WP SportoweFakty: Gdyby ktoś rok temu powiedział pani, że za rok znajdzie się pani w czołowej dziesiątce Plebiscytu "Przeglądu Sportowego" i Telewizji Polskiej na najlepszego sportowca, to co by mu pani odpowiedziała?
Joanna Jędrzejczyk: Ja myślę, że nawet gdyby ktoś powiedział mi o tym kilkanaście tygodni temu, to bym w to nie uwierzyła. Tym bardziej nie dałabym wiary, gdybym usłyszała, że zajmę w tym plebiscycie wysokie siódme miejsce. To dla mnie coś niesamowitego! Na co dzień śledzę kariery licznych sportowców i wydarzenia z wielu dyscyplin. To, że MMA wreszcie zostało zauważone, jest dla mnie czymś wspaniałym. Cieszę się, że zostałam wyróżniona i znalazłam się w gronie najlepszych polskich sportowców. W karierze każdego sportowca zdarzają się wzloty i upadki. Gdzieś jednak tli się nadzieja, która pozwala spróbować po raz kolejny. I mimo, że kilka razy upadliśmy, wstajemy i próbujemy jeszcze raz. Aż do skutku.
W pani karierze były takie chwile zwątpienia?
- Tak. Chwile zwątpienia miałam nawet na pół roku przed podpisaniem kontraktu z organizacją UFC, która dała mi możliwość rozwoju i pokazania swojej osoby. Powiedziałam sobie: "To koniec. Już nie dam rady". Chwilę później postanowiłam jednak spróbować po raz kolejny. Dałam sobie kolejną szansę. I w końcu się udało. Większość sportowców, którzy są w nominowani w tym plebiscycie, miała takie chwile. A jednak wszyscy wytrwali. To dlatego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. W tak zacnym gronie. To dla mnie coś wspaniałego.
W marcu ubiegłego roku zdobyła pani mistrzostwo UFC w wadze słomkowej, nokautując Amerykankę Carlę Esparzę. Mówi się, że w sporcie trudno jest wejść na szczyt, ale jeszcze trudniej jest się na nim utrzymać. Pani dwukrotnie zdołała jednak pas obronić.
- Do tego, żeby zostać mistrzynią pracowałam przez całą swoją karierę. Przez kilkanaście lat. To było wiele wyrzeczeń. Muszę przyznać, że obowiązki mistrzów są naprawdę wielkie. Począwszy od medialnych aż do sportowych. Kiedy jesteś na szczycie, przestajesz gonić, a inni zaczynają gonić ciebie. Dlatego musimy być bardzo skupieni. Trzeba pracować jeszcze ciężej i dawać z siebie jeszcze więcej.
Kiedy występuje pani na konferencjach UFC i udziela pani licznych wywiadów, ma pani poczucie, że ten sukces ma wymiar globalny?
- Często słyszę złe opinie o UFC. Ludzie mówią, że nie płacą zawodnikom i nie robią różnych innych rzeczy. Ale tak samo często dzieje się w innych dyscyplinach - piłce nożnej, siatkówce czy lekkoatletyce. Doceniam to, co mam, bo pamiętam czasy, kiedy żyłam i trenowałam w Holandii. Byłam wtedy zawodniczką, która miała w kieszeni pięć euro. Dziś mam możliwość wyrażania siebie. Dałam z siebie sto procent, a UFC oddaje mi dwieście. Jestem z tego powodu szczęśliwa.
Pani popularność znacząco wzrosła? Ludzie często rozpoznają na ulicy?
- Tak. Popularność wzrosła, choć staram się twardo stąpać po ziemi. Kiedy ktoś mi gratuluje, cieszę się i zawstydzam jednocześnie. To szczere i naturalne. Bo tak naprawdę ciągle czuję się taką małą Joanną z Olsztyna - z miasta niewielkiego, ale z miasta, które wystarcza mi do życia i do tego, żeby być sportowcem światowej klasy.
W Olsztynie trenuje pani u Pawła Derlacza i Szymona Bońkowskiego. W jakim stopniu ten sukces jest ich sukcesem?
- Wiele im zawdzięczam, bo są doskonałymi trenerami. Dużo się od nich nauczyłam. Wiadomo, że przez dziesięć lat trenowałam muay thai, więc miałam już duże doświadczenie, ale MMA nauczyłam się właśnie od nich. Zyskałam dzięki temu możliwość rozwoju. To nasz wspólny sukces. To także sukces mojego dietetyka, fizjoterapeutów, a przede wszystkim mojej rodziny.
Jakie ma pani plany i ambicje na rok 2016?
- Chcę dwa razy obronić swój tytuł. Chciałam, żeby to były trzy obrony, ale niestety niedawna kontuzja mi to uniemożliwiła. Wciąż przechodzę rehabilitację. Niebawem lecę do Stanów Zjednoczonych, gdzie zostanie ogłoszony mój kontrakt na szerszą współpracę z UFC. Czekają mnie nowe i ciekawe obowiązki, ale o nich powiem wkrótce.
Rozmawiał Michał Bugno
Zobacz także: Joanna Jędrzejczyk: uwierzyłam w amerykański sen, niech spełni się także Szpilce