[b]
WP SportoweFakty: "No Blass - no problem". Idealnie wypełnił pan lukę po jego odejściu.[/b]
Chavaughn Lewis: Zacznę od tego, że żałuję, iż nie ma już z nami Jerela Blassingame'a, który był dobrym duchem drużyny. Traktowałem go jak starszego brata, od którego mogłem się wiele nauczyć. Jego odejście było zaskoczeniem, ale nie mogliśmy usiąść i płakać. To by nam nic nie dało. Trzeba było wziąć się do pracy. Naturalnie rola lidera spadła na moje barki.
Szybko się pan odnalazł.
- A miałem wyjście? (śmiech). Mówiąc poważnie - taką rolę pełniłem podczas gry na uniwersytecie. Nie mam więc problemów z wzięciem odpowiedzialności za zespół w trudnych momentach.
Dawno nie widziałem w PLK tak wszechstronnego rozgrywającego. To pana największy atut?
- Zdecydowanie. Mogę z powodzeniem grać na pozycjach od 1 do 3. Staram się z tego korzystać podczas meczów.
Przypomina mi pan Russella Westbrooka. On też jest niezwykle wszechstronny i gra na dużej intensywności. Na nim się pan wzoruje?
- Lubię jego styl gry, ale wzorowałem się na trzech zawodnikach: Allen Iverson, Jason Kidd i Vince Carter. Zawsze szukałem koszykarzy, którzy swoimi zagraniami potrafią dać radość kibicom.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy
Co musi pan jeszcze poprawić?
- Skuteczność i ograniczyć liczbę strat. Wtedy mogę grać na wysokim poziomie.
Sytuacja wokół klubu jest bardzo napięta. Czy to ma wpływ na zespół? Docierają te informacje do was?
- Oczywiście, że docierają. Rozmawiamy o tym w szatni, ale mimo wszystko staramy się zachować koncentrację i skupić się na koszykówce. Jesteśmy profesjonalistami i staramy się kontrolować te rzeczy, na które mamy wpływ. Jesteśmy rozliczani za zwycięstwa. To nas interesuje.
Obawia się pan przyszłości? Mam na myśli przedwczesne zakończenie gry w Enerdze Czarnych Słupsk.
- Nie. Wierzę w Boga i jestem pewny, że wszystko dobrze się skończy. Poza tym ja jestem nauczony pozytywnie patrzeć na rzeczywistość. Nie lubię skupiać się na negatywach. Mój kontrakt jest ważny i chcę się jak najlepiej z niego wywiązać.
[b]
Z AZS-em Koszalin wygraliście 72:70, choć zwycięstwo powinniście zapewnić sobie znacznie wcześniej.[/b]
- Zgadzam się. Mieliśmy już 18 punktów przewagi i zbyt łatwo daliśmy rywalom wrócić do gry. Utrata koncentracji prawie kosztowała nas zwycięstwo. Biorę za to odpowiedzialność, bo w końcówce popełniłem za dużo błędów.
Nie sposób nie zapytać o pudła z linii rzutów wolnych. Przestrzelił pan aż pięć osobistych. Jak to tłumaczyć?
- Sam nie wiem. Na treningach potrafię trafić 20 osobistych z rzędu. Przychodzi mi to z łatwością. Myślę, że w ostatnim spotkaniu straciłem koncentrację, poczułem się za pewnie. Sądziłem, że mecz jest już wygrany. Nigdy nie miałem takiego spotkania, w którym przestrzeliłbym aż tyle osobistych. To nie może się mi przydarzyć w kolejnych spotkaniach. Każdy nietrafiony rzut wolny rozbija drużynę, powoduje frustrację wśród zawodników, ale i kibiców.
Na niecałe osiem sekund przed końcem meczu przy czteropunktowym prowadzeniu sfaulował pan Curtisa Millage'a, czym doprowadził pan do wściekłości trenera Stelmahersa. Skąd taka decyzja?
- Tak, to był mój błąd. Wynikł on z nieporozumienia. Trener Stelmahers przed rzutami wolnymi Anthony'ego Goodsa powiedział mi, że jeśli będziemy mieli po nich trzy punkty przewagi to mam faulować. Niestety pomyliłem się w rozrachunkach i sfaulowałem w momencie, kiedy mieliśmy cztery punkty. Po prostu na chwilę kompletnie zapomniałem o tych ustaleniach. Pomyliłem się, za co mogę przeprosić trenera i całą drużynę.
Rozmawiał Karol Wasiek