderzenie Erika Janzy z ostrego kąta.
Górnik zrobił naprawdę dużo, by wygrać i popsuć święto w Katowicach, ale z tylko sobie znanych powodów wraca do domu bez niczego. W doliczonym czasie piłkarze GKS-u zostali wybudzeni ze snu i przycisnęli. Zaatakowali raz, drugi i w końcu zadali ten ostateczny cios. Szymczak wziął to na siebie, wbiegł w pole karne i mocnym strzałem pokonał Majchrowicza.
GKS Katowice - Górnik Zabrze 2:1 (1:0)
1:0 Paweł Olkowski (s.) 38'
1:1 Luka Zahović 51'
2:1 Filip Szymczak 90+11'
Składy:
GKS: Dawid Kudła - Marcin Wasielewski (89' Mateusz Marzec), Alan Czerwiński, Arkadiusz Jędrych, Lukas Klemenz, Borja Galan (80' Konrad Gruszkowski) - Adrian Błąd (78' Dawid Drachal), Oskar Repka, Mateusz Kowalczyk, Bartosz Nowak - Sebastian Bergier (78' Filip Szymczak).
Górnik: Filip Majchrowicz - Matus Kmet (78' Josema), Kryspin Szcześniak, Rafał Janicki, Erik Janza - Paweł Olkowski (46' Ousmane Sow), Dominik Sarapata, Patrik Hellebrand, Lukas Podolski, Yosuke Furukawa - Luka Zahović (87' Sinan Bakis).
Żółte kartki: Jędrych (GKS) oraz Podolski (Górnik).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).