Był małomówny, wydawał się nieśmiały, ale za to przemawiał na boisku. Swoją grą. Przez 14 lat występów w Juventusie Turyn (1974-1988) sięgał z nim po największe sukcesy: Puchar Europy (obecnie Liga Mistrzów), Puchar Zdobywców Pucharów, Puchar UEFA, Puchar Interkontynentalny, siedem tytułów mistrza Włoch, dwa Puchary Włoch.
Gaetano Scirea wyniósł na zupełnie inny poziom grę w obronie. Był twardy i nieustępliwy, ale jednocześnie nie uciekał się do brudnych sztuczek. W karierze rozegrał grubo ponad 600 spotkań. Nigdy nie dostał czerwonej kartki.
- Klasa i czystość gry. Nigdy nie widziałem kogoś tak eleganckiego, grającego z wysoko uniesioną głową - mówił w wywiadzie dla "La Repubblica" Dino Zoff, były bramkarz Juventusu. Rozumiał się z Scireą bez słów, na boisku i poza nim. Razem święcili triumfy nie tylko w klubie. W 1982 r. reprezentacja Włoch zdobyła mistrzostwo świata.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pudło roku już znamy. Niewyobrażalne!
Gdy w 1988 r. Zoff został pierwszym trenerem "Starej Damy", uczynił Scireę swoim asystentem. Jesienią 1989 r. Juventus trafił w Pucharze UEFA na Górnika Zabrze. W turyńskim sztabie nie obawiano się polskiego zespołu. Jednak kierownictwo klubu nalegało, by ktoś pojechał zobaczyć mecz Górnika w Polsce.
- Gaetano nie był przekonany, że to konieczne. Ja także nie, ale Boniperti (Giampiero, ówczesny prezydent Juve - przyp. red.) naciskał - wspominał Zoff w "La Repubblica".
Kanistry w bagażniku
Scirea obejrzał zabrzan w akcji w wyjazdowym meczu z ŁKS Łódź, rozegranym 2 września 1989 r. Dzień później miał odlecieć do Włoch. Do pokonania pozostała trasa z Łodzi na Okęcie. Włochowi towarzyszyła tłumaczka Barbara Januszkiewicz, a także Andrzej Zdebski, którego oddelegował Górnik Zabrze. Samochód, Fiat 125p, prowadził Henryk Pająk.
Polska przechodziła zmianę ustrojową. Misję tworzenia rządu otrzymał Tadeusz Mazowiecki. "Zmianie ustroju towarzyszył bardzo głęboki kryzys gospodarczy, który spowodował także brak paliwa na stacjach benzynowych. Ludzie przyzwyczaili się więc do jazdy z kanistrami w bagażnikach" - pisał Stefan Bielański w "La Gazzetta dello Sport".
Prowadzony przez Pająka fiat zmierzał do stolicy "gierkówką", czyli międzynarodową drogą szybkiego ruchu (z Katowic do Warszawy). Przejeżdżał przez Babsk - miejscowość położoną pod Łodzią, w okolicach Rawy Mazowieckiej. Na tym odcinku prowadzone były roboty drogowe. Ruch odbywał się jednym pasem.
Kierowca wyprzedził tira, ale nie zdążył przed jadącym z przeciwka żukiem. W wyniku zderzenia wybuchły kanistry paliwa, które znajdowały się w bagażniku fiata. Auto natychmiast stanęło w płomieniach.
"Scirea, Pająk i Januszkiewicz, uwięzieni w palącym się samochodzie, nie mieli szans na ratunek. Drzwi nie dało się otworzyć, nie było jak uciec. Nie było na to zresztą czasu" - pisał w "Gazecie Krakowskiej" Jerzy Filipiuk. Wspomniana trójka spłonęła żywcem.
"To ja byłem tym, który przeżył"
Uratował się jedynie Andrzej Zdebski. Według podawanej przez lata wersji, drzwi po jego stronie były sprawne i zdołał się ewakuować. Zdebski długo milczał na temat tamtych wydarzeń. W 2017 r. zamieścił wpis na forum portalu juvepoland.com.
"Nazywam się Andrzej Zdebski i to ja byłem tym czwartym pasażerem, który przeżył. Moje drzwi, jak mówi Wikipedia, wcale nie były sprawne, a przed śmiercią uratowały mnie... NIEZAPIĘTE pasy bezpieczeństwa przez co podczas zderzenia wypadłem przez przednią szybę" - napisał na forum juvepoland.com.
"Tak jak wspominałem powyżej jedynie ja nie miałem zapiętych pasów bezpieczeństwa i tylko dzięki temu przeżyłem, ponieważ wyrzuciło mnie przez szybę, w wyniku czego zostałem pokaleczony głównie na twarzy, głowie i rękach. Odniosłem też wiele innych obrażeń, ale największym problemem było leczenie chorej psychiki (wypadek ten wywarł wielką traumę, po dziś dzień widzę to wszystko przed sobą, ten samochód, ludzi płonących w nim)" - relacjonował były działacz Górnika Zabrze.
Został on później zaproszony do Turynu i odwiedził grób Gaetano Scirei w miejscowości Morsasco.
W Polsce pamiętają o nim do dziś
3 września 1989 r. Juventus rozgrywał mecz wyjazdowy z Hellasem Werona. Wygrał 4:1. Radosny powrót zmąciła tragiczna informacja. Zoff usłyszał ją od pracownika poboru opłat na autostradzie. Nie mógł w to uwierzyć. - Odpowiedziałem: "Niemożliwe, już pewnie śpi w domu" - wspominał w "La Repubblica" były bramkarz i przyjaciel Scirei.
W niedzielny wieczór informację o śmierci Gaetano Scirei podano w programie telewizyjnym "Domenica Sportiva". Miał zaledwie 36 lat. Wszyscy byli w szoku, nie tylko we Włoszech.
- On nigdy nie chciał znaleźć się na pierwszych stronach gazet, ale zginął w takich okolicznościach, że nie pisano o niczym innym przez kilka dni - mówił po latach Dino Zoff.
- Byłem nad morzem z dziadkami. Mama zadzwoniła do nich, by powiedzieć, co się zdarzyło. A kilka minut później podano to w telewizji. Miałem 12 lat, to była dla mnie trauma. Początkowo prawie to wyparłem, moja głowa nie chciała tego zaakceptować. Nie sądziłem, że coś takiego może się wydarzyć. Trudności zaczęły się później, gdy zdałem sobie sprawę, że nigdy już nie zobaczę ojca - powiedział Riccardo Scirea, syn Gaetano, w rozmowie z "Corriere della Sera".
"Mistrz, przyjaciel, cudowna osoba" - tak opisał Scireę Zbigniew Boniek, który przez lata grał z nim w Juventusie. We wtorek zamieścił na portalu X film upamiętniający Włocha.
12 września 1989 r. Górnik Zabrze zmierzył się z Juventusem w Pucharze UEFA. Przegrał 0:1. Przed spotkaniem kibice minutą ciszy oddali hołd znakomitemu piłkarzowi.
Pamiętają o nim do dziś. Polscy fani Juve postawili w Babsku krzyż, przy którym zapalają znicze i składają kwiaty.
Czytaj także: Legendy Juventusu Turyn - rozpoznajesz je na zdjęciach?
Czytaj także: Nie żyje legenda Juventusu. Znana przyczyna śmierci