Nasz reportaż dotyczący oskarżeń formułowanych przez zawodniczki ws. molestowania seksualnego i znęcania się psychicznego nad koszykarkami SMS PZKosz Łomianki oraz kadry młodzieżowej, spowodował lawinę zdarzeń. Sprawą zajmie się kilka instytucji państwowych, sejmowa komisja sportu, Ministerstwo Edukacji i Nauki, Rzecznik Praw Dziecka oraz prokuratura krajowa.
Przypomnijmy, że kilkanaście dziewczyn i kobiet, które na przestrzeni lat kończyły elitarną szkołę sportową w Łomiankach, opowiadało nam o swoich traumatycznych przeżyciach. Związane są one z osobą trenera Romana Skrzecza. Wszystko to miało dziać się w szkole, która podlega Polskiemu Związkowi Koszykówki. Cały reportaż przeczytacie TUTAJ.
O tym, jakie konsekwencje mogą mieć takie sytuacje i z czego one wynikają, pytamy psycholog sportu Julię Chomską.
ZOBACZ WIDEO: Dziennikarze WP SportoweFakty doprowadzili do reakcji ministerstwa. Przemysław Czarnek zarządził kontrolę
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Jakie są pani przemyślenia na temat tego, co miało dziać się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach?
Julia Chomska: Z racji zawodu o zaistniałej sytuacji dowiedziałam się dużo wcześniej i jako psycholog ale i kobieta, ile mogłam, dałam, i nadal daję dziewczynom wsparcie. Kiedy pojawił się tekst, powiem szczerze, mimo iż wiele już usłyszałam, to fakty, które tam przeczytałam, wbiły mnie w podłogę. Dobrze, że dziewczyny znalazły w sobie siłę i odwagę do powiedzenia o tym głośno.
Jak na młodych sportowców działa takie "motywowanie" przez szkoleniowca, jak to opisują bohaterki tekstu - czyli presja, komendy ocierające się o szykanowanie, czasem wręcz obrażanie?
Proszę sobie wyobrazić najbardziej stresującą sytuację, jaką można mieć w pracy, w życiu. Otóż osoba trenująca podczas meczu odczuwa stres 10000 razy mocniej, intensywniej. Wystawia się na ocenę nie tylko przed samą sobą, ale i koleżanek z drużyny, trenerów, kibiców. Dlatego każdy najmniejszy krzyk trenera bardzo często ścina z nóg zawodniczkę. Mówiąc kolokwialnie "odcina jej głowę". W mózgu fale odpowiedzialne za stres potrafią zablokować wszystkie umiejętności, które w sytuacjach bez stresu wychodzą nam fenomenalnie, i nagle pod jego wpływem kozłowanie staje się niewykonalne i skomplikowane. Dlatego takie "motywowanie" przez trenera bardziej zniechęca i uwstecznia, niż pomaga.
Czy takie metody to jest trochę relikt minionej epoki?
I tak, i nie. Na pewno trenerzy starej daty wychodzą z założenia, że budowanie autorytetu odbywa się poprzez podnoszenie głosu i traktowanie zawodników z góry. Bycie autokratycznym daje możliwość wyniesienia siebie na piedestał. Minusem jest, że taki trener się nie uczy, nie rozwija, nie kształci w obszarach tak ważnych jak warsztat psychologiczny. Tego stylu kierowania zespołem uczą się też młodsi trenerzy, którzy są w cieniu i nie mają siły przebicia.
Czy podejście trenerów się zmienia?
Na pewno nastąpiła ewolucja, jeśli chodzi o zdrowie fizyczne. Aktualnie nie ma możliwości, by na meczu czy treningu nie było fizjoterapeuty. Niestety, zazwyczaj jest to też mężczyzna, a w sportach kobiecych jestem zdania, że kobieta w sztabie wprowadziłaby pewną równowagę i zauważyłaby, gdzie granice są przekraczane. Wielka szkoda, że nadal mało jest psychologów współpracujących na stałe w drużynach, które pracują zarówno z zawodniczkami, trenerami jak i całym sztabem.
Wielu sportowców i trenerów powtarza jednak stare powiedzenie, "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni". A więc najsilniejsi przetrwają i odniosą sukces. Muszą być krew, pot i łzy.
Proszę mi wierzyć, że sportowcy nakładają na siebie taką presję wewnętrzną, że już nikt im jej dokładać nie musi. A wręcz przeciwnie, powinna być im ona odbierana w postaci pozytywnych komunikatów i wzmocnień ich mocnych stron. Każdy, komu zależy na byciu zawodowym i profesjonalnym zawodnikiem/zawodniczką, daje z siebie 100% i wówczas pojawi się i pot, i krew, i łzy. I niekoniecznie mają to być łzy po rozmowie z trenerem. Sportowcy sami przekraczają swoje granice, wychodzą poza strefę komfortu. To wystarczy. Nie trzeba ich bardziej testować.
Popularne wśród trenerów jest powiedzenie, że sport to nie szkółka niedzielna. Co to w zasadzie ma znaczyć i gdzie są granice szkółki niedzielnej i profesjonalnej?
Kiedy dziecko zaczyna swoją przygodę ze sportem, to jak najbardziej powinna być "szkółka niedzielna", czyli miejsce, gdzie maluchy się bawią sportem i łapią bakcyla do danej dyscypliny sportowej. Wraz z rozwojem dziecka i przechodzeniem na bardziej zaawansowane poziomy rywalizacji sportowej trenerzy zaczynają wymagać więcej, jednak często zapominają, że wraz z rozwojem fizycznym odbywa się rozwój emocjonalny. Szkoły Mistrzostwa Sportowego koszarują młodzież z całej Polski. Te dzieci spędzają ze sobą 24 godziny na dobę. Są daleko od domów rodzinnych. Nie mają życia jak rówieśnicy, w zamian za to mają 16 godzin treningów tygodniowo i w weekendy mecze. Gdzie tu czas na naukę, odpoczynek? Wiele osób rzuca sport właśnie na tym etapie szkolenia. Trener dostaje zadanie: mistrzostwo. Ale tylko mądry trener będzie wiedział, jak je osiągnąć bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym podopiecznych.
Czy jest różnica w nieodpowiednim traktowaniu młodych sportowców chłopców i dziewcząt? Czy chłopcy i dziewczyny mają inne reakcje?
Kiedyś zapytałam jednego z trenerów koszykówki, dlaczego tak bardzo krzyczy na swoje zawodniczki. Usłyszałam: "żeby zmężniały". Czy od tego nabiorą grubej skóry? Co niektóre pewnie tak. Czy dzięki temu pokochają sport bardziej? Na pewno nie. Rozwój dziewcząt to nie tylko zmiany w głowie, ale i ciele. Na tym etapie rozwoju dziewczęta, które trenują, znacznie różnią się od swoich rówieśniczek, a to często wprawia je w kompleksy, które rzutują na samoocenie, pewności siebie i wierze w swoje umiejętności. Różnica w treningu dziewcząt a chłopców na poziomie SMS-ów jest kluczowa. Od dziewczyn wymaga się więcej. Mają być perfekcyjne w szkole, na boisku i nie stwarzać problemów wychowawczych. Ciężko samemu poradzić sobie z takimi obciążeniami.
Czy często spotyka się pani z traumami młodych sportowców wynikającymi z nieodpowiednich relacji ze szkoleniowcami?
Niestety jest to częsty problem i zaczątek pracy z psychologiem sportu. Zauważam tu spore problemy komunikacyjne. Trenerzy często nie rozmawiają z zawodniczkami, nie informują, jakie są zasady, na jakiej podstawie dobierany jest skład na mecz. Niedopowiedzenia u każdego budzą lęk, frustracje i niechęć. Zawodniczka całą winę za zachowania trenera często upatruje w sobie, tym samym czuje się gorsza, słabsza, brzydsza, mniej lubiana. Zamyka się w sobie i obniża wymagania względem swoich możliwości. A to prowadzi do pogorszenia swojej gry i funkcjonowania w sporcie.
"Jesteś tak miękka, że nawet nie potrafiłbym wejść”, "Penetrujcie rywalki tak, jak chciałybyście, żeby penetrował was chłopak" - tak miał się zwracać trener do koszykarek. Resztę pewnie pani zna z tekstu. Jaki to może mieć skutek dla młodej sportsmenki?
Konsekwencje tych słów mogą być o wiele poważniejsze, niż porzucenie sportu. Często takie traumy mają znamiona stresu pourazowego i dochodzą do naszej świadomości na wiele lat po tym zdarzeniu. Bez względu, ile czasu minęło, wszystkie osoby, które zetknęły się z taką formą przemocy, powinny udać się do specjalisty i przepracować ten etap w swoim życiu, by móc funkcjonować w sporcie, życiu… i ze samą sobą.
Jak mogą wpływać na relacje z zawodniczkami sugestie o podtekście seksualnym? Zawodniczki opowiadają, że trener wybierał "ulubienicę" i "ofiarę". Jak takie właśnie ustawianie relacji wpływa na zespół, no i na "ofiarę"?
Ważne by drużyna była monolitem. Jest to sport drużynowy i jedna osoba meczu nie wygra. Na pewno wybór pupilka, jeśli jest to osoba zdolna, utalentowana i pracowita sprawia, że rozwój jej będzie dużo szybszy. Choć taka osoba nie będzie lubiana w drużynie. Niestety w przypadku upatrzenia sobie "ofiary" nie ma tu nic pozytywnego, a wręcz powoduje strach w całej drużynie. Podnoszenie swojego ego kosztem kogokolwiek jest niedopuszczalne. Dlatego ważne, by na każdym etapie trenowania był obecny wykwalifikowany psycholog sportu, który posiada wiedzę psychologiczną i zareaguje na to, co się dzieje.
Niestety, wiem, ile dziewczyny, które zdecydowały się o tym powiedzieć, kosztuje to nerwów, stresu i emocji i jak długo zbierały się, by poruszyć ten temat. Wiele przeżyły w samotności i ciszy, dlatego teraz należy dać im przestrzeń, wsparcie i siłę, by już żadna zawodniczka, czy zawodnik nie musiał ukrywać takich sytuacji.
Kiedyś dziwnie patrzono na sportowca, który korzysta z pomocy psychologa. A dziś?
Aktualnie psychologia sportu nie jest już tematem tabu. Bardzo dużo mówi się o depresji w sporcie, o problemach natury psychicznej. Wielu sportowców otwarcie przyznaje się do wypalenia. Ważne, by o tym mówić, nie wstydzić się. Pomoc psychologiczna powinna być normą w świecie, gdzie obciążenia psychiczne są częściej mocniejsze niż fizyczne. Budowanie przewagi mentalnej nad rywalem bez względu czy jest się kobietą, czy mężczyzna, czy uprawia się sport indywidualny, czy drużynowy powinny być fundamentem, traktowanym na równi z treningiem fizycznym. Ważne, by trafić do wykwalifikowanego psychologa sportu, który ma narzędzia, by pomóc.
Jak nazwać w skrócie metody trenera Skrzecza?
Niedopuszczalne.
TU SZUKAJ POMOCY:
Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem albo znasz kogoś, kto potrzebuje pomocy, dzwoń pod bezpłatny i całodobowy numer Niebieskiej Linii (800 12 00 02) lub Telefonu zaufania dla Dzieci i Młodzieży (116 111). Możesz też napisać maila - adresy znajdziesz na powyższych stronach.