Mundial 2018. Francja mistrzem świata!

Getty Images / Catherine Ivill / Staff / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Francji z Pucharem Świata
Getty Images / Catherine Ivill / Staff / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Francji z Pucharem Świata

To był szalony finał pięknego mundialu. Francja po niesamowitym meczu wygrała z Chorwacją 4:2 i jest najlepszą drużyną świata!

Paweł Kapusta z Moskwy

Chorwacji nikt nie był w stanie pokonać na tym mundialu, więc w wielkim finale pokonała się sama. Na dodatek za sprawą piłkarzy, którzy w ćwierćfinale i półfinale w bardzo trudnych momentach ciągnęli ten wózek w biało-czerwoną szachownicę. To rzecz jasna spore uogólnienie, ale trudno było myśleć inaczej, gdy patrzyło się na to, jak najpierw samobójczego gola strzelał Mario Mandzukić, a później ręką w polu karnym zagrywał Ivan Perisić. Francja przez bardzo długą część meczu nie przeprowadziła choć jednej składnej akcji, a po pierwszej połowie wygrywała 2:1. To dało jej idealną pozycję wyjściową przed drugą połową. Zespół Didiera Deschampsa okazji nie zmarnował.

Gdy trzeba było gonić wynik, zabrakło paliwa

Gdyby szukać odpowiedniego słowa, jakim można by było określić ten mecz, należałoby chyba powiedzieć: dziwny. Po prostu dziwny. Wymykający się ze schematów, dewastujący wszelkie eksperckie przewidywania. Wielu mówiło: to będzie zamknięta batalia zakończona dogrywką. Inni: wszystko rozstrzygnie jedna bramka. Szybko zdobyty przez Francuzów gol sprawił jednak, że spotkanie się otworzyło, Chorwaci znów szukali szczęścia w improwizacji. Francuzi nie zapewnili kibicom porywającego widowiska, to nie był w ich wykonaniu futbol-spektakl, a i tak mecz zakończyli z czterema strzelonymi golami. Nic tu się nie trzymało kupy.

Przed pierwszym gwizdkiem wiele mówiło się o chorwackich siłach. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się przecież, by droga finalisty do meczu o wszystko była aż tak kręta i wyboista. To pierwszy taki przypadek, gdy ekipa występująca w finale w każdym meczu fazy pucharowej sprawę awansu przyklepywała dopiero w dogrywkach bądź konkursach rzutów karnych. Zlatko Dalić podczas konferencji prasowej problem bagatelizował, mówił o wyjątkowości meczu i wyzwaniu wyzwalającym dodatkowe siły, ale ponad informacją, że Chorwacja na tym mundialu zagrała o 90 minut więcej od Francji, trudno było przejść obojętnie. Trójkolorowi może nie grali porywająco, ale na tyle skutecznie, że kolejnych rywali odprawiali po 90-minutowych potyczkach.

W obliczu finałowej katastrofy i wysokiej porażki najłatwiej byłoby powiedzieć, że Chorwatom zabrakło sił, że dodatkowe minuty we wcześniejszej fazie turnieju okazały się zabójcze. Bo gdy trzeba było gonić wynik, im brakowało paliwa. Byłoby to jednak chyba zbyt proste tłumaczenie, Chorwacji ten mecz wymknął się z rąk jeszcze w pierwszej części gry przez bardzo głupio tracone gole. Pierwszy padł w 18. minucie po ostrym dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Piłkę kopał Antoine Griezmann, nieszczęśliwie interweniował Mandżukić. 10 minut później wyrównał Ivan Perisić, który po zamieszaniu w polu karnym przełożył piłkę na lewą nogę i kropnął nie do obrony. Bohaterem czuł się tylko przez kolejnych 10 minut, bo po jednym z dośrodkowań nieszczęśliwie odbił piłkę ręką we własnym polu karnym. Sędzia Nestor Pitana najpierw wskazał na rzut od bramki, jednak chwilę później zmienił swoją decyzję za sprawą interwencji systemu VAR. Czy słusznie? Jeśli nie był to błąd arbitra, to na pewno wielka kontrowersja. Rzut karny na gola zamienił Griezmann. Piłkarz, który może i w Rosji nie powalał na kolana swoją grą, ale zapewniał to, co najważniejsze: gole i asysty.

W drugiej części gry wszystko układało się po myśli Francuzów. W 59. minuncie wyprowadzili wspaniałą kontrę, wykończoną celnym strzałem zza pola karnego przez Paula Pogbę. Chorwaci się odkryli, szukali kontaktowego gola, bramkę zdobył jednak Kylian Mbappe. W 65. minucie strzelił - znów zza pola karnego - a Danijel Subasić nie miał wiele do powiedzenia. Wydawało się, że jest już po meczu, ale atrakcje kibicom zapewnił Hugo Lloris. Francuski bramkarz popełnił katastrofalny błąd, próbował mijać Mario Mandżukicia w swoim polu karnym, ale na tyle nieudolnie, że piłka znalazła się w siatce. Absurdalna sytuacja, ale bez większych konsekwencji, bo Francja wygrała 4:2.

Szerokie horyzonty Francji

Świat zachwycał się swego czasu wspaniałą Hiszpanią, która co dwa lata wygrywała wielkie turnieje. Kochał jej tiki-takę, kochał maestrię jej poszczególnych graczy, puchary wznoszących z zadziwiającą regularnością. Do nich należały lata 2008, 2010 i 2012. Świat może i Niemców nie kochał, ale zachwycał się ich boiskowym pragmatyzmem, funkcjonowaniem tej morderczej maszyny, która pomknęła po marzenia w 2014 roku. Gdzieś w tych miłosnych wyliczeniach zawsze można było znaleźć wzmianki o Brazylijczykach, Włochach, Argentyńczykach... A Francja? Gdzie w tym wszystkim była Francja? Zawsze gdzieś na uboczu, poza głównym nurtem.

Trójkolorowi tkwią tam niezależnie od osiąganych wyników. Oni do obcych zawsze podchodzą ze sporym dystansem, więc tak jakby obcy odwdzięczali im się dokładnie tym samym. Gdy jednak zerknie się w ich portfolio, gdy dokładnie przyjrzy ich sukcesom, błyskawicznie dochodzi się do jednego słusznego wniosku: dla pokolenia dzisiejszych 30-latków to właśnie Francja jest zespołem najczęściej dochodzącym do decydujących meczów największych imprez.

Wszyscy pamiętamy piękny rok 1998 i tytuł mistrza świata wywalczony przed własną publiką. Pamiętamy ich mistrzostwo Europy z 2000 roku, udział w wielkich finałach mundialu w 2006 i Euro sprzed dwóch lat. A przecież po drodze był jeszcze półfinał Euro 96, kilka ćwierćfinałów zarówno podczas czempionatu ogólnoświatowego, jak i tego europejskiego. Owszem, były też czarne plamy w życiorysie, awantury jak ta południowoafrykańska, ale francuska kadra zawsze wychodziła na prostą.

Dzisiejsza jedenastka lepiona przez Didiera Deschampsa to kolejne już, złote pokolenie. Przed czterema laty w Brazylii na sukcesy było jeszcze po prostu za wcześnie, przed dwoma zabrakło determinacji i cwaniactwa w starciu z mordującą futbol Portugalią. Miało się w końcu udać w Rosji, nawet mimo faktu że to drużyna wciąż niezwykle młoda. Dla przykładu: Pavard to 22-latek, podobnie Hernandez. Varane i Pogba mają po 25 lat, Umtiti - 24. No i jeszcze wyłamujący się ze wszystkich schematów Mbappe, zachwycający świat ledwo po odrośnięciu od ziemi, mając 19 lat na karku. To drużyna wciąż mająca wiele lat grania na najwyższym poziomie przed sobą.

I właśnie ten argument używany był przez kibiców na całym świecie, tłumaczących dlaczego to nie Francja powinna w tę lipcową niedzielę wznieść puchar. Na Łużnikach starły się bowiem reprezentacje stojące na dwóch biegunach: Francja, dopiero się rozkręcająca, mająca na horyzoncie kolejne turnieje, podczas których będzie miała szanse skutecznie bić się o trofea. I Chorwacja, dla której awans do finału i prawo walki o złoto to wyzwanie z kategorii: teraz albo już chyba nigdy. I wcale nie chodzi o to, że do finału przedostali się fartownie i niezasłużenie. Klucza znów trzeba szukać w metryce. Modrić 32, Mandzukić 32, Rakitić 30, Vida 29, Perisić 29, Lovren 29... Jeśli nie w Rosji, to dla wielu z tych graczy już po prostu nigdzie, bo zabraknie im czasu. No i wygląda na to, że zabraknie...

20 lat czekała z kolei Francja na tytuł mistrza świata. Jak wiele od tego czasu zdążyło się zmienić, niech świadczy fakt, że jeden ze strzelców gola w niedzielne popołudnie - Kylian Mbappe - urodził się już po złotym lecie 1998 roku. To jedno z dzieci francuskiego systemu dostarczającego całą masę znakomitych piłkarzy. Świętowanie mistrzowskiego tytułu z taką myślą z tyłu głowy to musi być coś naprawdę przyjemnego.

Francja - Chorwacja  4:2 (2:1)

1:0 - Mario Mandzukić 18' - sam.
1:1 - Ivan Perisić 28'
2:1 - Antoine Griezmann 38' - karny
3:1 - Paul Pogba 59
4:1 - Kylian Mbappe 65
4:2 - Mario Mandżukić 69

Składy:

Francja: Hugo Lloris, Benjamin Pavard, Raphael Varane, Samuel Umtiti, Lucas Hernandez - Paul Pogba, N'Golo Kante (Steven N'Zonzi 55) - Kylian Mbappe, Antoine Griezmann, Balise Matuidi (Corentin Tolisso 73)- Olivier Giroud (Nabil Fekir 81).

Chorwacja: Danijel Subasić - Sime Vrsaljko, Dejan Lovren, Ivan Strinić (Marko Pjaca 82), Domagoj Vida - Ivan Perisić, Ivan Rakitić, Luka Modrić, Marcelo Brozović, Ante Rebić (Andrej Kramarić 71) - Mario Mandzukić.

Żółte kartki: N'Golo Kante, Lucas Hernandez - Sime Vrsaljko

Sędzia: Nestor Pitana (Argentyna).

ZOBACZ WIDEO Mundial w Katarze wyznaczy nowe trendy

Źródło artykułu: