Bartosz Diduszko: Chcieliśmy wrócić na ścieżkę zwycięstw

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Tytus Żmijewski
PAP / Tytus Żmijewski
zdjęcie autora artykułu

Koszykarze Polskiego Cukru Toruń przełamali serię porażek i w meczu na szczycie PLK pokonali Stelmet BC Zielona Góra 81:69. Gospodarze tym samym udowodnili, że ostatni spadek formy mają już za sobą.

Chociaż mistrzowie Polski do Torunia przyjechali bez dwójki czołowych zawodników, Vladimira Dragicevića oraz Armani Moora, to jednak wciąż są bardzo mocną drużyną. Natomiast gospodarze byli w bardzo trudnej sytuacji, gdyż po środowej porażce z Rosą Radom 84:89 niektórzy sugerowali, że Polski Cukier Toruń znalazł się w poważnym kryzysie formy. Tak się jednak nie stało, bo pokonanie nawet osłabionego Stelmetu BC Zielona Góra zawsze można cenić bardzo wysoko.

Tak też uważa jeden z bohaterów Twardych Pierników, skrzydłowy Bartosz Diduszko. - Stelmet BC Zielona Góra to zawsze jest aktualny mistrz Polski, gra też przecież w europejskich pucharach i jest bardzo wysoko w tabeli. Na każdej pozycji mają dwóch bardzo dobrych zawodników. Chcieliśmy zrobić wszystko, aby pomimo tych kilku ostatnich porażek, wrócić na swoją optymalną ścieżkę zwycięstw. Nie ma do tego lepszej okazji niż potyczka z mistrzem kraju. Poza tym z zielonogórzanami już za parę dni czeka nas kolejna potyczka w ćwierćfinale Pucharu Polski, a wcześniej trudny mecz ligowy w Sopocie - podkreślił Diduszko.

W pewnym momencie trzeciej kwarty zielonogórzanie prowadzili nawet 62:61. Torunianie nie pozwolili jednak rywalom na więcej, bo końcówkę zagrali wręcz perfekcyjnie. - Stelmet jest niezwykle doświadczoną drużyną. I w starciach z takim rywalem nie można sobie pozwolić na odrobinę relaksu i słabości. Mogliśmy obronić kilka akcji więcej i wtedy wygralibyśmy zdecydowanie wyżej, ale triumf nad tak mocnym przeciwnikiem zawsze musi cieszyć - dodał Diduszko.

Gospodarze ostatecznie po bardzo ciekawym widowisku pokonali Stelmet Zielona Góra 81:69. Trzeba jednak dodać, że jeden element w ich grze zawiódł, a były to mianowicie rzuty wolne, które podopieczni Jacka Winnickiego wykonywali naprawdę bardzo słabo. Skąd się wzięły tak słabe statystyki na linii rzutów osobistych? - Sam naprawdę nie wiem, bo też trafiłem tylko jedną na cztery próby. Wcześniej bez problemu wszystko rzucałem celnie, a w tym meczu po prostu mi to nie wychodziło. Ciężko mi się wypowiadać na ten temat - dodał Diduszko.

ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: to, co przeżyłam, było dla mnie dramatem

Źródło artykułu: