Juniorzy klubu MZKS Alit 1980 Ożarów wraz z trenerem podróżowali busem w miejscowości Lechów w województwie świętokorzyskim. Tragiczny wypadek miał miejsce na drodze krajowej DK74, łączącej Kielce z Opatowem.
W pewnym momencie kierowca stracił panowanie nad pojazdem, który z impetem uderzył w drzewo. 65-latek zmarł na miejscu. - Chłopcy mają mniejsze lub większe obrażenia, ale prawdopodobnie wszystko jest dobrze. Było w sumie 17 chłopców. Na tę chwilę mam informację o dziewięciu z nich, na pewno trzem nic się nie stało - poinformował WP prezes klubu Grzegorz Witek.
Prezes MZKS Alit 1980 Ożarów pozostaje w kontakcie z juniorami oraz ich rodzicami. Zawodnicy, którzy byli naocznym świadkami całego zdarzenia, przeżyli prawdziwy dramat. Mają świadomość, że zawdzięczają życie swojemu trenerowi. Niestety kilka godzin po wypadku dotarły wieści, że 43-letni szkoleniowiec zmarł w szpitalu.
- Według tych trzech chłopców w wieku 17-18 lat, na to wygląda, że kierowca zasłabł i jechał prosto na drzewo. Gdyby nie trener, który kierownicę złapał i przekręcił, to uderzyliby centralnie w to drzewo i - jak twierdzą chłopcy - wszyscy prawdopodobnie by zginęli - relacjonował Witek.
- Trener był na siedzeniu obok kierowcy jako opiekun. Rzucił się odbijać kierownicę, co mu się udało. To zasługa trenera, bo byłoby niesamowite nieszczęście - zaznaczył działacz.
Policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie. - Bus stracił sterowność. Nie jestem w stanie powiedzieć, z jakich przyczyn kierowca zasłabł. Być może wykaże to sekcja zwłok - kontynuował Witek.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty