Gdyby na początku sezonu Raków Częstochowa punktował w meczach domowych tak, jak na wyjazdach, to najprawdopodobniej zasiadałby w fotelu lidera Ekstraklasy. Przed 11. kolejką piłkarze Marka Papszuna mogli pochwalić się imponującym bilansem czterech zwycięstw i jednego remisu w delegacjach.
W Radomiu zawodnikom Rakowa od początku również grało się przyjemnie. Częstochowianie ustawiali się w wysokim pressingu i nie pozwalali graczom Radomiaka na wyprowadzenie piłki od własnej bramki. Golkiper Maciej Kikolski na tyle słabo radził sobie z piłką przy nodze, że często otrzymywał nawet wskazówki od Raphaela Rossiego.
ZOBACZ WIDEO: Takie gole to rzadkość. Jego skutki mogą być bolesne
Dominacja przyjezdnych w pierwszej połowie musiała zakończyć się golem. Podrażniony faulami ze strony zawodników Radomiaka Fran Tudor postanowił odpłacić się znakomitym zagraniem prostopadłym za linię obrony do wbiegającego Michaela Ameyawa. Dla świeżo upieczonego reprezentanta Polski formalnością było dogranie piłki do Iviego Lopeza.
Hiszpan zamknął akcję strzałem na dalszy słupek i dał prowadzenie Rakowowi. To drugi występ Iviego w podstawowej jedenastce w tym sezonie i drugie trafienie z rzędu. Można śmiało powiedzieć, że powrót tego zawodnika do zdrowia to jak na razie najlepsze wzmocnienie ekipy Papszuna.
Druga część meczu nie obfitowała już w tak wiele skutecznych akcentów ofensywnych, choć więcej z gry mieli przede wszystkim piłkarze Radomiaka. Defensywa podopiecznych Papszuna do końca pozostawała jednak czujna, a w ostatnich minutach kluczową interwencję zaliczył Kacper Trelowski.
Raków mógł podwyższyć swoje prowadzenie dużo wcześniej. Doskonałą szansę miał przy rzucie rożnym choćby Ariel Mosór. W końcowych minutach sporo pod polem karnym Radomiaka starał się zdziałać także wprowadzony z ławki Jesus Diaz. U Kolumbijczyka zawiodła skuteczność, bo strzały, które oddawał nie były nawet blisko bramki.
Przewaga Rakowa Częstochowa była widoczna przez niemal całe spotkanie, ale jednobramkowe prowadzenie zdecydowanie nie napawało optymizmem w końcówce, bo jeden błąd mógł kosztować zespół stratę punktów. Na pomoc przyjezdnym przyszedł Władysław Koczerhin, który w doliczonym czasie gry zamknął spotkanie silnym uderzeniem zza pola karnego.
Radomiak Radom - Raków Częstochowa 0:2 (0:1)
0:1 - Ivi Lopez 33'
0:2 - Władysław Koczerhin 90+1'
Radomiak: Maciej Kikolski - Zie Outtara, Raphael Rossi, Rahil Mammadov, Pedro Henrique - Jan Grzesik (84. Leandro), Christos Donis, Rafał Wolski (46. Roberto Alves), Michał Kaput (72. Bruno Jordao), Joao Peglow - Leonardo Rocha
Raków: Kacper Trelowski - Ariel Mosór, Matej Rodin, Milan Rundić (74. Zoran Arsenić) - Fran Tudor, Gustav Berggren (86. Peter Barath), Władysław Koczergin, Jean Carlos Silva (63. Erick Otieno) - Michael Ameyaw (63. Jesus Diaz), Adriano, Ivi Lopez (74. Patryk Makuch)
Żółte kartki: Henrique, Ouattara, Rossi, Alves (Radomiak) - Mosór (Raków)
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)
[b]
[/b]