Mirosław Trzeciak: Nikomu nie zazdroszczę - to mnie zazdroszczą

Nikt - tak prezentuje się w zimowym okienku transferowym lista pozyskanych zawodników przez dyrektora sportowego Legii, Mirosława Trzeciaka. Podczas gdy lider Orange Ekstraklasy - Wisła Kraków zakontraktował reprezentantów Polski: Radosława Matusiaka i Wojciecha Łobodzińskiego oraz nie ustaje w staraniach o Jacka Krzynówka, stołeczna jedenastka nie sprowadziła żadnego zawodnika. Czy jeszcze przed startem ligowych zmagań można zatem już zakończyć sezon i zacząć koronację krakowskiej drużyny? - Na pewno nie. Legia będzie się liczyć w walce o mistrzostwo Polski - powiedział dla SportowychFaktów.pl Mirosław Trzeciak.

Jeszcze w czwartek wydawało się, że jedynym wzmocnieniem Legii przed startem drugiej fazy sezonu 2007/2008 będzie piłkarz rodem z Republiki Południowej Afryki, Mario Booysen. Tymczasem, jak poinformował Mirosław Trzeciak, Booysen z powodów rodzinnych musiał opuścić Warszawę. Czy zatem Legia nie planuje żadnych wzmocnień w perspektywie walki o czołowe miejsca w OE? - Cały czas szukamy zawodników, którzy mogą, ale nie muszą do nas dołączyć jeszcze przed końcem lutego. Wiadomo, że rozglądamy się za stoperem i napastnikiem i nie wykluczone, że jeszcze ktoś na dniach do Legii trafi - powiedział Trzeciak.

Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że w grę może wchodzić duet zawodników rodem z Półwyspu Iberyjskiego, którzy mają co najmniej do końca sezonu wzmocnić stołeczną jedenastkę.

Wzmocnienia w Legii, a w zasadzie ich brak, mają ścisły związek z dwoma wydarzeniami, jakie jeszcze przez długi okres czasu mogą odbijać się czkawką kolejnym trenerom Legii. Era Dariusza Wdowczyka, podczas której do Legii trafili z jednej strony piłkarze, bez których trudno wyobrazić sobie drużynę z Łazienkowskiej jak: Miroslav Radović, Roger czy Edson, ale z drugiej kilka transferów zwyczajnie nie wypaliło jak Elton Brandao, Hugo Alcantara czy pozyskany za 500 tys. euro inny Brazylijczyk Junior. Na usprawiedliwienie Juniora można dodać, że przychodził do Legii jako środkowy, bądź ofensywny pomocnik, a tymczasem konsekwentnie, jeżeli już pojawiał się na placu gry, był wystawiany w ataku. Drugim wydarzeniem są ekscesy w Wilnie, po których nad Legią zawisły czarne chmury związane z przymusowym wykluczeniem na kilka lat z rozgrywek europejskich pucharów. Ostatecznie wojskowi otrzymali karę w zawieszeniu, ale i tak mecz z Vetrą na pewno był jednym z impulsów do przykręcenia korku z funduszami na transfery przez właściciela Legii - firmę ITI. - Uważam, że są to dwie zupełnie odmienne sprawy. Nie zapominajmy, że za czasów Dariusza Wdowczyka do Legii trafili tacy zawodnicy jak choćby Radović czy Roger, którzy nie dość, że się sprawdził, to teraz stanowią o sile Legii - dodał Trzeciak.

Polityka transferowa Legii i plany na przyszłość drużyny są w założeniu bardzo podobne, zachowując wszelkie proporcje, do Arsenalu Londyn. Kanonierzy czekali na budowę nowego stadionu Emirates Stadium i się doczekali, a teraz swój skład opierają głównie na zawodnikach młodych i perspektywicznych. W Legii tymczasem zakończenie budowy stadionu jest planowane na 2010 rok. Nie wiadomo jednak, jacy piłkarze będą do tego czasu występować w Warszawie, gdyż młodzi zawodnicy jak: Łukasz Fabiański, Dawid Janczyk czy ostatnio Kamil Grosicki opuszczają Legię zanim cokolwiek z tą drużyną osiągną. - Nie jestem tym zdziwiony, bo na tym to wszystko polega. Powiem więcej, byłbym mocno zaniepokojony, gdyby młodzi zawodnicy nie marzyli o grze w lepszych ligach, nie mieli takich ambicji, żeby występować za granicą i chcieli zostać w Polsce - przyznał otwarcie Trzeciak.

Jak na razie o sile Legii nie stanowią jednak młodzi, polscy zawodnicy, ale wspomniani Edson, Roger, Radović czy Dickson Choto albo Takesure Chinyama. Czy dyrektor sportowy Legii nie obawia się buntu ze strony zagranicznych piłkarzy, którzy nie widząc perspektywy wzmocnienia składu będą chcieli odejść z Warszawy po zakończeniu sezonu? - Wymienieni zawodnicy posiadają umowy z Legią i muszą je wypełnić. Poza tym są profesjonalistami i zawodnikami naszego klubu, który jest ich pracodawcą - powiedział Trzeciak.

Jedyną nadzieją dla Legii wydaje się awans do pucharów europejskich i występy co najmniej w grupowej fazie Pucharu UEFA. Dyrektor sportowy Legii otwarcie przyznał, że nie wie, czy awans do PU będzie impulsem dla włodarzy ITI do sięgnięcia do portfela i wydanie większej ilości gotówki na wzmocnienia, niż miało to miejsce podczas zimowego okienka transferowego (w Polsce można dokonywać transferów do końca lutego, więc de facto jeszcze kilkanaście dni na przeprowadzanie transferów zostało - przyp. red.). - Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Na razie nie przejmujemy się tym co będzie za pół roku. Przed nami nowa runda i walka o najwyższe cele, i właśnie na tym musimy się teraz wszyscy skoncentrować - zapewnił Trzeciak.

Na przeciwnym biegunie plasuje się lider Orange Ekstraklasy - Wisła Kraków, z którą Legia ma rywalizować o tytuł mistrza Polski. Dyrektor sportowy Wisły, Jacek Bednarz sprowadził do Krakowa Matusiaka czy Łobodzińskiego, a niewykluczone, że na ostatnią chwilę do drużyny dołączy Krzynówek. Czy Mirosław Trzeciak nie zazdrości koledze po fachu, że zajmuje się sprowadzaniem do drużyny reprezentantów Polski, podczas gdy do Legii trafił.. no właśnie - nikt? - Nikomu niczego nie zazdroszczę. Mało tego, jestem przekonany, że wielu właśnie mnie zazdrości mojego stanowiska dyrektora sportowego Legii. Praca w tym klubie to wyróżnienie, honor i nobilitacja - powiedział na zakończenie dla SportowychFaktów.pl dyrektor sportowy Legii, Mirosław Trzeciak.

Źródło artykułu: