Paweł Świder: Piękna nasza grupa

Odetchnijmy na chwilę od złych stron polskich rajdów. Odrzućmy na krótki moment wszystko to, co podnosi ciśnienie. Weźmy głęboki oddech. Policzmy do dziesięciu. 1... 2... 3... 4... Wystarczy. Są w polskich rajdach budujące kwestie. Na jedną z nich warto zwrócić uwagę.

W tym artykule dowiesz się o:

Odkąd tylko pamiętam sport nie zawsze szedł pod rękę z radością, dążeniem do wspólnego celu. Dziwne to, że ludzie kochający (a może tylko podający się za takich) jedną dziedzinę życia/sportu nie potrafią ze sobą współgrać. Podobno tam, gdzie dwóch Polaków tam trzy różne zdania. Podobno, bowiem wszystkie schematy zachowań można przełamać. Wiecie o co chodzi.

Nie wiem, czy istnieje jakiś Polski Związek Czegośtam, pod którego pracą podpisywaliby się czołowi sportowcy tej dziedziny. Piłka nożna upadła, koszykówka jest na skraju załamania, do tego dawne afery w lekkiej atletyce a nawet narciarstwie. Przyznaję, że nie zdziwiłem się kiedy drużyna szermiercza kobiet w telewizji wyrażała mocne rozgoryczenie nad stanem swojej dyscypliny. Jak to się teraz określa – to takie polskie, przaśne (chociaż to słowo ma co najmniej 4 różne znaczenia)...

Pora odwrócić głowę od problemów ze związkami sportowymi. Może niektórzy w to nie uwierzą, ale polskie rajdy samochodowe mają się całkiem dobrze. Chodzi oczywiście o stronę sportową, bo to nie czas i miejsce na dywagacje czy działania Polskiego Związku Motorowego są słuszne i właściwe. Zwróćmy uwagę na walkę, jaką toczą kierowcy na odcinkach specjalnych. Zwłaszcza w grupie N4. Niewiarygodne, jak wyrównany poziom prezentuje tych kilku facetów. Różnice pomiędzy kolejnymi autami jeszcze niedawno najmocniejszej klasy występującej na polskich oesach często nie przekraczają sekundy. Sekunda - tyle zajmuje przeciętnemu Kowalskiemu przeczytanie 4 średniej złożoności wyrazów niewielką czcionką. A przecież odcinek specjalny nie liczy sobie 500 metrów!

Na tę walkę czekamy najbardziej. Kibice chętniej oglądają załogi, które na odcinkach specjalnych jadą niezwykle szybkim, ale wyrównanym tempem – co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Pewnie i sponsorzy mają satysfakcję, kiedy ich zawodnik kończy rajd wygraną po ciężkim boju. Rajdy w Polsce przez ostatnie lata bardzo się wyrównały i kierowcy podkreślają to na każdym kroku.

Przyjrzyjmy się faktom. Sprawdziłem ile razy podczas Rajdu Subaru i Rajdu Polski trzech (lub więcej) kierowców zmieściło się w przedziale 2,5 sekundy na danym odcinku specjalnym długością przekraczającym 10 km. Oto jakie wyniki otrzymałem: W ubiegłym roku podczas Subaru takich "trójek" (lub czwórek a nawet i piątek) było siedem. Wśród kierowców, którzy toczyli ze sobą bój byli Michał Bębenek, Tomasz Kuchar, Sebastian Frycz, Zbigniew Gabryś, Paweł Dytko, Michał Sołowow, Bartłomiej Grzybek, Stefan Karbanal, Maciej Oleksowicz, a nawet Łukasz Habaj czy Marcin Turski. Ci wszyscy kierowcy nawiązywali ze sobą równorzędną walkę w klasie N4. W tym roku pojedynków było 6, co można wytłumaczyć tym, że w klasie nie wystartowało aż siedmiu kierowców z tej listy. Na szczęście pojawili się Kajetan Kajetanowicz, Tomasz Czopik, czy Patrik Flodin. Starczy palców u dłoni, aby wyliczyć odcinki, na których przewagi pomiędzy kierowcami były większe niż te dwie i pół sekundy.

Na Rajdzie Polski sytuacja jeszcze lepsza: w ubiegłym roku w walce na sekundy brało udział 15 kierowców! Doliczyłem się 11 pojedynków "jak równy z równym". W tym roku nieco mniej, bo siedem. Te liczby nie wymagają szerokiego komentarza. Jest dobrze. Aktualnie w klasyfikacji generalnej grupy N prowadzi Kajetanowicz przed zwycięzcą Polskiego, trzeci jest Paweł Dytko. Ci trzej kierowcy narzucili mocne tempo i wszystko wskazuje na to, że w dalszej części sezonu nadal będą raczyć nas pięknymi pojedynkami. Jak dla mnie cała trójka zasłużyła na medale i wyróżnienia na koniec sezonu, bez względu na punkty w generalce.

A co się dzieje w utworzonej w tym sezonie klasie S2000? Jeśli chodzi pojedynki to wieje nudą... Tak naprawdę dopiero na ostatnim rajdzie doczekaliśmy się walki pomiędzy dwoma kierowcami. Bajka skończyła się gdzieś na płocie gospodarza, na którym wylądował Peugeot 207 z numerem 1. Posiadający dużo mocniejszy sprzęt Bryan Bouffier odjeżdża konkurentom nawet na odcinkach testowych. Kiedy na Rzeszowski przyjechał Grzegorz Grzyb uświadomił sobie, że ciągle powtarzane "Francuz ma lepszy sprzęt" to nie wymówka dla mediów, ale fakt. Ciekawiej to wyglądało, kiedy startowali Michał Kościuszko i Michał Sołowow, bowiem ta konkurencja pomiędzy poszczególnymi kierowcami zaczynała się kształtować. Różnice między Mistrzem Polski a Polakami w S2000 nierzadko sięgały 6-8 sekund. Jest jeszcze Mariusz Małyszczycki, ale jak przyznał jego pilot musi się jeszcze sporo uczyć, aby rywalizować z czołówką. Teraz do Peugeotów wsiedli Leszek Kuzaj i Tomasz Kuchar. Po wynikach ostatniej rundy RSMP widać, że wyuczenie się zachowań auta i odpowiedniego podejścia wymaga czasu. Tymczasem do końca sezonu pozostały trzy rundy Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski.

Konkurencja w N4 budowana była przez lata. Tak jak w życiu – na wszystko trzeba mocno zapracować i pewien czas po prostu minąć musi. W tym roku lepiej radzi sobie Lancer Evo IX, który zdaniem Sebastiana Frycza poczynił większe postępy niż Subaru Impreza N12. Miejmy nadzieję, że identycznie będzie w przypadku S2000, kiedy przesiądą się do niej ci, którzy teraz walczą autami z silnikami turbo (tak tak, już sami po cichu to przyznają).

Rajdy podzielone zostały na dwie części: Super 2000 i reszta. Mam wrażenie, że jak do tej pory ciekawiej jest w tej drugiej... Mam rację?

Paweł Świder

pawel.swider@sportowefakty.pl

PS. Nie oznacza to, że klasa A7 czy program sponsorski C2R2 Teams’ Challenge nudzą, bo momentami są wręcz porywające. Jednak nie są to "królewskie klasy" i nie jest to do końca to samo, co mocne czteronapędówki.

Źródło artykułu: