Francois Bourque, bo o nim mowa, w połowie ubiegłej dekady wspólnie z grupą rodaków przebojem wdarł się do grona szerokiej światowej czołówki w narciarstwie alpejskim. W Pucharze Świata zdążył cztery razy stanąć na podium, na igrzyskach olimpijskich w Turynie był o krok od zdobycia medalu w slalomie gigancie, w którym ostatecznie został sklasyfikowany na czwartej pozycji.
U progu sezonu 2008/2009 narciarz będący jedną z nadziei gospodarzy na olimpijskie medale w Vancouver miał jednak groźny wypadek w Lake Louise, którego efektem było zerwanie więzadeł w kolanie. Po roku Bourque wrócił na stoki, jednak kontuzje nie przestawały go prześladować i wyniki Kanadyjczyka były bardzo słabe, w dodatku przeplatane kolejnymi przerwami. W grudniu 2010 roku Bourque znów miał poważny upadek, tym razem w Alta Badia, i z powodu odniesionej kolejnej kontuzji nie wystąpił więcej w Pucharze Świata.
W nowym sezonie Kanadyjczyk również nie pojawi się już na stokach - ogłosił zakończenie kariery, o czym poinformował portal wintersport-news.it.