Ekspert wskazuje dodatkową motywację Anglików. "Zrobią wszystko, by zadać kłam tej opinii"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  Image Photo Agency / Na zdjęciu: Declan Rice i Kobie Mainoo
Getty Images / Image Photo Agency / Na zdjęciu: Declan Rice i Kobie Mainoo
zdjęcie autora artykułu

Finał Euro 2024 będzie zderzeniem dwóch skrajności: urzekającej fanów Hiszpanii i męczącej Anglii. Co za tym idzie, faworytem są ci pierwsi. - To będzie tylko jeden mecz - przypomina jednak Rafał Nahorny, wskazując atuty podopiecznych Southgate'a.

Jeżeli spytać dowolnego kibica, która reprezentacja swoją grą męczyła go najbardziej podczas tegorocznego Euro, większość z nich zapewne wskazałaby Anglię, może chwilę wahając się też nad wyborem Francji.

Ekipa Garetha Southgate'a nie gra bowiem pięknego futbolu, a sam szkoleniowiec częściej postrzegany jest jako hamulcowy, aniżeli budowniczy maszyny stworzonej do wygrywania. Dziś jednak "Synowie Albionu", po najlepszym spotkaniu w swoim wykonaniu na całym turnieju (2:1 z Holandią), szykują się właśnie do meczu o mistrzostwo Europy.

- Mój pogląd na osobę Gartetha Southgate'a zmieniał się na przestrzeni całego turnieju. Mecz z Holandią jednak naprawdę się Anglikom udał. Wygrali jak najbardziej zasłużenie. W pierwszej połowie byli zespołem lepszym i trzeba też przyznać, że Southgate dokonał fantastycznych zmian - zwraca uwagę w rozmowie z WP SportoweFakty komentator Canal+ Rafał Nahorny.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!

Pomogła zmiana systemu?

Droga Anglii do finału Euro było prawdziwą drogą przez mękę. Po zwycięstwie w meczu otwarcia z Serbią (1:0), przyszły dwa bezbarwne remisy, później o włos od sprawienia sensacji była Słowacja, która w 1/8 finału do 95. minuty meczu prowadziła z Anglikami 1:0, a w ćwierćfinale ze Szwajcarią o awansie decydować musiały rzuty karne.

- Oczywiście, Anglia w pierwszych meczach zawodziła. Co prawda zajęła pierwsze miejsce w grupie, ale oczy i zęby bolały od patrzenia na ich grę. Euro to jednak jest turniej, a nie sama rywalizacja w grupie. Oczywiście w Anglii cieszono się ze zwycięstw, ale już na chłodno krytykowano Southgate'a. Natomiast ostatecznie jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. No i Anglia jest w finale i nic jej tego nie zabierze - komentuje Nahorny.

Przełomem w grze Anglii był dopiero mecz półfinałowy. W starciu z Holandią zobaczyliśmy drużynę, która wreszcie przestała wyglądać jak wypuszczona na boisko za karę.

- Anglii pomogła też zmiana systemu na trzech obrońców. Choć niewykluczone, że Southgate wróci do gry czwórką, bo coraz więcej minut dostaje wracający po kontuzji na lewej obronie Luke Shaw. Można powiedzieć, że Anglia umiejętnie rozłożyła siły na cały turniej, co nie zmienia faktu, że spodziewaliśmy się od Anglików w tych pierwszych meczach dużo dużo więcej - twierdzi nasz rozmówca.

Southgate w meczu z Holandią zaskoczył jednak nie tylko formacją, ale i taktyką, jeżeli chodzi o zmiany. W poprzednich dwóch spotkaniach fazy pucharowej w końcówkach meczów atak wzmacniał Ivan Toney, który w pojedynku ze Słowacją zanotował nawet asystę przy trafieniu Harry'ego Kane'a. Tym razem jednak to nie napastnik Brentford, a Ollie Watkins został wytypowany przez Southgate'a do wzmocnienia ofensywy zespołu w końcówce meczu. Decyzja, która okazała się strzałem w "10", była jednak zaskakująca z jeszcze jednego powodu.

- Większość osób spodziewała się raczej Toney'a, zwłaszcza że jego wcześniejsze wejścia dawały Anglikom naprawdę dużo. Watkins to z kolei to najgorzej wykonujący rzuty karne zawodnik w reprezentacji Anglii, a wiele wskazywało na to, że ten mecz może zakończyć się konkursem jedenastek. Skuteczność Watkinsa w dorosłej karierze z jedenastu metrów to niewiele ponad 50 procent - zauważa Nahorny.

Anglia też ma genialnego nastolatka  Prawdziwą rewelacją Anglików w półfinale był jednak przede wszystkim Kobbie Mainoo. 19-latek, który już w trakcie sezonu pokazał, że drzemie w nim ogromny potencjał, dla przeciętnego kibica, nieśledzącego na co dzień zmagań Manchesteru United, mógł pozostawać jednak wciąż mocno anonimowy.

- Mainoo to piłkarz, który z Holandią zaledwie po raz 8. zagrał w dorosłej reprezentacji Anglii. Do tego ma też zaledwie 35 meczów w dorosłej piłce. Przecież na szczeblu Premier League dopiero co debiutował w listopadzie. Przejście na ten najwyższy poziom zajęło mu niewiele ponad pół roku - podkreśla Nahorny.

- Teraz jednak Anglicy chwalą Mainoo nawet bardziej niż strzelca decydującej bramki Ollie'ego Watkinsa. Mainoo w zasadzie w ostatniej chwili wskoczył do kadry na Euro. Początkowo Southgate powołał około 30 piłkarzy i wśród tych, którzy stracili miejsce w składzie był chociażby Jordan Henderson, który wcześniej był pewniakiem w środku pola Anglii. To jest pewien powiew świeżości w tej drużynie - dodaje.

Mainoo swoją pozycję w kadrze budował jednak dopiero na samym Euro. Początkowo Southgate w środku pola próbował wariantu z Trentem Alexandrem-Arnoldem, a następnie Conorem Gallagherem. Mainoo do pierwszej jedenastki wskoczył dopiero w fazie pucharowej. I wydaje się, że tylko kataklizm może odebrać mu to miejsce przed finałem imprezy. Jest to o tyle warte podkreślenia, że Gareth Southgate bardzo niechętnie zmienia cokolwiek w wyjściowym składzie.

- Można tu mówić o tym, że dobre zmiany dawali rezerwowi, ale z drugiej strony wchodzili oni bardzo późno. Można też mieć pretensje do Southgate'a, że zbyt długo przywiązywał się do określonej hierarchii. Chociaż tak naprawdę w tym aspekcie niewiele się zmieniło i Southgate nadal stawia na tych samych piłkarzy, którzy go nie zawodzili. Wejście Mainoo za Gallaghera jest tu pewnym wyjątkiem - przypomina Nahorny.

- Wielu ekspertów domagało się też aby tacy piłkarze jak Palmer czy Gordon znaleźli się w wyjściowym składzie. Ostatecznie jednak okazało się, że to Southgate miał rację, bo jego ocenia się przez pryzmat wyniku. Oczywiście, on sam zdaje sobie sprawę, że ten styl pozostawiał wiele do życzenia, ale to jednak wynik jest najważniejszy w futbolu, zwłaszcza na takich imprezach. Anglia po raz pierwszy w historii zagra w finale wielkiej imprezy gdzie indziej niż w Anglii. W 1966 roku Anglicy byli bowiem gospodarzami Mundialu, a finał ostatniego Euro również odbył się na Wembley - podkreśla nasz rozmówca.

Zadać kłam ekspertom 

Teraz jednak przed Anglią najtrudniejszy sprawdzian, z jakim jeszcze podczas tej imprezy nie mieli do czynienia - mecz z Hiszpanią. Trzeba bowiem przyznać, że dotychczasowa drabinka mocno sprzyjała powoli rozkręcającej się kadrze "Synów Albionu".

- Hiszpania prezentuje się najlepiej spośród wszystkich zespołów biorących udział w Euro, ale to będzie tylko jeden mecz. Oczywiście będzie faworytem finału, ale będzie to minimalna przewaga psychologiczna przed pierwszym gwizdkiem turnieju. Myślę, że w każdej chwili będzie mogło to się zmienić. Zresztą zarówno Hiszpania jak i Anglia udowodniły, że tracąc gola jako pierwsze, potrafią odrobić straty i wygrać mecz. Tak więc moim zdaniem możemy spodziewać się spotkania, w którym nie będzie brakować zwrotów akcji. Nie sądzę by Anglicy byli skoncentrowani jedynie na tym, by przeszkadzać Hiszpanom. Myślę, że tak jak w meczu z Holandią, będą fragmenty, gdzie lepszym zespołem będą gracze Southgate'a, jak i będą fragmenty, gdy dominować będą Hiszpanie - prognozuje Nahorny.

Nasz rozmówca zwraca uwagę też na jeszcze jeden aspekt, który może stanowić o sile Wyspiarzy.

- Wielu trenerów podkreśla, że ławka rezerwowych jest dla nich równie ważna co podstawowy skład. I tu trzeba przyznać, że Anglia ma tę ławkę wyśmienitą. Wystarczy popatrzeć na zmiany jakie dawali Cole Palmer, Ivan Toney czy choćby teraz Watkins - wymienia Nahorny.

- Moim zdaniem Anglicy zrobią wszystko, by przestała panować opinia, że mecz Hiszpania - Niemcy był przedwczesnym finałem. Będą chcieli zadać kłam tej opinii i głosom, że to Niemcy i Hiszpanie byli najlepszymi drużynami w tym turnieju - podsumowuje ekspert.

Finał Euro 2024 Hiszpania - Anglia w niedzielę, 14 lipca, o godzinie 21:00. Transmisja w TVP 1, dostępnym także na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa NA ŻYWO na WP SportoweFakty.

Czytaj także: - Anglik może trafić do AtleticoDe la Fuente broni Mbappe

Źródło artykułu: WP SportoweFakty