Rizin Fighting Federation - to nowa japońska federacja MMA, która pod koniec ubiegłego roku zorganizowała dwie gale w Saitamie. Podczas drugiej, sylwestrowej imprezy kibice na całym świecie ekscytowali się udanym powrotem Fedora Jemieljanienki. W Kraju Kwitnącej Wiśni równie duże zainteresowanie towarzyszyło pojedynkowi z udziałem "Baruto".
A właściwie "Baruto Kaito". To pełny pseudonim, który nadano Kaido Höövelsonowi, gdy ten w 2004 r. wkroczył na japońską scenę sumo. "Baruto" to po japońsku Morze Bałtyckie. Sportowiec pochodzi bowiem z Estonii.
Zawsze się uśmiechał i walczył fair
Przez dziewięć lat udowadniał swoją wartość w Kraju Kwitnącej Wiśni. Piął się po szczeblach kariery w sumo, notował awanse do kolejnych dywizji, osiągał coraz wyższe stopnie wtajemniczenia. Kibice w Japonii go uwielbiali. Bez względu na to, czy wygrywał, czy przegrywał, zawsze się uśmiechał. Znany był także z tego, że zawsze walczył fair. Nie chciał zrobić krzywdy przeciwnikom.
Japończycy przepowiadali mu ogromną karierę. Olbrzym z Estonii (mierzy 199 cm, a podczas kariery w sumo ważył ponad 180 kg) nie wspiął się jednak na sam szczyt. Był młodszym mistrzem I stopnia (ozeki). Yokozuną - wielkim mistrzem - nigdy nie został. Przeszkodziły mu w tym kontuzje, które w późniejszych latach kariery pojawiały się coraz częściej. Gdy w 2013 r. Höövelsonowi "wysiadło" kolano (zerwał więzadła), uznał, że czas zakończyć bogatą karierę (stoczył ponad 700 pojedynków). - Zdecydowałem się zakończyć karierę z powodu stanu moich kolan. Chcę podziękować ludziom w Japonii za całe ich dotychczasowe wsparcie - mówił Estończyk. Wrócił do ojczyzny, zajął się biznesem.
Jednak w 2015 r. otrzymał propozycję powrotu do Japonii. Tym razem nie chodziło jednak o sumo, lecz o MMA. Skontaktował się z nim Nobu Sakakibara, szef powstającej federacji Rizin FF. Zaczął go przekonywać do podjęcia nowego wyzwania. 31-letni Höövelson uznał, że warto spróbować. Oprócz sumo miał duże doświadczenie w judo, które uprawiał w dzieciństwie w Estonii. Zdobywał tytuły mistrzowskie w ojczystym kraju.
Estończyk z "japońskim duchem walki"
- To człowiek, na którego w Japonii wszyscy długo czekali. Ma potencjał, by być czołowym zawodnikiem MMA. Jego krajem ojczystym jest Estonia, ale to wojownik, który ma japońskiego ducha walki - mówił Nobu Sakakibara, szef federacji. - Dwa lata temu odszedłem ze świata sumo, ale dostałem szansę, by znowu rywalizować. Dam z siebie wszystko, by stać się czołowym fighterem - zapewniał "Baruto".
Po zakończeniu kariery w sumo Estończyk nieco schudł. Gdy trenował do debiutu w MMA, ważył ok. 170 kg. Miał się od kogo uczyć. Ćwiczył pod okiem znakomitych szkoleniowców - Akirę Shojiego (byłego zawodnika, który zasłynął z walk w federacji PRIDE), a także Holendra Petera Aertsa (byłego kickboksera, trzykrotnego mistrza K-1 World Grand Prix). Nie spodziewał się, że los spłata mu figla i będzie musiał stanąć przeciwko jednemu ze swoich mentorów. Ale po kolei...
Szefowie Rizin FF z dumą ogłosili, że rywalem "Baruto" będzie 43-letni Jerome Le Banner, legendarny francuski kickbokser, znany z nokautującego ciosu. Federacja tak reklamowała ten pojedynek - z lewej Estończyk, z prawej... makieta Le Bannera.
- To będzie walka mężczyzny, który dopiero zaczyna w tym sporcie, z mężczyzną, który doszedł w nim do końca. Mam nadzieję, że Jerome przekaże ducha walki i dziedzictwo kolejnemu pokoleniu - komentował Nobu Sakakibara.
Załatwił mentora masą
Dla "Geronimo" miał to być powrót do MMA po pięciu latach. Miał, bo Le Banner wywinął Japończykom niezły numer. 29 grudnia 2015 r., na dwa dni przed drugą galą Rizin FF, Le Banner zrezygnował z pojedynku z estońskim sumitą, bez podania przyczyny. Sakakibara i jego ludzie w popłochu zaczęli szukać zastępstwa. W końcu zwrócili się z propozycją do... Petera Aertsa.
45-letni Holender, który szykował "Baruto" do walki w MMA, początkowo odmówił. Pół roku wcześniej ogłosił przejście na sportową emeryturę. Nie chciał już wychodzić do ringu, ale z drugiej strony widział, jak bardzo Japończykom zależy na powodzeniu przedsięwzięcia. Ewentualne wycofanie z rozpiski walki z udziałem Höövelsona byłoby katastrofą.
Organizatorzy naciskali, Aerts w końcu zmiękł. - Choć MMA nie jest moją dyscypliną - podkreślał. To było widać w trakcie walki, którą zakontraktowano na trzy rundy po trzy minuty. Holenderski kickbokser nie był w stanie utrzymać "Baruto" na dystans. Scenariusz każdej z rund był podobny. Aerts dawał się złapać, Höövelson wykorzystywał siłę, obalał rywala, a później przygniatał go swoim ciężarem. W parterze kilka razy zadawał serię ciosów młotkowych, rozbijając twarz 45-letniej legendy. Aerts tylko raz, w II rundzie, miał szansę na zakończenie walki, gdy znalazł się za plecami rywala. Próba duszenia była jednak nieudana.
Oskarżenia o "ustawkę"
Po trzech rundach sędziowie byli jednomyślni: wszyscy wskazali na "Baruto". Japońscy kibice mogli świętować sukces swojego ulubieńca. - Kibice przyjęli mnie cudowne, miałem łzy w oczach. Odkąd dwa lata temu zakończyłem karierę w sumo, brakowało mi stresu przed walką. Nie sądziłem, że ten pojedynek potrwa trzy rundy. Chciałem go pokonać już w pierwszej. Nie martwię się jednak, bo był to mój debiut. Najważniejsze, że wszystko poszło zgodnie z planem. Taktyka wypaliła - komentował Kaido Höövelson. Taktyka polegająca na jak najszybszym przeniesieniu walki do parteru i wykorzystywaniu masy ciała.
Wybór Aertsa na rywala dla "Baruto" wzbudził pewne kontrowersje. Pojawiły się oskarżenia o "ustawkę". Niektórzy twierdzili, że Holender nie robił w tej walce nic, by pokonać swojego podopiecznego. Riho Rannikmaa, który kiedyś szkolił Höövelsona w judo i sumo, mówił wprost w estońskich mediach. - Aerts niestety wyglądał jak emeryt. Ciężko się poruszał. Poza tym to jasne, że między mistrzem i uczniem nie ma takiej walki jak między dwoma wrogami.
Alik Tseiko, estoński wojownik MMA (rekord 9-4), nie zgadza się z teorią spiskową. - Wydaje mi się, że była to poważna walka, a nie żadna zmowa. Aerts na koniec był bardziej zmęczony niż "Baruto".
Inni sumici wiele nie zwojowali
- Ta walka odsłoniła potencjał "Baruto" i ducha walki Petera. To był moment, w którym spotkały się przeszłość i przyszłość japońskiego MMA - komentował Nobu Sakakibara.
Japończycy twierdzą, że 170-kilogramowy Estończyk może kiedyś osiągnąć wielkie sukcesy w MMA. Jednak, jak uczy historia, sumici w tym sporcie nie byli w stanie zaistnieć. Na pierwszych galach UFC walczyli Teila Tuli czy zmarły niedawno Emmanuel Yarborough. Polegli z kretesem. Yokozuna, czyli wielki mistrz sumo, Koji Kitao stoczył trzy walki w MMA, z czego wygrał tylko jedną. Czterech porażek w czterech pojedynkach doznał słynny Akebono.
Zapowiedzi szefów Rizin FF to przede wszystkim marketing. Organizacja chce być w Japonii taką potęgą jak niegdyś PRIDE. Potrzebuje do tego wyrazistych postaci, a uwielbiany przez kibiców "Baruto" wydaje się idealnym kandydatem.
Tylko czy Estończyk nadal będzie wygrywać w MMA? O swojej przyszłości w tym sporcie mówi tak: - Muszę odpocząć, a potem znów zacząć ciężką pracę. Chcę się dynamicznie rozwijać - powiedział 31-letni Estończyk, który w 2016 r. ma pojawić się na kolejnej gali Rizin FF.
Jędrzejczyk ani myśli o przeprowadzce do USA: Walczyć tam będę częściej, ale jak trenować, to w Olsztynie
Źródło: Agencja TVN/x-news