Niespełnione marzenie o domku na wsi
- Wiesz co, zawsze marzyłem o tym, żeby mieć domek na wsi. Zarabiałem kupę kasy i mogłem go sobie kupić wiele razy. Ale zawsze odkładałem to na później. A dziś mnie na niego nie stać - powiedział Andrzej Iwan dziennikarzowi Markowi Wawrzykowskiemu podczas spotkania w jednym z warszawskich hoteli w 2010 roku.
Dwa lata później na rynku ukazała się książka „Spalony” - autobiografia Andrzeja Iwana napisana we współpracy z Krzysztofem Stanowskim. Była to bezkompromisowa, brutalnie szczera opowieść, w której autor nie oszczędził ani siebie, ani otaczającego go świata. Publikacja przyniosła mu znaczące zyski i ogromne zainteresowanie czytelników. W 2021 roku wydano wznowienie tej pozycji. W jej wstępie znalazły się następujące słowa:
„Pieniądze zarobione na książce wprawdzie rzeczywiście starczyłyby na domek na wsi, ale Iwan żadnego domku nie kupił. Kupił za to wódkę. Bardzo dużo wódki. A diabeł dalej go odwiedza, siada na jego ramieniu i szepcze: 'Zrób to. Skończ ze sobą'" - czytamy.
W momencie tworzenia autobiografii Iwan miał za sobą cztery próby samobójcze. Otrzymał sądowy zakaz zbliżania się do żony, odebrano mu też prawo jazdy. A mówimy o człowieku, który uchodził za jednego z najwybitniejszych polskich piłkarzy swojego pokolenia.
Andrzej Iwan zmarł 27 grudnia 2022 roku w wieku 63 lat. Przez wiele lat zmagał się z chorobą alkoholową, cierpiał także na poważne schorzenia płuc. Kilka dni później ciało 36-krotnego reprezentanta Polski spoczęło na Cmentarzu Batowickim w Krakowie.
Jako nastolatek zachwycił całą Polskę
Andrzej Iwan od najmłodszych lat wykazywał ogromny talent sportowy. Jego pierwszą piłkę podarował mu ojciec na komunię, ale szybko ją stracił – starsi chłopcy uznali, że bardziej im się przyda. Następnego dnia, podczas próby odzyskania piłki, spotkał Mariana Pomorskiego, kierownika Wandy Kraków, który od tamtej pory pełnił rolę jego mentora.
„Był bardzo szybki i silny, świetnie grał głową, a jego strzały – niezależnie od tego, którą nogą uderzał – były zawsze precyzyjne. Takich piłkarzy dziś trudno znaleźć” – wspomina jego pierwszy trener, Lucjan Franczak.
Iwan jako nastolatek trafił do Wisły Kraków i szybko przebił się do pierwszego zespołu. Znakomity w jego wykonaniu był rok 1978. Piłkarz miał 18 lat i zaczął odgrywać też coraz większą rolę w seniorskiej reprezentacji Polski.
Iwan wyjechał z kadrą narodową do Kuwejtu, gdzie zagrał w dwóch sparingach z miejscowymi zespołami o niezbyt oryginalnych nazwach: FC Kuwait i FC Arabic. Pierwszy mecz Polacy wygrali 3:1, w drugim zremisowali 2:2. 18-latek strzelił 4 z 5 bramek, ostatnią dołożył Grzegorz Lato, wtedy jeszcze aktualny król strzelców mistrzostw świata z 1974 r. Selekcjoner Jacek Gmoch miał do Iwana ograniczone zaufanie, bo już docierały do niego informacje o nieciekawym towarzystwie młodego zawodnika.
A jednak zdecydował się go zabrać na mundial do Argentyny. Konkurencja była wówczas ogromna, w drużynie byli m.in. Włodzimierz Lubański, Andrzej Szarmach czy Grzegorz Lato. W tych okolicznościach już to, że zagrał w dwóch spotkaniach, świadczy o skali jego talentu. Nawet jeśli nie udało mu się zdobyć bramki. Iwan był wówczas najmłodszym zawodnikiem turnieju, więc i tak wzbudzał zainteresowanie.
Świetnie radził też sobie w piłce klubowej. Wisła Kraków w 1978 roku podbijała Europę. "Biała Gwiazda" w pierwszej rundzie Pucharu Europy pokonała ówczesnego wicemistrza kontynentu FC Brugge. Belgów prowadził legendarny Ernst Happel, jeden z największych trenerów w historii futbolu.
W kolejnym meczu Wisła wyeliminowała znakomitą czechosłowacką Zbrojovkę Brno i w końcu w ćwierćfinale odpadła z późniejszym finalistą, Malmoe FF. Iwan w tym dwumeczu już nie grał. Był zawieszony za incydent, który na zawsze rzucił się cieniem na jego karierze.
Bójka w krakowskiej restauracji
W 1978 roku Andrzej Iwan bawił się w krakowskiej restauracji "Stylowa". Spotkał tam wielu znajomych, dlatego pobyt zdecydowanie się przeciągnął. Przy wyjściu doszło do awantury. Każdy przedstawiał inną wersję. Według kelnerki agresorem był zawodnik, on w swojej książce "Spalony" utrzymywał, że to pracownicy restauracji prowokowali, wyśmiewając go i chowając palto.
Strony zgodnie zeznają, że dostał ataku furii. Iwan pisze, że rzucił się na kelnerki, w jedną cisnął kuflem, ale nie trafił. Wersja obowiązująca jest taka, że kelnerkę po prostu uderzył.
Ciąg dalszy miał miejsce na posterunku, gdzie znokautował dwóch milicjantów, za co został skatowany przez ich kolegów. Pewnie gdyby nie fakt, że grał w milicyjnym klubie, byłoby jeszcze gorzej. Ale miał 18 lat i szczególną pozycję w krakowskiej piłce. Nie uniknął jednak kary za swój wybryk i został ukarany roczną dyskwalifikacją.
Przekreślone marzenia na mundialu w Hiszpanii
Po powrocie na boisko prezentował równą i wysoką formę. Zaowocowało to powołaniem na mistrzostwa świata w 1982 roku, które reprezentacja Polski zakończyła na trzecim miejscu. Iwan doznał kontuzji w drugim meczu Biało-Czerwonych na tym turnieju, przeciwko Kamerunowi.
Po doznaniu urazu nie dostał wolnego od selekcjonera, zamiast tego szprycowano go zastrzykami. W efekcie nie pograł w mistrzostwach, upadł też temat jego transferu do Widzewa Łódź - wówczas najlepszej drużyny w Polsce.
Zamiast tego w 1985 roku trafił do Górnika Zabrze. I to był doskonały ruch. Coraz słabszą Wisłę zamienił na nową siłę w polskiej piłce. I znowu był znakomity. Ale do kadry miał pecha.
W 1986 roku wydawało się, że jest pewniakiem do wyjazdu do Meksyku, ale doznał kontuzji w meczu z Legią i skończyło się na oglądaniu mundialu w telewizji.
W 1988 roku wyjechał do Niemiec i grał w VfL Bochum 1848. Potem próbował sił w Arisie Saloniki. Nie nawiązał tam jednak do swoich najlepszych występów. Niedługo po rozstaniu z greckim klubem przeszedł na sportową emeryturę. Potem na wiele lat zniknął z życia publicznego.
Świadectwo Iwana
Aż nagle pojawił się w telewizji "Orange Sport" w roli eksperta. Szefowie stacji wyczuli, że ma naturalny dar opowiadania, analizowania, rzucenia mimochodem anegdoty, która raz wgniata w fotel, raz powoduje spazmy śmiechu. Wychodziło mu to wszystko naturalnie, chyba nawet nie zdawał sobie sprawy ze swoje jakości. Był jak żyła złota. Pracował też jako trener. Prowadził zespoły z niższych klas rozgrywkowych, bywał też asystentem w sztabach ekstraklasowych klubów.
W 2012 roku premiera miała jego autobiografia, która z miejsca stała się wielkim hitem. Znakomicie napisana, mocna, momentami wręcz wstrząsająca. Iwan opowiedział o swoim uzależnieniu od hazardu i o próbach samobójczych.
"Podcinanie żył nie jest łatwe. Samo cięcie to oczywiście banał, ale trudno osiągnąć zamierzony efekt, o czym miałem się dopiero przekonać. Tamtego dnia, we wrześniu 2008 roku, około dziesiątej rano, specjalnie poszedłem po żyletkę, potem przeczytałem instrukcję w internecie i wreszcie położyłem się w wannie wypełnionej ciepłą wodą, dzięki czemu żyły miały być bardziej nabrzmiałe, a i ból mniejszy. Położyłem się w wannie, czekając na nicość (...). Napiłem się jeszcze wódki, żeby uśpić instynkty obronne. Powiesiłbym się, ale na to byłem chyba mimo wszystko za dużym tchórzem" - pisał.
Po wydaniu autobiografii, kibice i czytelnicy wierzyli, że książka może zadziałać terapeutycznie, że będzie wyzwoleniem. Z czasem okazało się, że Iwan znowu skręcił w złą stronę. Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę, że wciąż pije, bo takie rzeczy rozchodzą się w drugim obiegu informacyjnym szybko. Jego demony prześladowały go aż do śmierci, która przyszła równo dwa lata temu.