Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Czy po takim meczu jak spotkanie z Litwą, ledwo wygranym 1:0, powinniśmy przyjąć optykę Michała Probierza, który mówi, że najważniejsze są trzy punkty, bo jego drużyna dopiero się rozpędza?
Marek Koźmiński, były reprezentant i wiceszef PZPN: Punkty są najważniejsze, to prawda, ale też oceniajmy potencjał, jaki mamy. Nikt mi nie powie, że w piątek na Narodowym kadra zagrała na poziomie indywidualnych umiejętności naszych piłkarzy. Niestety, nie stanowimy drużyny i to jest główny zarzut do Michała Probierza.
Czy w takim razie powinniśmy się obawiać poniedziałkowego spotkania z Maltą? To też będzie zamknięty mecz, rywale też będą bronili się bardzo nisko, będą biegali, walczyli, przesuwali...
Po tym, co zobaczyliśmy w piątek, jasne jest, że powinniśmy mieć obawy o zwycięstwo. Wierzę jednak, że damy radę, bo po prostu różnica piłkarskich umiejętności między Polską a Maltą jest gigantyczna. Tego nie da się tak łatwo zniwelować ambicją czy agresją. Aczkolwiek, wolałbym, żeby Robert Lewandowski, który w meczu z Litwą schodził z kontuzją, jednak mógł zagrać w tym spotkaniu. Bo bez niego słabo to widzę.
ZOBACZ WIDEO: Fani w zachwycie. Najpiękniejsza piłkarka na świecie w nowej roli
Co pana najbardziej rozczarowało w meczu z Litwą? Brak odwagi, brak pomysłu na grę, brak skuteczności?
Nie brak skuteczności, bo przecież myśmy prawie nie mieli innych okazji do zdobycia gola niż ta akcja Kuby Kamińskiego, którą wykorzystał "Lewy".
No ale Polacy oddali aż 24 strzały, a wiele z nich z dystansu.
Bądźmy poważni - co to były za strzały? Zablokowane, z nieprzygotowanych pozycji, bardzo niecelne albo niegroźne dla bramkarza. My wielu rzeczy próbujemy, a nic z tego nie wynika. Weźmy na przykład stałe fragmenty gry. Mieliśmy 11 rzutów rożnych i stworzyliśmy z nich zero zagrożenia! Przede wszystkim szwankuje organizacja gry, a tym, co najbardziej martwi, jest brak doboru odpowiednich wykonawców do zadań, jakie mają na boisku.
Michał Probierz się pogubił?
Muszę powiedzieć, że zmarnował półtora roku. On nie jest już trenerem klubowym, on jest selekcjonerem, którego zadaniem jest złożyć z odpowiednich puzzli dobrą układankę. I Michał, niestety, nie jest w stanie tego złożyć. To mu się rozlatuje w rękach. Graliśmy z Litwą tak, że nasz skrzydłowy bardzo często był tak samo wysoko jak Robert Lewandowski. A na wahadłach wystawieni zostali dwaj piłkarze - Matty Cash i Przemysław Frankowski - którzy nie mają umiejętności dryblingu z miejsca. Oni potrzebują miejsca, żeby się rozpędzić. No to co oni w takim ustawieniu mogą zdziałać? To znaczy, że trener ma kłopot z rozczytaniem predyspozycji poszczególnych zawodników. Tak jakby sam nie wiedział, jakim potencjałem dysponuje. Smutne to bardzo. Wygląda to fatalnie. Na bazie czego miałbym myśleć, że w niedalekiej przyszłości będzie lepiej?
Co gorsza, wcale tego meczu nie musieliśmy wygrać. Litwini mieli kapitalną okazję do zdobycia gola, ale uratował te trzy punkty Łukasz Skorupski.
Zbyt łatwo pozwalaliśmy rywalom na bardzo niebezpieczne kontry. Uratował nas nie tylko Skorupski, ale w jednej sytuacji także Jan Bednarek, który skasował akcję, w której Litwini wychodzi do kontrataku i już mieli przewagę liczebną. Mogło się to dla nas bardzo źle skończyć.
Skoro Michał Probierz nie zbudował nic przez półtora roku, to można przypuszczać, że później też nie zbuduje. Czy po meczu z Maltą nie należałoby szukać innego selekcjonera, żeby jednak awansować na mundial w 2026 roku?
Nie, niech Michał teraz sam połyka tę żabę. Ma awansować na mistrzostwa świata, to jego zadanie i jego odpowiedzialność. Nie zwalniajmy go z niej tak wcześnie. Natomiast mamy prawo na bieżąco go oceniać i rozliczać z jego posunięć. Ja bym chciał go zapytać, gdzie są dzisiaj ci wszyscy zawodnicy, z tych jego zaskakujących powołań? Z tych dziwnych eksperymentów personalnych, jakie robił? Po co to było robione, skoro dziś Probierz personalnie wraca do wyborów późnego Fernando Santosa? My nie możemy bazować na tym, że będą nas ratować w każdym meczu Skorupski z Lewandowskim. Zadaniem Probierza było zbudowanie reprezentacji na eliminacje mistrzostw świata. Zresztą on sam się tym tłumaczył, gdy kadra źle wypadła na Euro i gdy spadła z dywizji A Ligi Narodów. Teraz już żadnych wymówek nie chcę słuchać.
A jak pan przyjmuje taką narrację, która pojawiła się wypowiedziach reprezentantów i selekcjonera, że piłkarze grali nerwowo, bo byli pod presją oczekiwań kibiców? Bo czuli, że powinni się zrehabilitować za spadek z Ligi Narodów. No i że nie dźwignęli tej presji.
Jeśli nie są w stanie dźwignąć presji w meczu z Litwą, niech zmienią zawód i idą pracować do magazynu. W sporcie zawsze jest presja, bo liczy się wynik. I wynik musi się zgadzać. Ja bym może jeszcze zrozumiał takie tłumaczenia, gdyby mecz z Litwą wyglądał tak, że my gnieciemy rywala, ale nie mamy szczęścia. Trafiamy w bramkarza, obijamy słupki i poprzeczkę, nic nie chce wpaść do siatki. Ale przecież tak nie było. Myśmy w ogóle nie mieli sytuacji, nie kreowali gry, nie mieli pomysłu na to, jak rywala napocząć. Dziś reprezentacja Polski nie jest drużyną, tylko zlepkiem indywidualności, które pojedynczym zrywem ratują nam skórę. Z tym co dzisiaj mamy zapomnijmy o jakichś mrzonkach, że powalczymy o pierwsze miejsce w grupie. To się nie wydarzy, niezależnie od tego czy naszym rywalem będzie Hiszpania czy Holandia. Skoncentrujmy się na walce o baraże. I w tym kontekście mecz z Finlandią w czerwcu urasta do kluczowej konfrontacji w tych eliminacjach. Jeśli poślizgniemy się w Helsinkach, nie będzie tego już gdzie odrobić.
rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty