Po katastrofie w rewanżowym meczu półfinałowym Pucharu Króla FC Barcelona wróciła do La Liga, w której jest na autostradzie do mistrzostwa Hiszpanii.
Lider Primera Division jest krytykowany z każdej strony, ale Realowi Madryt systematycznie ucieka. Królewscy już nie wierzą w dogonienie niemrawej w wielu meczach Barcelony. W sobotę drużyna Carlo Ancelottiego wywiesiła wręcz białą flagę, przegrywając u siebie z Villarrealem 2:3. Real pokazał wyraźnie, że dla niego najważniejsza jest teraz Liga Mistrzów. Czy nie za wcześnie?
Problemy Barcelony potwierdziły się w potyczce z Gironą. Beniaminek plasuje się w środku stawki, ale o utrzymaniu jeszcze mówić nie może. Spadek tej drużyny byłby jednak niespodzianką.
ZOBACZ WIDEO: To nowy bohater kadry. Padły słowa o transferze
W mecz świetnie mogła wejść Barcelona. W 5. minucie przed szansą znalazł się Robert Lewandowski. Polak mocno uderzył z okolic linii pola karnego. Pomylił się nieznacznie. Chwilę później strzał głową był niecelny. Po tych sytuacjach odżyły nasze nadzieje, że w końcu zobaczymy takiego "Lewego", jakiego pamiętamy.
Niestety, to nie był dobry mecz reprezentanta Polski. Snajper był często poza grą, niewiele wnosił do ataków swojej drużyny. Dodatkowo widać było, że ma problemy ze zdrowiem. Kilka razy Lewandowski złapał się za dolną część pleców.
Po dość obiecującym początku w wykonaniu gospodarzy na boisku niewiele się działo. Pod bramkami brakowało spięć, nie mówiąc o celnych uderzeniach. Dopiero w 36. minucie emocje wzmógł Raphinha, który mocno przymierzył, ale Paulo Gazzaniga pokonać się nie pozwolił. Po chwili, po dograniu z rzutu rożnego, piłkę trącił Ronald Araujo, jeszcze sprzed linii zdołał wybić ją golkiper gości.
Po zmianie stron odważniej starała się zagrać Girona. To jednak Barcelona mogła wejść w 2. połowę z bramką. W 47. minucie, rozgrywający dobre zawody Eric Garcia po dograniu Raphinhi głową uderzył ponad poprzeczką.
W 55. minucie powinien paść gol dla beniaminka. Goście wyprowadzili kontrę. W sytuacji sam na sam z Marc-Andre ter Stegenem znalazł się Taty Castellanos. Snajper miał sporo czasu i miejsca, uderzył mocno, ale w bramkę nie trafił.
W kolejnych minutach na Camp Nou częściej niż brawa, można było usłyszeć jęki zawodu. Girona grała swoje, skupiała się na defensywie. Natomiast Barcelona niewiele potrafiła zdziałać pod bramką rywala. Lewandowski był na boisku. I tyle w tej fazie meczu można było powiedzieć o grze Polaka.
W 73. minucie to goście mogli zadać cios, kiedy niepewnie we własnym polu karnym zachował się Araujo. Piłka ostatecznie wyszła na rzut rożny i wszyscy na Camp Nou wciąż czekali na pierwszy celny strzał po przerwie.
Sześć minut później w końcu pokazał się Lewandowski. Polak znalazł się z piłką w polu karny, ale zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i został zablokowany.
W końcowych minutach zadowoleni z punktu goście kradli cenne sekundy. Frustrowali się miejscowi fani. Gospodarze długo nie mieli pomysłu na zaskoczenie dobrze broniących się rywali. Dopiero w doliczonym czasie, po dograniu z kornera, strzał głową Gaviego wybił Gazzaniga. Chwilę później piętą uderzał Lewandowski, jednak został zablokowany. Ostatecznie gole na Camp Nou w poniedziałkowy wieczór nie padły.
Barcelona zawiodła, ale paradoksalnie powiększyła w La Liga przewagę nad Realem Madryt do trzynastu punktów.
FC Barcelona - Girona FC 0:0
Składy:
FC Barcelona: Marc Andre ter Stegen - Ronald Araujo, Jules Kounde, Eric Garcia, Alejandro Balde - Sergi Roberto (46' Franck Kessie), Sergio Busquets, Gavi - Raphinha (75' Jordi Alba), Robert Lewandowski, Ansu Fati (68' Ferran Torres).
Girona FC: Paulo Gazzaniga - Arnau Martinez, Santiago Bueno, David Lopez, Javi Hernandez - Oriol Romeu, Wiktor Cygankow (70' Rodrigo Riquelme), Ivan Martin (84' Valery Fernandez), Borja Garcia (46' Aleix Garcia), Toni Villa (60' Yan Couto) - Taty Castellanos (60' Cristhian Stuani).
Żółte kartki: Castellanos, Stuani (Girona).
Sędzia: Antonio Mateu Lahoz.
Czytaj także:
Dramat Sevilli. Do 90. minuty było 2:0
Będzie sensacyjny spadek z La Liga?