Od jakiegoś czasu Michał Probierz ciągnie za uszy Tymoteusza Puchacza w reprezentacji Polski i powołuje go z tylko sobie znanych powodów.
Nie sportowych, bo jednak jest to zawodnik, którego największą zaletą jest to, że się uśmiecha i nie sprawia problemów. Typowy gość atmosfery, który rzuci jakimś żartem, rozładuje być może napiętą atmosferę. No ale piłkarsko nie ma do zaproponowania zbyt wiele.
Z jednej strony jest to zawodnik znajdujący się na liście płac klubu z Bundesligi. To brzmi nawet dumnie. Ale jeśli przyjrzeć się bliżej, to mówimy o beznadziejnym Holstein Kiel (przedostatnie miejsce w tabeli z dorobkiem marnych pięciu punktów).
Jak dotąd Puchacz grał w miarę regularnie (dwanaście spotkań, wliczając Puchar Niemiec), ale jedyne, czym się wyróżnił, to asysta w meczu z Bayernem Monachium, po której uciszał kibiców drużyny przeciwnej (to była bramka na 1:6).
Przed tygodniem Puchacz był w kadrze na mecz z RB Lipsk, ale nie podniósł się z ławki. Teraz w ogóle zabrakło go w gronie powołanych na mecz z Borussią Moenchengladbach. Trener Marcel Rapp podjął drastyczną decyzję o odstawieniu Polaka.
Dziennikarz Niklas Heiden twierdzi, że nie stoi za tym kontuzja. To decyzja czysto sportowa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wszyscy łapali się za głowy. Co on zrobił?!