Anna Woźniak: Dobiegła końca pierwsza część sezonu ligowego. Patrząc wstecz można powiedzieć, że początek był zdecydowanie lepszy niż jego koniec.
Łukasz Matuszczyk: Początek sezonu na pewno był bardzo dobry. Na początek pojechaliśmy do Zabrza na mecz z Górnikiem. Na mnie największe wrażenie zrobiła publiczność, która tak licznie przyszła na ten pojedynek. Bardzo fajnie nam się tam grało, chociaż wynik nie był dla nas korzystny. Ale już w tym pierwszym meczu pokazaliśmy, że możemy sprawić w tej lidze kilka niespodzianek. Myślę, że po tym pierwszym spotkaniu zostawiliśmy pozytywne wrażenie.
Później przyszło zwycięstwo z Górnikiem Łęczna i strata dwóch punktów w Stalowej Woli.
- W szatni śmiejemy się, że z Łęczną Hubert Robaszek sfaulował Adama Cieślińskiego, a może na odwrót. Sędzia podyktował rzut karny. Szybko strzeliliśmy dwie bramki co praktycznie ustawiło mecz. Pierwsza wygrana w I lidze w sezonie 2009/2010, ogromna radość i dużo ludzi na trybunach. Atmosfera byłą naprawdę bardzo fajna. Jeśli chodzi o mecz w Stalowej Woli - był bardzo podobny do naszego ostatniego spotkania z Górnikiem Łęczna. Ogromna szkoda, że nie wygraliśmy tego pojedynku. Został po nim duży niedosyt. Po zawodach wszyscy byliśmy źli, że nie potrafiliśmy tej dyspozycji tego dnia wykorzystać. Swoją drogą mam nadzieję, że na wiosnę będę występował w KSZO i zaprezentuję się w meczu ze Stalą. Trenerem tam jest Janusz Białek, który prowadził mnie w Heko Czermno. Z przyjemnością się przed szkoleniowcem pokażę.
Po Stali szybko się jednak przełamaliście, pokonując ŁKS Łódź, a później ponieśliście sromotną porażkę w Poznaniu.
- To był dla mnie dziwny mecz, bo nigdy jakoś ŁKS mi nie odpowiadał. Mam złe wspomnienia z ŁKS, bo jeszcze juniorach złamano mi tam nogę. Osobiście to spotkanie gdzieś psychicznie źle rozegrałem. Na szczęście, udało nam się zwyciężyć w tych zawodach. Dla Adama Cieślińskiego też były to bardzo ważne zawody, bo kiedyś grał w tym klubie. Strzelił im bramkę i znowu pokazaliśmy, że w Ostrowcu mało kto wygra. Przed Wartą mieliśmy spore braki personalne. Rozsypała nam się drużyna przed tym meczem, ale pojechaliśmy do Poznania. Na początku zagrałem nawet na stoperze, później zostałem przesunięty na swoją, lewą stronę. Do tego jeszcze wykartkował nas sędzia i przegraliśmy sromotnie 0:6. Na pewno ten wynik dużo w naszych głowach zostawił. Żeby było śmiesznie, ten sędzia to jest mój dobry znajomy, jak się spotykamy, przybijamy sobie piątki, a jak widać, na boisku było zupełnie inaczej.
Ale kolejny raz szybko podnieśliście się po porażce wygrywając z Dolcanem i zremisowaliście z faworyzowanym Widzewem Łódź.
- Wygraliśmy mecz z Dolcanem 1:0, a Adrian Sobczyński strzelił wtedy bardzo ładną bramkę. To był dla nas - po tym 0:6 w Poznaniu - bardzo ważny pojedynek pod względem psychicznym. Chcieliśmy się odbudować i nam się to udało, a zespół Dolcanu, jak teraz widać, jest jedną z tych drużyn, które sprawiły największe niespodzianki w lidze. Tym bardziej się cieszymy, że ich ograliśmy. Jeśli chodzi o mecz w Łodzi to nie ukrywam, że Widzew to jest jeden z moich ulubionych klubów. Zagraliśmy tam znowu przy niesamowitej publiczności, co na Widzewie jest normą. Mieliśmy w tym spotkaniu rzut karny, jednak nie udało się go wykorzystać Adamowi Cieślińskiemu, ale wynik i tak okazał się korzystny, bo nie ma co kryć, że remis na Widzewie 1:1 to jest bardzo dobrym rezultatem.
Kolejne dwa mecze to dorobek tylko dwóch punktów, a spotkanie z Motorem Lublin mieliście praktycznie wygrane.
- Do Lublina pojechaliśmy po zwycięstwo. Każdy się na nie nastawiał i okazało się, że Motor nie postawił nam jakichś przeszkód by tak się stało, jednak to chyba u nas w głowie siedziało coś niedobrego. Po Widzewie chyba za bardzo uwierzyliśmy w siebie, a rzeczywistość okazała się trochę inna i Motor sprowadził nas na ziemię. Następny mecz rozegraliśmy z Wisłą Płock. Myślę, że ta drużyna nie powinna być w tym miejscu, w którym jest aktualnie. Z takim zapleczem i taką marką, jaką jest Wisła Płock, powinni grac wyżej. My zremisowaliśmy z nimi u siebie 1:1, co wydaje mi się nie było tak złym wynikiem.
Ekipa z Gorzowa Wielkopolskiego przerwała passę spotkań KSZO bez porażki na własnym stadionie.
- W meczu z GKS, gdy Paweł Kaczorowski dostał jeszcze w pierwszej połowie czerwoną kartkę, chyba w naszych głowach poukładało się, że oni się położą na boisku a my ich rozniesiemy. Nic takiego nie nastąpiło. GKP strzelił grając w osłabieniu bramkę, potem mądrze się bronili i wtedy to właśnie padła twierdza Ostrowiec. Po przegranej po wielu dniach bez porażki na własnym stadionie, pojechaliśmy na bardzo ważny mecz do Podbeskidzia. Wiadomo, że to jest podobny zespół do Wisły Płock - jeszcze sezon temu bili się o awans, a teraz nie mogą się wydostać z tej czerwonej strefy. Cieszę się, że udało nam się wygrać ten pojedynek. Bardzo ładną bramkę strzelił tam Piotrek Wtorek.
Spotkanie z Flotą nie mogło się zakończyć inaczej jak tylko zwycięstwem KSZO.
- Mecz z Flotą wspominam bardzo miło z dwóch powodów. Po pierwsze strzeliłem bramkę, a dodatkowo, na trybunach zasiadł mój tata z bratem. Nie często zdarza mi się strzelić bramkę, więc bardzo się ucieszyłem, że udało mi się to zrobić właśnie przy nich. Flota to bardzo fajny zespół, grający ładny, ofensywny futbol. Myślę, że jeszcze dużo w tej lidze pokażą.
O spotkaniu z Sandecją chcielibyście chyba jak najszybciej zapomnieć?
- Ten mecz z Sandecją przez nas samych, jak i przez sztab szkoleniowy, chyba za bardzo został napompowany. Bardzo chcieliśmy, a poszło to w zupełnie innym kierunku. Nie będę mówił, że gdzieś nam się gra dobrze, a gdzieś źle. Po prostu, w Nowym Sączu coś nam się zacięło i mimo nawet słabszego dnia, taka drużyna jak KSZO, nie powinna tak grać. Rozmawialiśmy dużo po tych zawodach i każdy przyznawał, że w tym meczu nie był sobą. Na pewno nie przestraszyliśmy się tego przeciwnika, ale ten rywal nas rozbił. Przegraliśmy 0:3. Myślę, że w głowach źle to rozegraliśmy i tak naprawdę robili z nami co chcieli. Nie tworzyliśmy tam monolitu, który mógłby pokazać na co nas stać. Później pojechaliśmy do Katowic na zaległy pojedynek z GKS. Do przerwy przegrywaliśmy 0:2. Po przerwie szybko strzelił bramkę Mikołaj Skórnicki i przełomowym momentem według mnie była czerwona kartka dla Michała Stachurskiego. GKS w pewnym momencie się tak pogubił, że gdybyśmy grali po jedenastu, to jestem święcie przekonany, że byśmy nie przegrali.
Był to trudny okres dla drużyny, a ekipa z Kluczborka jeszcze was dobiła.
- Z MKS Kluczbork niestety kontynuowaliśmy naszą niechlubną serię z czerwonymi kartkami. Trzeciego meczu z rzędu nie potrafiliśmy dograć do końca w komplecie. Znowu brakło nam jakiegoś pozytywnego nastawienia. Przyjechał do nas MKS i z całym szacunkiem dla tego zespołu, ale nie powinien on tutaj wygrać. Stało się inaczej i to oni strzelili nam w końcówce dwie bramki i zgarnęli całą pulę. Następnie wyruszyliśmy w bardzo długą podróż na mecz do Szczecina. Wiedzieliśmy jaka to dobra drużyna. Strzelili nam bramkę po moim indywidualnym błędzie na 1:0. Przed przerwą jeszcze Hubert Robaszek doprowadził do remisu. Myślę, że kibice po zmianie połów obejrzeli bardzo fajny mecz, bo i my i Pogoń graliśmy w piłkę. Okazało się, że to jednak Pogoń zadała ten decydujący cios i wygrała 2:1 po bardzo ładnym uderzeniu Petasza. Ja też mam lewą nogę (śmiech), ale Petasz zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Łukasz Matuszczyk obrońca o dużym potencjale również w akcjach ofensywnych
Bohaterem meczu ze Zniczem Pruszków był... Łukasz Matuszczyk.
- W szatni różne słuchy chodziły po spotkaniu ze Zniczem. Nie wiem czy to ja strzeliłem, czy to Radek Kardas. Spiker krzyknął Łukasz Matuszczyk i tak zostało. Powiem szczerze, że wrzucałem piłkę w pole karne, w światło bramki. Dalej naprawdę nic nie widziałem, poza tym, jak chłopcy podnieśli już ręce do góry, więc zacząłem się cieszyć jak i oni. Wygraliśmy to spotkanie, a to zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Po nim odbudowaliśmy się. Cieszę się tym bardziej, że przed sezonem były jakieś rozmowy na temat mojej gry w Zniczu, dodatkowo obecny trener Znicza powiedział swego czasu, pracując jeszcze w Stalowej Woli, na odprawie przed spotkaniem z nami parę niemiłych słów pod moim adresem. Chyba nie wiedział, że wyjdzie to poza szatnię.
Górnikowi Zabrze - już w rundzie wiosennej - zrewanżowaliście się za porażkę w Zabrzu, a na koniec pierwszej części sezonu przegraliście po dobrym meczu w Łęcznej
- Przerwa była bardzo krótka (śmiech). W pierwszym spotkaniu rundy rewanżowej spotkaliśmy się w Ostrowcu z Górnikiem Zabrze. Bardzo chcieliśmy się zrewanżować Górnikowi, dodatkowo wiedzieliśmy, że jest w dołku. Udało nam się wygrać i moim zdaniem, byliśmy lepszą drużyną, bo oglądałem jeszcze dwa razy ten mecz na powtórkach. Zasłużenie wygraliśmy 2:1, a zwycięską bramkę udało nam się strzelić dość późno bo w 89. minucie. W ostatnim spotkaniu z Górnikiem Łęczna, stworzyliśmy tyle sytuacji, że spokojnie obdzielilibyśmy nimi kilka spotkań. Dawno już nie było takiego naszego pojedynku, żebyśmy mieli tyle okazji bramkowych. Niestety, my wykorzystaliśmy tylko jedną okazję, a Górnik ze swoich czterech-pięciu, strzelił trzy bramki. Na pewno po tej potyczce pozostał duży niedosyt.
Patrząc na dokonania KSZO, wyglądało to trochę tak, jakby łatwiej grało wam się z zespołami z góry tabeli niż z tymi teoretycznie słabszymi.
- Przeważnie, jeśli przyjeżdżał do nas zespół z dolnych rejonów tabeli, to zazwyczaj chciał się tu bronić. Murowali bramkę i wtedy jest nam ciężko w ataku pozycyjnym stworzyć jakieś sytuacje. Jeżeli przyjeżdża natomiast zespół klasowy, gra w otwartą piłkę, to sprawa wyniku jest naprawdę otwarta.