Podczas meczu Benfiki Lizbona z FC Barceloną w Lidze Mistrzów sędzia Danny Makkelie z Holandii miał pełne ręce roboty. W trakcie całego spotkania aż trzykrotnie dyktował rzuty karne (dwa dla "Dumy Katalonii", jeden dla gospodarzy).
Szczególne kontrowersje wzbudziła decyzja o przyznaniu "jedenastki" dla Barcelony po upadku Lamine'a Yamala w polu karnym w 76. minucie. Chwilę później rzut karny na bramkę zamienił Robert Lewandowski (gol na 4:3).
W tej sytuacji Yamal upadł w polu karnym po lekkim kontakcie z Alvaro Carrerasem, obrońcą Benfiki. Iturralde Gonzlez, analityk sędziowski, stwierdził, że nie powinno być karnego, ponieważ zawodnik Barcelony sporo dodał od siebie.
ZOBACZ WIDEO: To rzadki widok. Gwiazda futbolu była przerażona
- Carreras położył na Yamalu rękę. Ten upadł, gdy tylko poczuł kontakt. To nie był rzut karny - analizował były międzynarodowy sędzia, który był rozmówcą hiszpańskiego portalu as.com.
Inna sporna decyzja dotyczyła karnego przeciwko Barcelonie, kiedy Wojciech Szczęsny spóźnił się z interwencją i przewrócił Kerema Akturkoglu. Mimo wątpliwości Gonzalez uznał, że decyzja była słuszna, ponieważ bramkarz "lekko dotknął" zawodnika Benfiki.
Pierwszy w tym meczu rzut karny dla Barcelony został przyznany po interwencji VAR. Alejandro Balde został sfaulowany przez Tomasa Araujo, co początkowo nie zostało zauważone przez sędziego. Po analizie wideo, Makkelie zmienił decyzję i podyktował "11".
- To był oczywisty rzut karny - podsumował Gonzalez.
Dodajmy, że spotkanie zakończyło się porażką Benfiki 4:5.
Omawiana sytuacja z rzutem karnym na Yamalu od 6:40:
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)