"Spoczywaj w pokoju mistrzu". Zmarł nagle w wieku 65 lat

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Grzegorz Skrzecz
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Grzegorz Skrzecz

Śmierć Grzegorza Skrzecza zszokowała nie tylko bokserskie środowisko. Wielki mistrz pięści, ale i trener, a nawet aktor - był człowiekiem wielu talentów. O jego niezwykłej drodze opowiedział nam Andrzej Kostyra, legendarny komentator boksu.

W tym artykule dowiesz się o:

Grzegorz Skrzecz zmarł nagle w wieku 65 lat. O tym tragicznym wydarzeniu poinformował Andrzej Kostyra, dziennikarz "Super Expressu" i Polsatu, który Skrzecza znał od kilkudziesięciu lat.

Grzegorz (brat Pawła) był medalistą mistrzostw świata i Europy, pięciokrotnie zdobywał też tytuł mistrza Polski, a dwa razy wygrywał turniej imienia Feliksa Stamma. Stoczył 236 walk, z których wygrał aż 204.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Znał pan Grzegorza Skrzecza od wielu, wielu lat. Jak go pan zapamięta?

Andrzej Kostyra, komentator bokserski, dziennikarz "Super Expressu" i Polsatu, autor książki "Słynne pojedynki": Można powiedzieć, że Grzegorza znałem od zawsze. Był osiem lat młodszy ode mnie, ale zaczynaliśmy w podobnym czasie. On w boksie, ja w dziennikarstwie. W katowickim "Sporcie" byłem między innymi odpowiedzialny za boks. Oczywiście, mieliśmy już wtedy Jurka Kuleja, ale zaczynało się też mówić o młodych Skrzeczach.

Boże, jak pomyślę, ile ich walk opisałem, na ilu turniejach i imprezach razem byliśmy… Bracia Skrzeczowie towarzyszyli mi przez wielką część dziennikarskiej kariery. Walki Grzegorza raczej opisywałem, nie komentowałem, bo gdy zająłem się tym drugim, to on już schodził ze sceny.

ZOBACZ WIDEO: Gorące komentarze w sieci po hicie KSW. Mamy odpowiedź Radka Paczuskiego

Jakim Grzegorz Skrzecz był bokserem?

Był wojownikiem. Zresztą, obaj bracia mieli niesamowity charakter do boksu. Bardzo mocno postawili na sport. W trakcie sezonu na przykład nie sięgali po alkohol. Jeśli już, to dopiero po sezonie kupowali skrzynkę szampana i był "ogień". Ale sport przede wszystkim. To on się liczył najbardziej. Jeśli świętowanie, to dopiero po sezonie. Grzegorz jako bokser był bardzo wszechstronny. Dobry technicznie, parł do przodu, miał mocny cios.

A ile wyciągnął z kariery? 100 procent, czy mniej?

Ja bym powiedział, że 110 procent. Co mógł, to wywalczył. Pamiętajmy o jednym: jego brat poszedł w wagę półciężką, a Grzesiek boksował w ciężkiej. Przez to na pewno było mu trudniej. A i tak zdobył brązowy medal mistrzostw świata, Europy, otarł się też o medal na igrzyskach olimpijskich w Moskwie. Tyle że tam przegrał z Teofilo Stevensonem, wspaniałym Kubańczykiem, jednym z najlepszych w historii boksu, trzykrotnym mistrzem olimpijskim. Pamiętam, jak Grzegorz wspominał tamtą walkę. Mówił, że niewiele mógł zrobić, bo Stevenson "kopał" jak koń.

Zdecydowaną większość walk Skrzecz jednak wygrał.

Tak, choć miał jeden tragiczny epizod. Walczył na turnieju w Wenecji, gdzie trafił na Szweda Brocka. Jak się potem okazało, dużą część walki Grzegorz przeboksował kompletnie nieświadomy tego, co się wokół niego dzieje.

Jak to możliwe?

Takie rzeczy się zdarzają. Nie wiadomo, czy jego trener nie zauważył, co się stało, czy źle oceniono sytuację, ale Grzegorz nie został poddany. A po jednym bardzo mocnym ciosie Szweda dosłownie odcięło mu prąd. Walczył jednak dalej, tak naprawdę nie wiedząc, co się dookoła dzieje. Przeboksował tak 1,5 rundy. Walka miała jednak swoje reperkusje. Niedługo potem trafił do szpitala, był w śpiączce. Na szczęście we Włoszech miał świetną opiekę lekarską i wyszedł z tego.

Mówił pan o wspólnych turniejach, ale i imprezach. Co pan rozumie przez to drugie?

A choćby jego pożegnanie po zakończeniu kariery. Z jakichś powodów Polski Związek Bokserski nie kwapił się, aby mu takie zorganizować, więc się wkurzyłem i sam to zorganizowałem. Impreza odbyła się w moich rodzinnych Rykach, a jej punktem kulminacyjnym był mecz piłki nożnej Przyjaciele Grzegorza Skrzecza kontra Hortex Ryki, miejscowy zespół piłkarski. Jak sobie przypomnę, kto tam się wtedy pojawił, ile znakomitości.

Andrzej Kostyra to jeden z najwybitniejszych komentatorów boksu
Andrzej Kostyra to jeden z najwybitniejszych komentatorów boksu

Na przykład?

Naszym trenerem był Kaziu Górski, były selekcjoner polskiej kadry. Poza nim pojawili się Władek Komar, Tadek Ślusarski, Andrzej Supron, Robert Gadocha, Benek Blaut, Ryszard Kulesza… Zebraliśmy mnóstwo sław z rożnych dziedzin sportu.

Mecz był bardzo zacięty, jakoś 3:2 lub 2:3 się skończyło. Na imprezę przyszło 4 tysiące ludzi, połowa mieszkańców Ryk! A wszystko skomentował Darek Szpakowski.

Po naszą drużynę przyjechał wtedy autokar, ale pamiętam, że dwie wielkie znakomitości, Władka Komara i Kazia Górskiego, zawiozłem tam osobiście. Mój tata, masarz, przygotował dla nich pyszną kaszankę z cebulką, a i bimberek się znalazł.

Tak sobie myślę, że teraz, w czasach Instagrama i generalnie social mediów, gdy każdy jest zajęty sobą, to trudno byłoby coś takiego zorganizować. A przecież wszyscy przyjechali tam za darmo. Choć nie, nie do końca, były nagrody (śmiech).

Zaśmiał się pan, więc wyczuwam, że te nagrody były "ciekawe".

Tak. Członkowie drużyny przyjaciół Grzegorza Skrzecza otrzymali baleron, szynkę i pół litra wódki. A do tego… szlafrok lokalnej firmy Frotex, bo była jednym ze sponsorów tej imprezy. Fajne to były czasy. A dziś przychodzi nam rozmawiać z tak smutnego powodu. Żegnamy przecież nie tylko wspaniałego boksera, ale i trenera, pracownika ochrony, a nawet aktora. Spoczywaj w pokoju mistrzu.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentator TVP żegna Pawła Skrzecza
Polska zbojkotuje mistrzostwa świata. Wszystko przez Rosjan

Źródło artykułu: WP SportoweFakty