Oba zespoły, które zmierzyły się w środowy wieczór w grodzie nad Brdą, nie miały ostatnio najlepszej passy. Gospodarze ponieśli trzy porażki z rzędu, natomiast goście mieli serię czterech przegranych. Waga tego starcia, w dodatku przy identycznym bilansie drużyn (5-7), była więc spora.
- Jechaliśmy tutaj z nastawieniem, że to będzie ciężki mecz i taki był. Obie drużyny walczą o bardzo ważne punkty. Cieszymy się niezmiernie, bo wygraliśmy na trudnym terenie. Ostatnio mieliśmy ciężki okres, dlatego ta wygrana była nam niezwykle potrzebna. Jesteśmy po prostu bardzo szczęśliwi - powiedział po spotkaniu Marek Zapałowski.
Jego podopieczni mieli w tym meczu różne momenty. Lepsze, gorsze, ale samą końcówkę zagrali po profesorsku, aplikując rywalom aż 10 punktów w ciągu ostatniej minuty pojedynku. Bodźcem była trójka z faulem w wykonaniu Mikołaja Stopierzyńskiego, przy wyniku 73:72 dla gospodarzy. Po tym była nieudana akcja miejscowych, kolejna trójka - tym razem Tomasza Madziara - będąca ciosem, po którym przeciwnicy już się nie podnieśli.
Po meczu, postawy pogratulował zwycięzcom trener Enea Astorii. - Gratulacje dla gości. Naprawdę grali dobrze, od początku do końca konsekwentnie i z wiarą w ostateczny sukces - podkreślił. Sam z kolei nie miał tęgiej miny, bo takie porażki bolą bardzo, w dodatku przed własną publicznością, kiedy jednak była spora szansa na odniesienie końcowego sukcesu.
- Nie da się wygrywać, jeśli nie trafiamy do kosza na dobrym procencie u siebie w hali. Historycznie oddaliśmy aż 29 rzutów za trzy punkty, gdzie normalnie próbujemy ok. 18 razy. Tutaj nas poniosło, a paradoksalnie, kiedy mieliśmy pozycje, nie decydowaliśmy się na to. W najważniejszych momentach brakuje zatem myślenia i realizowania taktyki. Coś sobie ustalamy, przez większą cześć meczu to gramy, ale w którymś momencie każdy chce być chyba bohaterem i przestajemy grać zespołowo - dodał Konrad Kaźmierczyk.
- Gratulacje dla rywali. To był mecz, który dla kibiców mógł być fajny - 29 razy zmieniało się prowadzenie, spotkanie było na styku - zauważył z kolei Patryk Gospodarek, rozgrywający gospodarzy. - My w tym spotkaniu, mimo że skuteczność mieliśmy fatalną, do końca byliśmy w grze o wygraną. Zadecydowała trójka z faulem i to w momencie, w którym minimalnie prowadziliśmy. Później kolejna, zrobiło się -6 i było po wszystkim. Szkoda, bo takie mecze powinniśmy wygrywać. Bardzo chcieliśmy to zrobić, wiedzieliśmy jak dużo on dla nas znaczy - powiedział.
Dla Elektrobud-Investment Znicza Basket to zatem kolejne takie spotkanie w Bydgoszczy. Rok temu, też w I rundzie, zespołowi również nie szło, przyjechał do Artego Areny i zmiażdżył wówczas gospodarzy. Teraz scenariusz był inny, ale finalnie i wtedy, i teraz liczą się zdobyte 2 punkty i przełamanie. - Drugi raz z rzędu udaje się wygrać w Bydgoszczy po serii porażek i to bardzo bolesnych, bo rok temu było identycznie. Dzisiaj była skuteczność, wpadało nam do kosza, były otwarte pozycje, więc je wykorzystywaliśmy - dodał na zakończenie opiekun gości.
ZOBACZ WIDEO: Co za historia! Gol bramkarza dał remis! - skrót meczu Benevento Calcio - AC Milan [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Wydawało się że będzie tylko lepiej a tu wychodzi że ENEA daje jakieś grosze (widać po transferach). W drużynie znowu brak atmosfery jak rok temu (dwaj mło Czytaj całość