Golden State Warriors po świetnej czwartej kwarcie (38:29) pokonali Los Angeles Lakers i otwarli sezon w wymarzony sposób. Jeśli kibice liczyli przy tym zestawieniu na zacięty mecz, trzymający w napięciu do ostatnich sekund, to tym razem taki nie był.
Goście z San Francisco na cztery minuty przed końcem wyszli na prowadzenie 110:101 i nie kontrowali wynik do samego końca, triumfując ostatecznie 121:114. Kibice w Staples Center opuszczali halę jeszcze przed końcową syreną.
Lider Warriors, Stephen Curry w pierwszym meczu nowego sezonu miał problemy z celnością (5/21 z gry, 2/8 za trzy), ale do 21 punktów dodał 10 zbiórek oraz 10 asyst, co dało mu pierwsze triple-double od 2016 roku. - Grałem dziś, jak gówno - śmiał się później Curry. Chwalił za to zespół. - Świetnie jest zacząć od zwycięstwa, czuliśmy przed tym dniem dużą ekscytację - komentował w rozmowie z reporterką TNT. - Kreowaliśmy dziś dobre rzuty, kilka razy zatrzymaliśmy rywali w obronie, o to chodzi - dodawał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: spariodowała grę w tenisa. Padniesz ze śmiechu!
Curry przyznał, że "popełnił dziś kilka błędów". - Powinienem ponadto trafić więcej rzutów, ale będzie dobrze. Tworzymy zgrany zespół, mamy solidną chemię. Wciąż jednak jest jeszcze dużo rzeczy, których musimy się nauczyć. Wiele lekcji przed nami - mówił trzykrotny mistrz NBA, którego we wtorek wspomogli Jordan Poole (15 punktów) i bardzo dobrze dysponowany Serb, Nemanja Bjelica, zdobywca 15 "oczek", 11 zbiórek i czterech asyst.
Warriors udowodnili, że tworzą prawdziwy kolektyw, czego nie można jeszcze powiedzieć o Lakers. Gwiazdorski duet purpurowo-złotych LeBron James - Anthony Davis spisał się świetnie, ale w swoim debiucie w nowym zespole słabo wypadł Russell Westbrook.
Były zawodnik Washington Wizards, który latem na zasadzie wymiany trafił do Lakers, spędził na parkiecie 35 minut, a w tym czasie uzbierał osiem punktów, pięć zbiórek, cztery asysty. Westbrook popełnił też cztery straty, a jego wskaźnik plus/minus był najgorszy w całej drużynie (aż -23).
Gospodarzom na nic zdały się 34 "oczka" Jamesa i 33 punkty Davisa. Każdy z nich zebrał po 11 piłek, James miał dodatkowo pięć asyst, ponadto trafił 5 na 11 oddanych rzutów za trzy. "Jeziorowcy" odczuli na pewno brak kontuzjowanych Trevora Arizy i Talena Horton-Tuckera, choć trzeba pamiętać, że Warriors wciąż muszą radzić sobie bez dochodzące do siebie Klaya Thompsona.
Lakers we wtorek wykorzystali tylko 9 na 19 rzutów wolnych i to był ich spory mankament. Jeszcze pod koniec trzeciej kwarty prowadzili 85:76, ale Warriors zamknęli tę odsłonę zrywem 7-0, a później przejęli kontrolę. Dla zespołu z Hollywood, licząc pre-season, jest to już siódma porażka z rzędu.
Milwaukee Bucks przed rozpoczęciem spotkania, otwierającego nowy sezon zasadniczy, odebrali mistrzowskie pierścienie, a chwilę później rozbili Brooklyn Nets 127:104. Nie było rewanżu za ostatnie play-offy. MVP Finałów 2021, Giannis Antetokounmpo zdominował wydarzenia na parkiecie.
Grek w 31 minut zdobył 32 punkty, 14 zbiórek i siedem zbiórek. - Nie było łatwo. Widzieliśmy, jak pod kopułą hali zawisa nasz mistrzowski baner. Trudno jest złapać odpowiedni balans, kiedy towarzyszy ci tyle emocji, ale uważam, że wykonaliśmy dziś świetną robotę - komentował Antetokounmpo dla ESPN.
Kluczowy okazał się zryw Bucks na początku czwartej kwarty, seria 8-0 pozwoliła im doprowadzić do wyniku 109:93, a Nets nie byli już w stanie odwrócić losów spotkania. Dla nowojorczyków 32 "oczka" i 11 zbiórek wywalczył Kevin Durant, a 20 punktów, osiem zebranych piłek i osiem asyst miał James Harden. Rezerwowy rozgrywający, Patrick Mills trafił 7 na 7 oddanych rzutów za trzy.
Wyniki:
Milwaukee Bucks - Brooklyn Nets 127:104 (37:25, 29:34, 31:26, 30:19)
(Antetokounmpo 32, Middleton 20, Connaughton 20, Nwora 15 - Durant 32, Mills 21, Harden 20)
Los Angeles Lakers - Golden State Warriors 114:121 (34:32, 25:21, 26:30, 29:38)
(James 34, Davis 33 - Curry 21, Poole 20, Bjelica 15, Lee 15)
Czytaj także:
Są liderem, jeszcze się wzmocnili. Wielki powrót na Podkarpacie
QUIZ: ile wiesz o nowym sezonie NBA?