Przed tygodniem Lechia pokonała na swoim stadionie Wisłę Płock 3:1, a teraz dorzuciła wyjazdowe zwycięstwo ze Zniczem Pruszków 2:0. Dzięki temu gdańszczanie utrzymali trzecie miejsce w tabeli Fortuna I ligi, ale wobec zwycięstw GKS-u Tychy i Arki Gdynia nie mogli liczyć na żaden awans.
- Mocno weszliśmy w mecz, w pierwszym kwadransie mieliśmy sytuacje po stałych fragmentach i zabrakło nam trochę pazerności. Mieliśmy przewagę na połowie przeciwnika, ale nie byliśmy skuteczni - komentował trener Szymon Grabowski podczas konferencji prasowej.
Tuż przed przerwą Shuma Nagamatsu ujrzał czerwoną kartkę za brutalny faul na Dominiku Pile. Na początku drugiej połowy Lechia zdobyła drugą bramkę, ale nie poszła za ciosem i nieoczekiwanie do głosy doszedł przeciwnik. - To lekcja, którą musimy bardzo szybko odrobić - mówił trener Lechii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: młody Messi bohaterem. Zobacz jego bramkę
Boisko w Pruszkowie było bardzo wymagające. W kuluarowych rozmowach można było usłyszeć, że na tak złej murawie Lechia jeszcze w tym sezonie nie grała.
Maestro
Ale nie przeszkodziło to w przeprowadzeniu kilku efektownych akcji. Po jednej z nich padł gol na 1:0, kiedy Maksym Chłań i Rifet Kapić rozmontowali w miarę szczelną do tego momentu defensywę Znicza. Mógł bić brawo obecny na trybunie prezes klubu Paolo Urfer, a pewnie i prezes Rakowa Częstochowa Piotr Obidziński, który również stawił się tego popołudnia w Pruszkowie.
- Przyjemnie jest być w drużynie z takim maestro, jak Kapić i dostawać takie podania - komentował Chłań po meczu ze Zniczem.
Ukrainiec dobrze spisał się tydzień temu w spotkaniu z Wisłą. Po jego strzale gola samobójczego strzelił Jarosław Jach. Teraz natomiast on sam dwukrotnie pokonał bramkarza rywali.
- Po przyjściu do Lechii powiedziałem, żebyście dali mi trochę czasu. Teraz widzicie, że są tego efekty. Moja gra jest coraz lepsza, ale to nie jest mój najwyższy poziom. Może być jeszcze lepiej - mówił Chłań.
Musi postawić pizzę
Wspomniany Kapić wrócił do składu po przymusowej pauzie za żółte kartki przed tygodniem. Zwłaszcza, że tych kartek Lechia zbiera całe mnóstwo. Trener Grabowski mówił nam przed startem rundy, że więcej głupich kartek nie będzie. W starciu z Wisłą rzeczywiście tak było, natomiast w Pruszkowie już nie. Tomas Bobcek kopnął piłkę po gwizdku, co nie umknęło uwadze arbitra.
- To nie może się przydarzyć. Dalsze konsekwencje zostawię dla siebie, ale nie przejdziemy nad tym obojętnie - mówił trener Grabowski.
- Myślę, że będzie musiał zabrać resztę drużyny na pizzę - śmiał się Kapić. - Tydzień temu bardzo nam pomógł, teraz dostał kartkę. Musimy przestać robić takie głupie rzeczy - zaznaczył już dużo bardziej poważnie.
Poza tym, jeśli Lechia myśli o bezpośrednim awansie do PKO Ekstraklasy, musi być bardziej konkretna, wyrachowana. Przy 2:0 (i grze o jednego zawodnika więcej) to przeciwnik miał groźniejsze sytuacje. Jakub Wawszczyk zdobył nawet bramkę dla Znicza, lecz sędzia ją anulował po obejrzeniu powtórek, ponieważ chwilę wcześniej faulowany był Dawid Bugaj. To oczywiście nie spodobało się zawodnikom Znicza, kibicom i wszystkim związanym z klubem, czego echa były jeszcze długo po końcowym gwizdku.
- Wiedzieliśmy, że będzie nam dużo łatwiej po strzeleniu pierwszego gola, ale nie rozumiem, dlaczego stanęliśmy po drugiej bramce. Musimy iść po kolejne gole szybciej zamykać takie mecze, bo później dochodzi do nerwowej końcówki. Cały czas mamy duże pole do poprawy - mówił Kapić.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty