Brud i smród, czyli Mistrzostwa Świata w RPA

W Fakcie czytamy, że piękne stadiony i rozbudowana sieć autostrad to za mało by zorganizować Mistrzostwa Świata. W RPA miasta-gospodarze straszą brudnymi dzielnicami i lokalnymi gangami.

Czerwcowe zgrupowanie reprezentacji Polski miało przynajmniej jeden plus. Trenerzy i piłkarze mogli zobaczyć warunki jakie będą panować podczas przyszłorocznych Mistrzostw Świata. Kadrowicze trenowali w Johannesburgu i Kapsztadzie, gdzie wyglądem odstraszają brudne slumsy zamieszkane przez biedotę. - To bardzo dziwne, że stadiony buduje się tutaj obok takich dzielnic. Przecież Johannesburg to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie - twierdzi Jacek Krzynówek na łamach Faktu.

Polacy w podróży byli eskortowani przez konwój policjantów, którzy mają chronić przed nigeryjskimi gangami. Na obrzeżach miast nie brakuje takich, które czekają tylko na zagubionych turystów. Kto więc ochroni setki tysięcy kibiców, którzy za rok przyjadą na piłkarską imprezę? - Wszyscy mówią, że organizatorzy zdążą z przygotowaniami do przyszłego roku, ale jakoś czarno to widzę - przyznaje reprezentant Polski.

Kolejnym utrudnieniem dla fanów będą duże odległości między miastami. W miastach brakuje też środków komunikacji, a połączenia telefoniczne są tam wyjątkowo drogie. Wieczorami niebezpiecznie robi się nawet na głównych ulicach. - Można stracić portfel, czy zostać oszukanym przez taksówkarza. Ale przecież w polskich też są bardzo niebezpieczne dzielnice. Mimo tych minusów mundial w RPA na pewno będzie przebiegał na wysokim poziomie. Dla polityków i ludności mistrzostwa świata to przede wszystkim biznes, dlatego miejscowi nie nawalą. W takim Kapsztadzie brakuje np. hoteli, ale z drugiej strony powstaje mnóstwo mniejszych pensjonatów - przyznaje Wiesław Tymowicz, który w Afryce mieszka od prawie 30 lat.

Polscy piłkarze mieli okazję na własnej skórze odczuć, jakie warunki będą miały drużyny narodowe w mistrzostwach. Mecz z RPA rozgrywany był na bardzo nierównej murawie, a właściwie nie daleko linii bocznej spacerowały zwierzęta. - Anglicy czy Holendrzy na pewno nie zagraliby w takich warunkach ale my widocznie mogliśmy. Gdyby jakaś reprezentacja przyjechała do Łodzi na moje osiedle i zagrała na boisku między blokami, również nazwałbym to brakiem szacunku - wściekał się Marek Saganowski.

Komentarze (0)