Rozczarowania i niezadowolenia ze startu w zawodach nie kryje Kamil Kuczyński - Nasz występ jest dla mnie osobiście dużą porażką. Mogłem być dziesiąty, ale tylko z czasem lepszym od rekordu Polski. Zawiedliśmy na całej linii. Co tu dużo mówić - ja nienawidzę przegrywać, chyba nawet bardziej niż kocham wygrywać. Do złotego medalu zabrakło całych dwóch sekund i jednej dziesiątej. To spora przepaść, coś jak wielki kanion - przyznaje z bólem 27-letni kolarz Piasta Szczecin.
W VeloParku w rywalizacji pań aż roiło się od kontrowersyjnych decyzji z udziałem sędziego. Reprezentant Polski doskonale pamięta inne sporne sytuacje i jest pod wrażeniem sukcesu gospodarzy - Nie widziałem niestety dyskwalifikacji Brytyjek ani Chinek, ponieważ byłem wtedy na kontroli antydopingowej. Żeby daleko nie cofać się wstecz, to na mistrzostwach świata w Australii sędzia wyrzucił aż pięć ekip w sprincie drużynowym. Jeśli chodzi o Brytyjczyków, to tu nie mam już słów. Całkowicie rozwalili system. Dodatkowo pobili rekord świata. To, co jechali, było jakąś magią. Chris Hoy jest wielkim sportowcem. Ich kadra ma opiekę psychologa. Poza tym są pewni swojej siły. Francuzi z kolei zawsze byli szybcy. Całe podium ponownie należało do Europejczyków. Rosjanie za to faktycznie świetnie jeździli i już im gratulowałem tego występu - ocenia Kuczyński.
Nasz rodak chwali nie tylko brytyjskich kolarzy, ale też wyspiarską publiczność - Atmosfera do ścigania była dobra. Brytyjczycy zawsze żywo dopingują. Niby uważa się ich za melancholijny naród, ale w przypadku sportu kibicują znakomicie, przynajmniej na welodromie - mówi portalowi SportoweFakty.pl olimpijczyk z Pekinu i Londynu.
- W wyścigu wystartowaliśmy niezbyt szybko i w rezultacie nie rozpędziliśmy się. Mi przyszło skończyć ten anty-kolarski pokaz. Przykro mi było, kiedy zobaczyłem czas, ponieważ wiedziałem, że to porażka i wstyd z takim wynikiem pokazać się na największej imprezie w życiu sportowca. Jechaliśmy planowo w pierwszym biegu, ale po wyrwaniu nogi przez Maćka powtórzyliśmy nasz start w czwartym przejeździe - relacjonuje wicemistrz świata w wyścigu scratch.
Sprint drużynowy nie był ostatnim występem Kuczyńskiego w mieście nad Tamizą. Polak o jak najlepszy wynik powalczy jeszcze indywidualnie - Przede mną jeszcze start w keirinie - to siódmego sierpnia. Zobaczymy, kogo trafię po losowaniu. Myślę, że nie jestem w najgorszej formie, ale patrząc na moich przeciwników w tej konkurencji, to żeby przebrnąć przez eliminacje, będę musiał wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i wykorzystać każdą nadarzającą się okazje. Będę musiał ryzykować - uważa nasz reprezentant.
Przypomnijmy, że czwartkową rywalizację wśród torowców zgodnie z przewidywaniami wygrał zespół Chrisa Hoya, a swoje zwycięstwo okrasił nowym rekordem globu (42,600). Srebrne medale powędrowały w ręce Francuzów, a w wyścigu o brąz triumfowali Niemcy. Polacy zamknęli stawkę dziesięciu zespołów, przegrywając z równie słabymi Wenezuelczykami.
Zobacz też: