Rosyjski dziennikarz sportowy: Cieszą mnie sukcesy Ukraińców na froncie. A rosyjski sport powinien zostać "zaorany"

Getty Images / Contributor / Na zdjęciu: Władimir Putin
Getty Images / Contributor / Na zdjęciu: Władimir Putin

Aleksandr Szmurnow, jeden z najpopularniejszych dziennikarzy sportowych w Rosji, po inwazji na Ukrainę zrezygnował z pracy i opuścił kraj. – Z Putinem nic mnie nie łączy. Jestem homo sapiens, nie homo putinus – mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty.

W tym artykule dowiesz się o:

Aleksandr Szmurnow pracował do niedawna w Match TV, popularnej rosyjskiej stacji sportowej, gdzie komentował najważniejsze wydarzenia ze świata futbolu i tenisa.

W Rosji to bardzo znany dziennikarz, który prowadził też warsztaty dla przyszłych adeptów zawodu.

To wszystko zmieniło się jednak po inwazji Rosji na Ukrainę. Szmurnow, który totalnie sprzeciwia się polityce Putina, wyjechał z Rosji i zapowiedział, że nie wróci tam, dopóki nie zmieni się władza.

ZOBACZ WIDEO: Kto jest wygranym zgrupowania? "On w końcu czuł się mocny"

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, był pan w Ameryce Południowej, świeżo po opuszczeniu Rosji…

Aleksandr Szmurnow, jeden z najbardziej znanych rosyjskich dziennikarzy sportowych:

Tak, po 24 lutego uznałem, że dla mnie, jeśli chodzi o mieszkanie w obecnej Rosji, to już koniec. A Ameryka Południowa zawsze była jednym z moich ulubionych kierunków wyjazdu. Uwielbiam Copa America, bardzo podoba mi się też to, jak na tym kontynencie piłka przenika się z kulturą. Mój plan zakładał odwiedzenie dziewięciu krajów należących do CONMEBOL. Do dziesiątego, czyli Wenezueli, nie zamierzałem jechać, bo dla mnie to państwo jest takie jak Rosja.

Tylko że tej podróży nie traktowałem jako wakacji. To był czas przemyśleń, przeczekania. Z jednym plecakiem, jedną parą butów, bez kupowania zbędnych rzeczy. Pokonałem autobusami i samolotami tysiące kilometrów. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, napisałem też kilka rozdziałów do mojej książki. I zastanawiałem się, co się może wydarzyć. Putin miał nadzieję, że w trzy dni zajmie Kijów. A ja miałem nadzieję, że w trzy miesiące jego idea roztrzaska się na kawałki.

Być może nie powinienem być dumny ze swojej postawy, bo byłem jak struś, który schował głowę w piasek, żeby nie widzieć, co się dzieje. Liczyłem jednak na szybki koniec tej szalonej idei wojennej. Chciałem to przeczekać jakby na kanapie, a moją kanapą była właśnie Ameryka Południowa.

Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, sytuacja na froncie była zupełnie odmienna.

Jestem zadowolony z takiego obrotu wydarzeń! Cieszę się, że Ukraina, z pomocą innych krajów, odnosi sukces, broni się i zatrzymuje putinowskie szaleństwo. Bo od początku powtarzam: ta wojna to czyste szaleństwo! Nie jestem jednak wojskowym, nie umiem przewidzieć, co się wydarzy w najbliższych tygodniach, ani w którym kierunku to wszystko się rozwinie. Ale fakt zatrzymania putinowskiej ofensywy bardzo mnie cieszy. Jak już wcześniej mówiłem: nie czuję z nim żadnej więzi, uważam nawet, że należymy do innych gatunków. Jestem homo sapiens, a nie homo putinus.

Zapowiadał pan, że nie wróci do Rosji, dopóki Putin będzie stał na czele państwa. To gdzie pan teraz jest, jakie ma pan plany?

Jestem w Paryżu i zamierzam tu zostać. Czuję, że stąd mogę jednak zdziałać dla sprawy więcej niż na przykład z Gruzji, gdzie jest teraz pełno Rosjan. Mam tu mały projekt producencki online, a niedługo być może zacznę pracę dla rosyjskiej telewizji opozycyjnej. Tak, powstał taki kanał. Najpierw na Łotwie, w Rydze, ale funkcjonuje już w kilku innych krajach. We Francji też, choć na razie jest to tylko praca dla jednej osoby. Niemniej projekt ma się rozwijać, niedługo mamy mieć swoje studio i mam nadzieję dołączyć. Zwróciłem się też do organizacji Reporterzy Bez Granic, która ma tu siedzibę. Być może będą w stanie mi pomóc w ten czy inny sposób.

A co się dzieje z pańską rodziną? Pamiętam, że starszy syn wyjechał z Rosji z obawy przed mobilizacją.

Tak. Mój starszy syn wyjechał z kraju kilka miesięcy temu. Był w Gruzji, ale potem wrócił do Rosji. Opowiadał, że ciężko się mieszka na takich zasadach w obcym kraju. Bez własnego mieszkania, bez pracy, bez przyjaciół. Wrócił więc do domu, ale niedawno znowu wyjechał, bo była kolejna mobilizacja. Natomiast moja żona znacząco zmieniła podejście do tematu wyjazdu z kraju. Wcześniej nie chciała o tym słyszeć, ale przynajmniej częściowo zmieniła zdanie. Jestem w trakcie organizacji ich przyjazdu do Paryża. Tylko że to nie jest takie łatwe. Nie mamy wystarczająco pieniędzy, nie jesteśmy rodziną Abramowicza. Musimy sprzedać mieszkanie w Moskwie, samochód, aby jakoś tu funkcjonować.

Przypominam sobie, że pański pierwotny plan zakładał udanie się do Gruzji albo do jednego z krajów bałtyckich, bo dzięki językowi rosyjskiemu mógłby pan funkcjonować w tamtejszych mediach.

Taki miałem zamiar. Pojawiła się nawet oferta z estońskiej telewizji, aby pracować dla niej w trakcie mundialu w Katarze, ale… Niedawno Estonia zmieniła przepisy w ten sposób, że może anulować rosyjskie wizy do przemieszczania się, nawet jeśli były wydane w innym kraju. Nie chciałem więc ryzykować. Poza tym brałem udział w debacie w estońskiej telewizji, online, przez zoom. I uczestnicy tej dyskusji wyraźnie mówili, że nie chcą w Estonii żadnych Rosjan. Zaznaczyli, że mnie też. Żadnych! Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej… Starałem się wytłumaczyć, że nie wszyscy Rosjanie popierają Putina, ale poległem. Nie chcą nas tam i już… Choć według mnie niektórzy Rosjanie mogliby tam mieszkać...

Aleksandr Szmurnow jest za tym, aby rosyjski sport zaczął wszystko od początku
Aleksandr Szmurnow jest za tym, aby rosyjski sport zaczął wszystko od początku


Widzieliśmy niedawno protesty w Rosji, ale wiele osób, poza waszym krajem, uważa, że to za późno. Że Rosjanie protestują, bo się boją mobilizacji, tego że teraz wojna dotknie ich albo ich bliskich. A gdzie byli protestujący, gdy na Ukrainie dochodziło do potwornych zbrodni, morderstw i gwałtów?


Wie pan co jest dla mnie najbardziej rozczarowujące? Obrazki z placu Czerwonego, gdzie ostatnio był koncert czy happening. Widzieć tam artystów, przedstawicieli social mediów, którzy popierali wojnę… Oni chcą wojny! Ale ja się pytam: przeciw komu?!  Po tym, ile społeczeństwo rosyjskie wycierpiało przez wojny w XX wieku, popierać wojnę w XXI? To niewiarygodne! Ale według mnie nie ma już czegoś takiego jak rosyjskie społeczeństwo, rosyjska wspólnota.

Co pan przez to rozumie?

To, że zostaliśmy podzieleni. Że reżim odseparował nas od siebie. Nie ma już społeczności, są różne grupy. Jedni popierają Putina, inni nie, ale przy nim robią dobre biznesy, więc trwają w tym układzie. Jeszcze inni nie są za Putinem, ale odrzucają liberalne wartości Zachodu. A różnice widać nawet między rodzinami. Podam przykład: mąż ma ponad 50 lat, czyli nie będzie zmobilizowany. Para ma dwoje dzieci, córka 16 lat, a syn 12. Z tej rodziny na wojnę nie trafi więc nikt. A do jedzenia zawsze coś się znajdzie. No więc taka rodzina ma inne podejście niż ci, którym na przykład grozi pójście na wojnę.

Według mnie my, Rosjanie, utraciliśmy zdolność oddolnego działania razem. Owszem, protestowaliśmy w 2011, tak do 2017 coś się jeszcze działo. Ale po zmianach konstytucji, po wprowadzeniu prawa wojennego, jest już za późno. To jak starcie myszy z nosorożcem. Wiadomo, kto jest kim w tej relacji społeczeństwo – władza. Weźmy ostatni przykład. Widzieliśmy kobiety, które protestowały w Dagestanie. Ile to potrwało? 3-4 dni i było po wszystkim. Ale w kraju, który ma niemal milion różnych sił porządkowych, spacyfikowanie protestów nie jest problemem. OMON, gwardia, policja, carabinieri… Gdybyś wziął nazwy wszystkich tych sił okołopolicyjnych z wszystkich języków, to odpowiednik każdej z nich znajdziesz w Rosji.

A rosyjski sport,  który wykluczono z międzynarodowej rodziny. Jest martwy?

Tak, jest martwy! Co więcej, według mnie cały tak zwany profesjonalny sport w Rosji należałoby "zaorać" i zacząć od początku. Teraz postawiłbym jedynie na sport wśród dzieci, młodzieży. Tylko taki rodzaj aktywności powinien być wspierany. Bo młodości nie można obwiniać. Ale profesjonalizm w rosyjskim sporcie? To zawsze było oszustwo! Gazprom, Łukoil i inne wielkie firmy utrzymujące kluby i sportowców? Dla mnie to bez sensu.

Sport profesjonalny powinien funkcjonować inaczej: zarabiać na siebie. Z biletów, marketingu, praw telewizyjnych. Ale w Rosji tak to nie działa. I przez to gałąź sportowa jest na swój sposób jak gałąź militarna. W razie potrzeby służy reżimowi. A ja tego nie akceptuję. W moich oczach rosyjski sport umarł, trzeba powrócić do korzeni, do młodych.

Takich obrazków jeszcze długo nie zobaczymy. Rosja jest wykluczona ze świata sportu
Takich obrazków jeszcze długo nie zobaczymy. Rosja jest wykluczona ze świata sportu

Czasem Moskwa, głównie ustami Miedwiediewa, straszy świat użyciem bomby atomowej. Uważa pan zagrożenie za realne, czy absolutnie nie?

Miedwiediewa nie można brać na poważnie, bo on nic nie znaczy. Jest jak mały popiskujący ptaszek. Natomiast Putin przy nim to niedźwiedź, który wydaje groźne pomruki. Ale co do bomby atomowej, to uważam, że to jednak blef. Moskwa często go używa, ale nie sądzę, aby zagrożenie było realne.

Od dawna mnie to zastanawia, czy wiadomo, ile osób musiałoby oszaleć, żeby w końcu nacisnąć ten "atomowy guzik"? Bo przecież nie jest to decyzja jednej osoby.

Nie, nie. To nie jedna osoba, a cały łańcuch, są różne poziomy bezpieczeństwa. Putin, generałowie, inne osoby. Nie jest w stu procentach jasne, jak to działa, ale według mojej wiedzy to może być grono 12 osób. Czyli jeden idiota, taki jak Putin, nie wystarczy. Oczywiście, u nas tych idiotów jest więcej, ale wątpię, aby cały ten "łańcuch atomowy" powiedział "tak". I mam głęboką nadzieję, że w tej kwestii się nie mylę.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Skandaliczny transparent we Wrocławiu
Kolumbijski talent na celowniku Barcelony

Źródło artykułu: