Po piętnastu minutach ciekawej i widowiskowej walki, Jan Błachowicz pokonał jednogłośną decyzją sędziów Igora Pokrajaca. Polak nie ukrywa, że standardowo wszedł w walkę z małym opóźnieniem, jednak mimo początkowych problemów, dobrze poradził sobie w późniejszych rundach.
- Zawsze w swoich walkach jestem "slow starterem", dlatego też muszę się w pierwszą rundę wdrążyć. Sam zepsułem, spadając z tych pleców i trochę jak amator dałem się stłamsić przy siatce, ale nie zrobił mi żadnej krzywdy. Na tyle to kontrolowałem, że on mnie nie trafił nigdzie mocno, a potem pod moje dyktando toczyły się dwie rundy. Brakło tylko kropki nad "i" - powiedział Jan Błachowicz.
Zawodnik trenujący obecnie w Warszawie został zapytany również o sytuację z drugiej rundy, kiedy to wdał się bezpardonową bójkę z Chorwatem.
- Chciałem walczyć, chciałem się bić. Widziałem, że moje ciosy są minimalnie silniejsze i go naruszam. Liczyłem, że gdzieś go w końcu trafię i padnie, ale się nie udało. Był mocno przygotowany, był twardy. Wiedział, o co walczy, bo dostał od UFC drugą szansę. Obaj mieliśmy coś do pokazania i do udowodnienia - stwierdził zawodnik urodzony w Cieszynie.
Przed walką w Zagrzebiu, Jan Błachowicz niejednokrotnie odpowiadał na pytania dotyczących jego psychiki oraz tego, co stało za ostatnimi porażkami. Teraz Polak wyznaje, że okres ten minął i w klatce czuł się dużo lepiej.
- Walczyło mi się dużo lepiej, niż w poprzednich walkach. Czułem tę walkę lepiej i o to mi też chodziło. Cieszyłem się tym pojedynkiem i sprawiał mi on przyjemność, a nie, że wychodziłem nie wiadomo po co. Przed walką w Las Vegas nie czułem nic. Nie miałem żadnych emocji. Byłem tak pusty, że nie było z czego pociągnąć. Teraz chęć do walki wróciła, wiem o co walczę i wiem, po co tu jestem. Z tyłu głowy cały czas było, że dwie porażki i przy trzeciej może być lipa. Wtedy co dalej? Całe życie to robię, wtedy musiałbym wymyślać coś innego - wyznał Jan Błachowicz.